Tajemnice życia Joanny d’Arc. Część 4: Wygląd, osobowość i umiejętności

Jedna z naszych najnowszych rekonstrukcji (26/5/2014). Wciąż trochę jak "modelka", ale zgodny z rysami twarzy Jeanne des Armoises i rzeźby z Orleanu

“Ale cóż my właściwie wiemy w końcu o tej kobiecie ze Średniowiecza, która śmiała nosić męski strój, dosiadała konia, prowadziła wojnę; która zwracała się do najmożniejszych jej czasu z taką swobodą, że jej stosunek do nich był bliski bezczelności i która okazała swym sędziom niezwykłą śmiałość?” (Marcel Gay, Roger Senzig: „L’Affaire Jeanne d’Arc”)

Istotnie: co my o niej tak naprawdę wiemy? Zwykło się mówić – i jest to już niemalże truizm – że Joanna d’Arc to jedna z najlepiej udokumentowanych postaci europejskich Wieków Średnich. I rzeczywiście, jeżeli mierzyć to samą liczbą archiwalnych dokumentów – nie mówiąc już o rozmiarach niektórych z nich – to ów truizm jest szczerą prawdą. Z drugiej jednak strony wiele z owych dokumentów jest ze sobą rozbieżnych lub nawet wprost sprzecznych co do zawartych w nich informacji. Tak na dobrą sprawę wiemy na pewno to, że w ogóle istniała i że odgrywała aktywną rolę w Wojnie Stuletniej, przyczyniając się w jakiś sposób do przechylenia szali zwycięstwa na korzyść jednej z walczących stron. Wiele opiera się bardziej na przypuszczeniach niż na czymkolwiek udowodnionym.

Czy była istotnie osobą prowadzącą armię do walki, czy też tę funkcję lidera sprawowała jedynie formalnie, pozostając bardziej rodzajem „figuranta” i „maskotki”? Trwają o to spory praktycznie bez przerwy. Czy była bardziej dowódcą wojskowym w „technicznym” sensie, czy też raczej „komisarzem politycznym” dbającym o spoistość i ideowość powierzonego jej wojska? Określenie „komisarz polityczny” lub „oficer polityczny” w kraju rządzonym niegdyś przez komunistów może się źle kojarzyć. Ale pamiętajmy, że to nie komuniści wymyślili takie pojęcia, bo stosowane były już wcześniej, a narodziły się – nomen omen – tak jak i sama Joanna d’Arc, we Francji  pod koniec XVIII wieku („commisaire politique”).

Czy to ona wykazała się inicjatywą, zmieniając bieg wypadków, czy też została ona jedynie przez kogoś użyta i wykorzystana, a następnie pozbyto się jej bezceremonialnie, gdy jej przydatność wydatnie zmalała? A może spróbowano się nią posłużyć, ale jej szybka kariera i popularność zaczęła wreszcie komuś zagrażać? Do dziś na przykład nie jest rozstrzygnięty spór o to, czy dostała się do niewoli przypadkiem, czy też w wyniku zdrady i rozmyślnie zastawionej pułapki…

Tak na dobrą sprawę nie potrafimy w jakikolwiek sposób udowodnić nawet tych – zdawałoby się – najbardziej podstawowych faktów z jej życia, jak data urodzenia, wiek, miejsce urodzenia, pochodzenie społeczne i posiadane wykształcenie. Nikt nie jest w stanie wykazać, czy istotnie zginęła ona na stosie inkwizycyjnym. Bo o ile z całą pewnością zachował się manuskrypt pełnych protokołów jej procesu skazującego (i to aż w kilku egzemplarzach!), to o tyle nie tylko nie mamy protokołu jej egzekucji, ale na dodatek nic nam nie wiadomo nawet o tym, by ktokolwiek kiedykolwiek w przeszłości lub obecnie i gdziekolwiek twierdził, że taki protokół bodaj raz ujrzał na oczy…

A już kwestia jej „inspiracji” boskiej oczywiście nawet nie może być poddana jakiemukolwiek dowodzeniu empirycznemu, bo się w empiryzmie zupełnie nie mieści.

Dlatego też Joanna długo jeszcze pozostanie tajemnicą, a uczestnicy debaty na jej temat będą pewni jedynie jednego: tego, w co na jej temat osobiście wierzą i w co wierzyć pragną.

Niedoskonała historiografia

Oczywiście, jednym z powodów tego stanu rzeczy jest to, że niegdyś warsztat historyka był znacznie węższy niż obecnie. Historyk mógł polegać jedynie na tym, co albo przeczytał napisanego przez innych autorów, albo też osobiście zasłyszał. Nieznana była wtedy archeologia, która – poczynając od przełomu XVIII i XIX stulecia – zaczęła nieraz „stawiać na głowie” wiele utartych i „udowodnionych” „faktów” z przeszłości. Nie znano tak zwanej „metody węglowej” datowania artefaktów i szczątków ludzkich. Nie posiadano żadnego pojęcia o istnieniu DNA. Nie było archiwalnego materiału filmowego i fotograficznego (co byśmy powiedzieli na „pamiątkowe zdjęcie” Joanny d’Arc i Jeana de Dunois przed bramą dopiero co zdobytych „Tourelles” w Orleanie albo na fotografię poległego Williama Glasdale?). Ponieważ nie znano samolotów, to i nie mogło być mowy o rozpoznawaniu niegdysiejszych budowli z powietrza, co obecnie jest możliwe nawet, jeśli po tych budowlach na ziemi zdaje się nie być nawet śladu…

Jedyne zatem, co nam pozostaje, to dociekać, drogą prawdopodobieństwa, tego kim i jaka Joanna być mogła. A i w takim wypadku wiemy, że dla jednych ludzi jedne rzeczy są bardziej prawdopodobne, dla innych zaś inne. Co oczywiście winno raczej skłaniać do ostrożnego formułowania wniosków, zamiast próby „dogmatycznego” narzucania de facto jedynie opinii w apodyktyczny (a często wprost obraźliwy) sposób sugerujący jakby się samemu było nieomylną „Alfą i Omegą” czyniącą siebie samego uprawnionym do pogardliwego (a nawet otwarcie wrogiego) wyrażania się o ludziach, których jedyną „winą” jest posiadanie odmiennej opinii… A i tak dobrze, że w przypadku Joanny d’Arc żaden rewizjonista nie idzie siedzieć do więzienia na kilka lat za „nieprawomyślny” czy „nieprawny” pogląd. Takie bowiem barbarzyńskie nadużycie prawa zastrzeżono w naszych czasach dla „wspomożenia” interpretacji niektórych innych, o całe wieki późniejszych wydarzeń tak zwanej „historii najnowszej”…

Mozolne odnajdywanie Joanny

Najbardziej prawdopodobne jest jednak w odniesieniu do Jeanne –  obojętnie jakie miała pochodzenie (chłopskie czy królewskie) i na czym polegała jej rola przywódcza – że musiała być z niej wyjątkowo „twarda sztuka”. Dowodziłby tego już sam zapis procesu w Rouen. Ale każda osoba, która z jakichkolwiek motywów wybiera się na wojnę, bierze udział w walkach, jest kilkakrotnie ranna, nie rezygnując jednak z walki i cieszy się popularnością wojska praktycznie musi być twarda i pozbawiona zbyt wielkich wahań. Może niekoniecznie od razu należała do tych, do których odnosiłoby się określenia typu „ihr Blick war stählern” („jej spojrzenie było stalowe”) choć… lepiej nie uprzedzajmy wypadków…

Kwestia wyglądu Joanny była już poruszana dwukrotnie w poprzednich odcinkach. Ale była podejmowana jedynie częściowo, nie do końca. Tutaj dokonamy uzupełnienia poprzednich informacji, tym bardziej, że wygląd zewnętrzny nie ogranicza się jedynie do twarzy czy wzrostu. Wygląd ten zresztą w pewnym stopniu wiąże się także z pewnymi umiejętnościami wykazanymi przez Joannę, a jej umiejętności również stanowią temat niniejszego tekstu.

Nie mamy żadnego wizerunku Joanny, o którym byłoby wiadomo, że na pewno jest jej wiernym portretem. Choć wiadomo, że za jej życia namalowano co najmniej jeden jej portret. W sobotę 3 marca 1431 podczas przesłuchania w procesie skazującym, zapytano Jeanne, czy kiedykolwiek widziała albo poleciła wykonanie jakichkolwiek swoich portretów lub wizerunków, odpowiedziała ona, że „widziała w Arras obraz w rękach Szkota i przypominał on ją, pokazując ją w pełnym uzbrojeniu i wręczającą jej królowi list, klęcząc na jednym kolanie. I nie widziała ona ani nie dała wykonać żadnego innego obrazu z jej podobizną”. (str. 66)

Panuje przypuszczenie, że ten portret  wykonał szkocki malarz Hamish Power (znany też jako Hauves Poulnoir) rezydujący w Tours. On miał też być autorem dwóch sztandarów Joanny na polecenie króla, za co otrzymał „25 livres tournois”. Kuriozum natomiast stanowi fakt – tak już zupełnie „na marginesie” – że Joanna widziała ten portret w Arras latem 1430 roku, już zatem szereg tygodni po tym, gdy dostała się do niewoli. Pozwolono owemu Szkotowi odwiedzić pojmaną Joannę w rezydencji książąt burgundzkich w samym centrum miasta i pokazać jej ten portret. Przykład ten – jeden z wielu – pokazuje dowodnie bardzo niejednolite warunki traktowania jej jako jeńca.

O wspomnianym portrecie niczego więcej jednak nie wiemy (przynajmniej narazie…).

Istnieją jednak opisy wyglądu Joanny. Wspomnieliśmy już swego czasu, i to dwukrotnie, wątpliwy “list” Percevala de Boulainvilliers  (którego oryginał nie jest znany, a jedynie kopie) do księcia Mediolanu, nieżyjącego wówczas już od 17 lat… Ten „list” zawiera także opis następujący:

„Ta Dziewica posiada stosowny wdzięk, nosi się po męsku, a w konwersacji wykazuje wspaniały rozsądek. Jej głos ma kobiecy urok; je ona niewiele, miarkuje się w piciu wina. Uwielbia piękne konie i zbroje, i bardzo lubi towarzystwo zbrojnych mężów i szlachciców; unika wielkich i głośnych zebrań, często zalewa się łzami, twarz ma radosną. Posiada niewiarygodną siłę i wytrzymałość na zmęczenie i noszenie pancerza, że potrafi ona wytrzymać przez sześć dni i nocy bez zdejmowania bodaj jednego elementu zbroi.”

Prokurator fiskalny Karola VII, Mathieu Thomassin, opisał ją tak: „Była ubrana jak mężczyzna, miała krótkie włosy i wełnianą czapkę na głowie i nosiła proste lniane koszule niczym mężczyźni”

Jeanne d'Arc - "physique intimidant"? Najnowsza nasza (2/6/2014) próba rekonstrukcji

Guillaume Cousinot de Montreuil (1400 – 1484) w „Chronique du Pucelle” pisał tak:

„Miała 17 lub 18 lat, o dobrych proporcjach ciała i mocna”. Autor ten dodaje, że po przybyciu do  Vaucouleurs do kapitana Roberta de Baudricourt „…wydało się mu, że może ona być na właściwym miejscu pośród tych ludzi i zapobiegła ona walkom, a niektórzy pragnęli popróbować walki między sobą, lecz gdy tylko ją ujrzeli, zmroziło ich i stracili na to ochotę” („…ils étaient refroidis et ne leur en prenait volonté”)

Wiele byśmy dali, by dowiedzieć się co właściwie tak „zmroziło” owych zwaśnionych wojaków w Vaucouleurs. Czyżby istotnie „ihr Blick war stählern”, tym bardziej, jeśliby istotnie miała mieć niebieskie oczy? Marcel Gay i Roger Senzig uważają („L’Affaire Jeanne d’Arc”), że cytat z „Chronique”  dowodzi „groźnego wyglądu” Joanny („physique intimidant”). Ale być może owo „zmrożenie” było wynikiem prostego faktu, że mężczyźni owi spostrzegli, że ta młoda kobieta, ubrana i prezentująca się podobnie po męsku jak i oni sami, potrafiła jednak zachowywać się znacznie rozsądniej…

We wspomnianej już przy innej okazji pracy „De cleris mulieribus” („O znanych kobietach”) jej autor, Jacques Philippe Foresti de Bergame, zdaje się cytować czyjeś wcześniejsze spostrzeżenia (gdyż sam żył pomiędzy latami 1434 – 1520), że:

„Była niskiego wzrostu z twarzą wieśniaczki i czarnymi włosami, lecz każda jej kończyna była mocna”.

Dużo byśmy dali, by wiedzieć co rozumiał on pod pojęciem „twarzy wieśniaczki”: czy chodziło mu o rysy twarzy czy też po prostu o opaleniznę, która wówczas uchodziła u kobiet za cechę wybitnie wiejską…

Giovanni Sabadino degli Arienti (1445 – 1510), też już wcześniej cytowany, pisał:

„Jest piękna, z twarzą nieco opaloną i ukoronowaną włosami blond…” (w: „Ginevera de la Clara Donne”).

Arienti Joanny nie znał, stąd też w jego tekście owe „włosy blond”. Tak się składa, że każda osoba znająca Joannę osobiście opisała ją jako posiadającą włosy czarne albo co najmniej ciemne. Ale w ikonografii często – jeśli nie wręcz głównie – jest ona przedstawiana rzeczywiście z włosami blond albo rudymi. Ikonografia zresztą niejednokrotnie posługiwała się rozmaitymi kolorami włosów w celu rozróżnienia „dobra” i „zła”. Na przykład częsta w ikonografii walka Archanioła Michała z Lucyferem przedstawiana była jako walka jasnowłosego i jasnoskórego (a niejednokrotnie też i niebieskookiego!) „Michała” z ciemnawym i czarnowłosym „Lucyferem”.

Przypominam sobie wymianę zdań (w internecie) z dość znanym amerykańskim Białym Nacjonalistą, który też jest zdania, że włosy Joanny były albo blond albo rudo-blond. Opinię swoją oparł on na tej oto średniowiecznej miniaturze datowanej na lata ok. 1455 – 1485, a zatem na okres, w którym mogli jeszcze żyć we Francji ludzie osobiście pamiętający Joannę. Napisał on potem na swej stronie internetowej, powołując się na naszą „rozmowę”:

“Najwcześniejszy jej portret, w KOLORZE rzecz jasna, ten pokazany wyżej z okresu 54 lat po jej sądowym morderstwie, przedstawia ją jaką rudowłosą, a była ona bardzo, bardzo sławną kobietą, widzianą przez TYSIACE. Była ona, powiedzmy to sobie szczerze, ekwiwalentem dzisiejszej gwiazdy rocka! Co więcej, Francja BYŁA niegdyś zasadniczo celtycka i często rudowłosa. (Hans F.K. Günther napisał w swym “Rasowym życiu ludów indo-europejskich”, że studium rekrutów w armii Napoleona w roku 1800 wykazało, że 70% z nich miało NIEBIESKIE OCZY, odzwierciedlając pierwotny wygląd Francuzów zanim wojny napoleońskie i I Wojna Światowa zdziesiątkowały francuski materiał ludzki).  Francuzi to zasadniczo mieszanina celtycko – germańsko – śródziemnomorska (północno-wschodnia prowincja Lotaryngii, obok Alzacji będącej wówczas w Niemczech, była szczególnie celtycko-germańska).”

Ucieszył się on zatem, gdy przedstawiłem mu rekonstrukcję twarzy Jeanne, opracowaną w Bundeskriminalamt w Wiesbaden. Widział on w tej rekonstrukcji potwierdzenie swej własnej opinii.

Ale autorzy rekonstrukcji (głównie prof. U. Wittwer-Backofen) nie wzięli pod uwagę  zachowanych średniowiecznych opisów słownych  wyglądu Jeanne, lecz jedną rzeźbę z domniemaną twarzą Jeanne oraz profil twarzy Jeanne des Armoises. To prawda, że obie te fizjonomie mają jasne oczy ( w przypadku Jeanne des Armoises są one wyraźnie niebieskie). Ale niebieskie oczy nie są jedynie „domeną” blondynów. Poza tym profil Jeanne des Armoises wyraźnie posiada włosy kruczo czarne.

Jakby tego nie było dość, zachowały się do czasów nowożytnych (choć nie do naszych czasów, niestety) dwa włosy, najpewniej samej Joanny, wciśnięte w pieczęcie listów przez nią wysyłanych. Jeden z tych listów to list  do mieszkańców Riom z 9 listopada 1429 roku. Drugi list to ten prezentowany tu przy innej okazji, napisany 16 marca 1430 roku do mieszkańców Reims. Pierwszy list został „odkryty” w archiwach Riom w 1884 roku i opisany, wraz z pieczęcią, przez Julesa Quicherat. Istniał w Średniowieczu zwyczaj, niejednokrotnie stosowany, wciskania w miękką jeszcze i gorącą pieczęć włosa autora listu. Zwyczaj ten stosowano dla potwierdzenia autentyczności pieczęci woskowej. Pieczęć z listu z 1429 roku istnieje dalej i to z odciskiem palca. Ale włos już został utracony wiele lat temu (już w 1936 roku Vita Sackville-West informowała w swej sławnej biografii Joanny o jego zniknięciu). Z listu zaś z 1430 roku zniknął natomiast włos wraz z pieczęcią.

Szczegółów do opisu Jeanne dodaje Jehan Bréhal. Bréhal był wysokim rangą duchownym posiadającym oficjalny tytuł Wielkiego Inkwizytora Wiary w Królestwie Francji. To Bréhal przewodniczył w 1456 roku procesowi rehabilitacyjnemu Joanny. Oto, co twierdził:

„Ma ona czerwoną plamkę na skórze za prawym uchem. Po drugie mówi ona łagodnie i wyraźnie i po trzecie ma ona krótką szyję.

Na podstawie profilu twarzy Jeanne des Armoises z zamku Jaulny oparliśmy naszą własną próbę rekonstrukcji profilu Jeanne d’Arc. W pierwszym rzędzie zatem, mając na uwadze fakt, że portret ten przedstawia kobietę około średniego wieku, dokonaliśmy „odmłodzenia” rysów jej twarzy i usunęliśmy damskie nakrycie głowy. Następnie odtworzyliśmy typowo średniowieczną „fryzurę” charakterystyczną dla feudalnego rycerstwa, mając w pamięci zachowane uwagi o „krótkich włosach” Joanny.  Jako porównanie prezentujemy podobne fryzury średniowieczne na przakładach księcia Burgundii Filipa Dobrego i króla Anglii Henryka V.

Po czym pozostało uzyskany profil zaopatrzyć w replikę średniowiecznego hełmu oraz w zbroję. Joanna nosiła zapewne rozmaite hełmy, ale najprawdopodobniejsze jest, z czym zdaje się zgadzać Adrien Harmand („Jeanne d’Arc. Ses costumes, son armure:Essai de reconstitution”, Paryż, 1929), że najczęściej nosiła ona hełm typu „sallet” bez przyłbicy. W takim właśnie hełmie ją tu prezentujemy.

Jednak nie brakuje opinni, że nosiła inne jeszcze znane typy hełmów. Jednym z nich jest ten oto hełm, zwany „bascinet” (lub „bassinet”), który uważany jest przez niektórych za zachowany hełm Joanny, a który zachował się w Orleanie w kościele St. Pierre le Martroi, gdzie wisiał nad ołtarzem głównym.


Jak widać, zachowany jest nawet fragment łańcucha, na którym wisiał. Hełm ten z całą pewnością miał przyłbicę, gdyż po obu jego stronach widnieją jeszcze jej zawiasy. Jak wyglądały hełmy typu „bascinet” z przyłbicami, ilustrują te dwie fotografie.

Oczywiście nasze rekonstrukcje profilu twarzy należy traktować jedynie jako rodzaj przypuszczenia, że tak mogła wyglądać twarz Joanny d’Arc. Nasze studia nad tą twarzą oraz ubiorami Joanny są dopiero w początkowym stadium i będą one kontynuowane. Uzyskane efekty zamierzamy tutaj dalej publikować. Pełny zestaw powstałych do tej pory ilustracji jest dostępny na naszym  Facebook . A w przyszłości zamierzamy w ten sposób odtworzyć całą postać Joanny i jej stroje w pełnej wersji kolorystycznej.

Oczywiście zbroje nie były jedynymi „ubiorami” Joanny. Dokumenty ujawniają, że dużo też dla niej szyto i z drogich nieraz materiałów. Oto parę przykładów tego, co na sobie nosiła.

Owe trzy ilustracje pochodzą z 400-stronicowej pracy Adriena Harmanda wspomnianej nieco wyżej. Co do dwóch ubiorów pokazanych po prawej stronie, przypominamy, że to ubiory męskie, choć dzisiaj nam na to nie wyglądają. Tak ubierali się francuscy arystokraci, książęta i królowie w XV wieku.

Ubiór po lewej stronie – który miał być cały czarny – był tym, w którym Joanna udała się z Vaucouleurs do rezydencji Karola VII w Chinon w początku jej misji. Niewykluczone, że ubrana była podobnie na pierwszą podróż z Vaucouleurs, do księcia Karola II Lotaryńskiego, który specjalnie ją do siebie zaprosił do swej rezydencji w Nancy. Zarówno Nancy jak i Chinon wspomniane zostaną  jeszcze w tym tekście z uwagi na zademonstrowane tam umiejętności Joanny.

Ubiór podobny do pierwszego z prawej natomiast, posłużył Harmandowi do próby ustalenia wzrostu Joanny:

“Te rozmaite części muszą być rozłożone w taki sposób, by leżały w tej samej relacji do włókien materiału ale też i tak, by uniknąć niepotrzebnej straty cennego materiału przez krawca Jeana Bourgeois na dwóch łokciach (chodzi o łokcie francuskie, 1 aune – 1,1884 m) materiału dostarczonego przez wytwórcę Luilliera, zanim użyje się nożyczek.

Można zauważyć, przynajmniej ze skali naszego rysunku, że przody owego ubioru mierzą 85 centymetrów od szyi do dolnej krawędzi (…)

Wiedząc z drugiej strony, że męskie szaty sięgały kolan, należy skonkludować, że męska szata wykrojona w dwóch łokciach materiału, mogła pasować jedynie na osobę mierzącą 85 centymetrów od podstawy szyi do poziomu kości kolanowych. Ta zależność występuje, wśród normalnie zbudowanych kobiet, jedynie u tych o wzroście pomiędzy 1,57 a 1,59 metra.

W rezultacie Joanna d’Arc, dobrze zbudowana i o mocnych kończynach, piękna i dobrze uformowana, musiała mieć około 1,58 metra wzrostu, gdyż długość jej szaty z delikatnego materiału brukselskiego wynosiła 85 centymetrów.”(„Jeanne d’Arc. Ses costumes, son armure”, 1929, str. 312-313)

Pierwsza znana wizualna reprezentacja Jeanne, ta z Paryża, w formie kreskówki, przedstawia ją jako wojskowego: z mieczem i sztandarem.

Jest ona przedstawiana z mieczem i sztandarem od tamtego czasu w ikonografii, na pomnikach, rzeźbach, obrazach, nawet witrażach, jak na tym przykładzie z dalekiego australijskiego Perth. Co prawda w bitwach istotnie często trzymała ona ten sztandar osobiście (a ktoś z jej współczesnych nawet poczynił uwagę podczas jej procesu rehabilitacyjnego, że bardziej była skłonna trzymać ten sztandar aniżeli miecz…), to jednak najczęściej nosił go ktoś inny, jej paź. Poniżej widoczny jest XV-wieczny gobelin wykonany w Niemczech, a pokazujący Joannę spotykającą się z królem Karolem VII. Mniejsza już o „typowo średniowieczne” proporcje postaci, mniejsza nawet o nieprawidłową barwę sztandaru. W końcu gobelin powstał nie we Francji i osoby go wykonujące nie znały Joanny osobiście. Ale to, co ci ludzie z całą pewnością wiedzieli, to fakt, że rycerz na ogół nie nosił swego sztandaru sam, lecz jego paź albo wiózł go za nim (jak na gobelinie) albo też niósł go przed nim (1). Gobelin odzwierciedla także inny jeszcze fakt: że Joanna posiadała własny orszak – jak rycerz feudalny. Wiadomo też na przykład, że w momencie, gdy Joanna dostała się do niewoli burgundzkiej pod Compiegne (23 maja 1430), posiadała ona nie mniej niż 12 własnych koni.


Tak na marginesie, najbardziej zdawała się lubić czarne konie i na takich najczęściej brała udział w walce, choć ostatni, na jakim walczyła 23 maja 1430 roku, gdy ją pojmano do niewoli, był siwy („lyart”), a do Orleanu wkroczyła (29 kwietnia 1429) na białym.

Wojskowy z powołania

Paryska kreskówka przedstawiająca Joannę nie jest jej podobizną ale szkicem, który wyraźnie wskazuje na dwie główne cechy, jakie rzuciły się w oczy jej współczesnych: jej kobiecość i jej wojowniczość.

Kelly DeVries, amerykański historyk wojskowości specjalizujący się w wojskowości średniowiecznej, jest autorem jednej z niewielu prac o Joannie d’Arc z punktu widzenia spraw wojskowych („Joan of Arc. A Military Leader”, Sutton Publishing, 1999). Jego konkluzja jest jednoznaczna:

„Joanna d’Arc była żołnierzem, to oczywiste” („Joan of Arc was a soldier, plain and simple”).

DeVries zastanawia się nad powodem, dla którego Jeanne stała się tak celebrowaną postacią historyczną. Z pewnością nie udało się jej zakończyć Wojny Stuletniej. DeVries uznaje, że zarówno stronniczość jej procesu oraz metoda egzekucji mogły przyczynić się do tego fenomenu. Jednak „inne osoby, mężczyźni i kobiety, były skazywane za rzekomą herezję, ale nie honorowane świętością, nie mówiąc już o liczbie rzeźb, dzieł sztuki, literaturze i legend poświęconych pamięci Dziewicy.”

Do tego dodać można, że szereg innych znanych świętych z tamtego okresu również nie dorównuje popularnością Joannie d’Arc. Skąd zatem ten fenomen Joanny d’Arc?

DeVries udziela swojej własnej, obszernej odpowiedzi na to pytanie:

„Sława Joanny łączy się z jej zdolnościami wojskowymi, jej umiejętnością prowadzenia żołnierzy do walki wbrew wielkim przeciwnościom i możliwej śmierci. To wywarło największy wpływ na jej czasy. Gdyż niedługo po jej śmierci francuscy dowódcy wojskowi, zarówno ci, z którymi wspólnie walczyła, jak i ci, którzy nie są odnotowani jako uczestniczący kiedykolwiek w jej akcjach, zaczęli stosować podobną taktykę do tej, którą ona stosowała. Jej polityka akcji bezpośredniej/ataku frontalnego była kosztowną metodą zwyciężania w zmaganiach wojennych. Jednak na dłuższą metę była ona bardziej efektywna w odbieraniu Francji Anglikom niż jakakolwiek inna. Gdy inni generałowie francuscy zaczęli ją stosować, to i oni zaczęli odnosić zwycięstwa. Nawet zanim jeszcze poniosła śmierć, La Hire zdobył, dzięki atakowi bezpośredniemu, ważną fortyfikację angielską w Chateau-Gaillard. La Hire stosował tę taktykę z powodzeniem, tak jak i Ponton de Xantrailles, Arthur de Richemont i Batard d’Orleans.” (str. 187-188)

Z całą pewnością można tu dodać, że czynnik religijny był tu ogromną inspiracją, zarówno dla samej Jeanne jak i jej zwolenników. Ale sama tylko fama o jej boskiej inspiracji nie była w stanie przekonać wszystkich. Francuzi byli podzieleni w swym stosunku do niej. Kroniki z jej czasu są w równym stopniu pozytywne jak i negatywne w stosunku do jej osoby. Zresztą nawet pośród jej zwolenników czynnik religijny nie odegrałby żadnej poważniejszej roli, gdyby Joanna od początku ponosiła klęski. To jej zwycięstwa w kampaniach spod Orleanu czy Patay ugruntowały jej pozycję.

Joanna zawdzięczała zatem swą sławę wczesnym zwycięstwom – ale i propagandzie o niej jako o „świętaj Dziewicy”, która przyszła od Boga. Tego rodzaju sława bywa jednak  niesłychanie zdradliwa i Joannie przyszło się o tym przekonać. Z jednej bowiem strony taka sława daje liderowi – i to szybko! – ogromne poparcie i potrafi, poprzez budzony przez siebie entuzjazm, spowodować żarliwość i zapał w wykonywaniu zadań postawionych przez takiego lidera. Jednak z drugiej strony wystarczy, by liderowi gdzieś powinęła się noga, by nie udało się mu zdobyć kolejnego miasta lub wygrać kolejnej bitwy i by musiał tu i ówdzie zarządzić odwrót – a wtedy zwątpienie w niego szerzy się z szybkością zarazy.

Lider, który nie korzysta z wczesnego kredytu entuzjazmu wytworzonego przez propagandę, nie posiada też oczywiście tak wielkiego poparcia i musi na swoją reputację pracować z reguły znacznie dłużej. Ale też w razie niepowodzeń niekoniecznie musi nastąpić jego upadek. Jego mocne strony i jego słabości oceniane są bowiem znacznie trzeźwiej.

Joanna od samego początku miała wrogów, którzy przy najbliższej okazji zwracali się przeciw niej. Z czasem to oni zdobyli przewagę w otoczeniu Karola VII. Gdy Joannie nie udało się „z marszu” zająć Paryża, ich pozycja była już ugruntowana na tyle, że udało im się doprowadzić do tego, że Joanna skierowana została do innych, mniej ważnych kampanii, czyli niejako „odstawiona na boczny tor”, gdzie kazano jej wykonywać podobne zadania, co i wcześniej – choć na małą skalę i bez należytego wyposażenia – zupełnie tak, jakby chciano doprowadzić do jej upadku.

Kariera wojskowa Joanny trwała jeden rok. Druga połowa tego roku nie oglądała już tak błyskotliwych zwycięstw w tempie „Blitzkrieg”. Momentami całe jej wojsko liczyło nie więcej niż kilkuset żołnierzy. Miała jednak pozostawiony jej przez króla mały „budżet wojenny”. Gdyby Joanna w tym momencie zrezygnowała z walki, niewątpliwym tego skutkiem byłby całkowity jej upadek, nawet jej wcześniejsze sukcesy nie uczyniłyby z niej pewnie osoby z kanonu świętych.

Uwagę Kelly DeVriesa, cytowaną powyżej, uzupełnimy dodatkowo stwierdzając, śe w ostatecznym rozrachunku osobista siła charakteru dopomogła Joannie przetrwać najgorszy okres i kryzys zaufania i do końca walczyć odnosząc jeszcze niejedno zwycięstwo nawet jeśli nie były to już zwycięstwa tak olśniewające jak poprzednio.
Ale to właśnie te ostatnie fazy jej działalności stanowią – naszym osobistym zdaniem – dowód większej jeszcze siły charakteru Joanny i jej triumfu woli aniżeli te pierwsze

Przygotowanie fizyczne

Nasza rekonstrukcja twarzy Joanny, bazowana na tej z Wiesbaden, lecz skorygowana, by dopasować ją do profilu J. des Armoises i z czarnymi włosami

Aby jednak móc prowadzić kampanie wojenne i inspirować nimi ludzi, trzeba posiadać w tym kierunku uzdolnienia, niechby i ograniczone. Aby zaś znosić trudy tych kampanii, trzeba być do tego solidnie przygotowanym fizycznie i sprawnościowo.

I tu dochodzimy stopniowo do wspomnianego wcześniej punktu, gdy stwierdziliśmy, że wygląd Joanny miał też coś wspólnego z jej umiejętnościami.

Warto przywołać tu owe świadectwa, już cytowane: „każda jej kończyna była mocna” czy „o dobrych proporcjach ciała i mocna”, albo „posiada ona niewiarygodną siłę i wytrzymałość na zmęczenie i noszenie pancerza, że potrafi ona wytrzymać przez sześć dni i nocy bez zdejmowania bodaj jednego elementu zbroi.” O czymże innym te świadectwa mówią, jeżeli nie o solidnym przygotowaniu cielesnym? Silnych mięśni i ogromnej wytrzymałości fizycznej nie osiąga się przecież modlitwami lub przesiadywaniem w kościele i wsłuchiwaniem się w dźwięki bijących dzwonów przy jednoczesnym wciąganiu nozdrzami zapachu kadzidła – nawet jeśli to prawda, że owe elementy religijne na pewno są w stanie pomóc duchowo osobie o medytatywnym usposobieniu. Czynnikowi religijnemu w życiu Joanny przyjdzie nam poświęcić osobny odcinek naszych wielo-odcinkowych rozważań.

O umiejętnościach Joanny mówiono w przeszłości niejedno. Marguerite de la Touroulde (wdowa po René de Bouligny, radcy królewskim) tak się wyraziła podczas procesu rehabilitacyjnego Joanny:

„Jeździła na koniu i posługiwała się kopią jak bardziej doświadczony żołnierz i żołnierze byli zdumieni”.

Ale też zostało odnotowane gdzie indziej, że ćwiczyła się w rzemiośle wojskowym. Podczas tego samego procesu inny świadek, książę Jean d’Alencon zeznał 3 maja 1456 roku, że widział Joannę podczas takich ćwiczeń już wkrótce po jej przybyciu do Chinon na spotkanie z Karolem VII:

„Po posiłku król udał się na spacer na łąkach, a Joanna biegała z kopią; świadek widząc jak władała kopią i biegała z nią, dał jej konia”.

(„Après le repas le roi alla se promener dans le prés, et Jeanne y courut avec la lance; le témoin, voyant comme elle se comportait en tenant la lance et en courant avec la lance, lui donna un cheval”)

Podczas swego pobytu w Nancy u księcia lotaryńskiego Karola II,  Joanna potwierdziła, że potrafi posługiwać się kopią rycerską:

“Książę (gdyż jego były stajnie, gdzie Guyenne-Deschaux jest dzisiaj), dał jej pełną zbroję oraz konia i uzbroił ją. Była zwinna. Przyprowadzono konia i niektóre z najlepszych, już osiodłane i okiełznane; w obecności wszystkich wskoczyła na siodło bez wkładania stopy w strzemiono. Podano jej kopię; wjechała na dziedziniec zamkowy. Ruszyła. Nigdy zbrojni mężowie nie posłużyli się kopią lepiej. Zebrana cała szlachta była zdumiona. Poinformowano Księcia. Dobrze była znana ze swych zalet. Książę rzekł do messire Roberta: ‘Przyprowadźcie ją; Bóg zamierza spełnić swe pragnienia’” ( “Chronique de Lorraine”, 1475) (2)

Wspomniany „messire Robert” to nie kto inny niż kasztelan Vaucouleurs, Robert de Baudricourt, ten sam, który znał już wcześniej rodzinę Joanny, ten, który zorganizował jej wyjazd na spotkanie z królem Karolem VII w Chinon i tenże sam, który po latach spotkał się także z Jeanne des Armoises, ową  “drugą Joanną d’Arc”

To, o czym mówi kronika, to nic innego jak turniej rycerski. Były rozmaite rodzaje turniejów i współzawodnictw. Nie wiemy, bo kronika tego nie mówi, jaki był ten wspomniany powyżej. Nie ma jednak mowy o tym, by Joanna stanęła w „szranki” (czyli na swoistej bieżni z ogrodzeniem oddzielającym walczących na kopie rycerzy) z jakimkolwiek rywalem. Prawdopodobnie zatem ten sprawdzian nie jest tym najcięższym i niebezpiecznym turniejem, z którym termin „turniej” nam się najczęściej kojarzy. Ten, w którym brała udział Joanna, był zapewne lżejszy, ale wymagający również umiejętności jeździeckich, zatem chodziło zapewne albo o wycelowanie w obrotowe tarcze, albo w kukłę, którą należało odrzucić kopią jak najdalej. Te bardziej niebezpieczne turnieje zresztą odbywają się nadal i w naszych czasach. Nie chodzi nam tu o owe barwne pokazówki z replikami niegdysiejszych zbroi i dekoracji jako atrakcji dla turystów, bo w nich nie ma żadnej autentycznej walki. Chodzi nam o „Full Metal Jousting”, czyli turnieje w zbrojach nieco zmodyfikowanych. Jak one wyglądają i że jest to autentyczna walka, można się przekonać m.in. tutaj.  http://www.youtube.com/playlist?list=CLSsrYrFRJM88&feature=plcp
Daje to pewne pojęcie o tym, czym były takie turnieje również w przeszłości.

Wąska specjalizacja

Pod koniec swego zeznania w procesie rehabilitacyjnym książę Jean d’Alencon zdobył się na następujące jednoznaczne podsumowanie:

„We wszystkim, co czyniła, poza sprawami wojska, była ona bardzo prostą młodą dziewczyną; ale w kwestiach wojskowych, jak posługiwanie się kopią, formowanie wojska, kierowanie operacjami militarnymi, kierowanie artylerią – była najzdolniejsza. Wszyscy byli zdumieni, że postępowała tak mądrze i rozsądnie w prowadzeniu wojny, jakby była kapitanem z dwudziestoletnim albo trzydziestoletnim doświadczeniem, a szczególnie w dysponowaniu artylerią, gdyż w tym spisywała się znakomicie.”

Rycerz Thibauld d’Armagnac („Sire de Termes”) pozostaje zgodny z księciem d’Alencon, formułując niemal identyczną opinię (7 maja 1456):

„Poza kwestiami wojny była ona prosta i niewinna; jednak w prowadzeniu i dysponowaniem wojsk i w bieżących działaniach wojennych, w dowodzeniu w bitwie i w pobudzaniu żołnierzy, postępowała  jak najsprawniejszy kapitan na świecie, który przez całe życie kształcił się w sztuce wojennej”.

To zatem, co uderza w tych świadectwach, to fakt, że w porównaniu do jakiejkolwiek innej dziedziny życia, sprawy wojskowe były tym, na czym Joanna znała się najlepiej. Powyższe świadectwo mogłoby również sugerować, że Joanna była zarówno dowódcą w ściśle „technicznym” sensie jak i owym wspomnianym na wstępie „commisaire politique” odpowiedzialnym za morale i spoistość powierzonych jej sił zbrojnych.

Zresztą tu właśnie sprawa zaczyna być naprawdę interesująca: ktoś, kto zna się na czymś naprawdę dobrze, z reguły nie jest wcale „prosty i niewinny”, choć takie może istotnie sprawiać wrażenie. Zdarza się bowiem niejednokrotnie, że osoba będąca naprawdę zafascynowana jakąś dziedziną i poświęca jej całą swą energię, a posiada przy tym naprawdę wybitną inteligencję, staje się rodzajem specjalisty w tej dziedzinie, gdyż studiuje uważnie każdy dostępny jej aspekt, gdy w pozostałych dziedzinach wyznaje się mniej. Niejednokrotnie wrażenie „niewinności” sprawia osoba, która jako wybitna w jakiejś dziedzinie, jest jednocześnie celibatariuszem. O takiej osobie panuje nieraz przekonanie, że „nie zna się na życiu”, „jest niewinna” itd. Bowiem dana dziedzina, w której się ona specjalizuje, jest „całym jej życiem”.

Przeciw tezie o całkowitej prostocie Joanny przemawiałby (obok wielu innych, wspomnianych przy innych okazjach, dowodów) osobliwy obrzęd, który Joanna sama wymyśliła (jeśli wierzyć źródłu), w który wciągnęła dwór krolewski z Karolem VII i w którym uplasowała siebie samą w charakterze swoistej „kapłanki”:

„Pewnego dnia Dziewica poprosiła króla o prezent. Zmówiono modlitwę. Po czym poprosiła ona o królestwo Francji. Król, zaskoczony, dał je jej po pewnym wahaniu, a młoda dziewczyna zaakceptowała. Następnie poprosiła, by ten akt został uroczyście spisany i odczytany przez czterech sekretarzy króla. Dokument został spisany i wyrecytowany, król był w dalszym ciągu zaskoczony, gdy dziewczyna rzekła, pokazując go obecnym: ‘Oto widzicie najbiedniejszego rycerza w jego królestwie’.
A w chwilę później, w obecności tychże samych notariuszy, działając jako pani królestwa Francji, oddała je w ręce Boga Wszechmocnego. Potem, po kolejnych paru chwilach, działając w imieniu Boga, obdarzyła Króla Karola królestwem Francji; i życzyła sobie, by sporządzić uroczysty akt na piśmie o tym wszystkim.”
(Jean-Baptiste-Joseph Ayroles. „La vraie Jeanne d’Arc” tomy I – IV, 1890 – 1902, t. I, str. 57-58, na podstawie „Collectarium Historiarum”, 1429, teologa Jeana DuPuy w „Breviarium Historiale” wydanym w Poitiers, 1479, przez Jeana Bouyera)
http://archive.org/stream/lavraiejeanneda03ayrogoog#page/n107/mode/2up

Dominikanin i teolog Jean DuPuy nie przebywał wtedy we Francji lecz w Rzymie, w służbie papieskiej. Ową wspomnianą przez siebie historię mógł on zatem co najwyżej skądś zasłyszeć. Swoją drogą, jeśli jest ona prawdziwa, to dużo dalibyśmy, by zobaczyć te sporządzone na piśmie przez owych „notariuszy” dokumenty przekazania Joannie królestwa Francji przez Karola oraz oddania mu go z powrotem… Jedno wydaje się pewne: DuPuy entuzjastycznie wyrażał się o Joannie, jeżeli to zatem prawda, że był on również inkwizytorem, to należał do niewielu chyba wówczas inkwizytorów entuzjastycznych wobec Joanny d’Arc.

Książę Jean d’Alençon wyraża się (3 maja 1456) oszczędniej o owej sprawie:

Joanna w zbroi (wg. A. Harmanda)

„Potem Joanna złożyła kilka próśb wobec króla, między innymi aby ofiarował on  swe królestwo Królowi Niebios, gdyż Król Niebios po tym ofiarowaniu uczyni mu tak jak uczynił jego poprzednikom i przywróci go w jego prawach”.

Dziecko własnej epoki


Gdy mowa o walce, nie sposób nie wspomnieć o zwyczajach w niej panujących w XV stuleciu. Reguły były zupełnie inne. Zazwyczaj pojmany arystokrata nie był zabijany, lecz trzymany w niewoli (przeważnie w dobrych warunkach) i z tej niewoli mógł się wykupić. Prości żołnierze z reguły nie mieli tego szczęścia i wielu z nich ginęło z rąk tych, którzy ich pojmali. Na wojnie ginęli też cywile (mieszczanie, włościanie), ale oni z reguły nie stanowili celu ataku i masakr. Czyli odwrotnie niż często w czasie II Wojny, gdzie żołnierze nieraz traktowani byli dobrze lub co najmniej znośnie, gdy jednocześnie bezceremonialnie mordowano cywilów w bombardowaniach wielkich skupisk ludności.

Garnizony wojskowe w Wojnie Stuletniej, stacjonowane w miastach, zachowywały się w sposób zmienny: na ogół lepiej sprawowali się Anglicy niż francuscy żołnierze Karola VII, również ci prowadzeni przez Joannę d’Arc – zresztą wiele miast nie miało garnizonów angielskich ze względu na szczupłość angielskich sił wojskowych. Dlatego też niektóre miasta poddały się Karolowi VII pod warunkiem, że Joanna nie wprowadzi do nich wojska. Obawiano się bowiem najgorszego. I nie bez powodu: zwycięscy Francuzi, po zdobyciu Jargeau splądrowali tam nawet kościół…

To, że pod Orleanem czy pod Jargeau Joanna stawiała wojowniczo warunki Anglikom:

„Poddajcie to miejsce Królowi Niebios i szlachetnemu Królowi Karolowi, a będziecie mogli odejść, inaczej was zmasakrujemy!”

nie było niczym szczególnym. W końcu, aby na wojnie wymusić posłuch u przeciwnika, trzeba go najpierw wystraszyć. To jednak, że do masakr nieraz istotnie dochodziło – jak właśnie pod Jargeau – to nie ulega wątpliwości. Pod Jargeau Francuzi bezceremonialnie zaszlachtowali większość z około 700 jeńców, jedynie około 50 pozostało przy życiu. Co prawda autorzy kronik nie wymieniają Joanny jako obecnej podczas tej masowej rzezi, co może sugerować, że być może znajdowała się ona gdzie indziej (ale gdzie? Czy rycerz feudalny po zdobyciu miejscowości pozostawiał ją swemu wojsku, a sam udawał się gdzie indziej, by nie widzieć tego, co to wojsko tam wyczynia?), to jednak już trudno byłoby uwierzyć, że się o podobnych rzeczach nie dowiadywała. A większość prostych żołnierzy zabijano głównie dlatego, że w oczach zwycięzców po prostu nie byli warci wzięcia do niewoli, gdyż trudno byłoby za nich uzyskać jakikolwiek okup…

Przyjrzyjmy się jednak jednostkowemu wypadkowi, odnotowanemu podczas zeznań do procesu rehabilitacji Joanny – czyli przykładowi pochodzącemu z czasu, kiedy świadkowie starali się o Joannie mówić jak najlepiej. Paź Joanny nazwiskiem Louis de Coutes daje nam ciekawy opis reakcji Joanny pod koniec bitwy pod Patay (18 czerwca 1429):

„Joanna, która była bardzo humanitarna, miała wielką litość podczas takiej rzezi. Widząc jak pewien Francuz, który miał za zadanie konwojowanie pewnych jeńców angielskich, uderzył jednego z nich w głowę tak, że ten umierał na ziemi, zsiadła z konia, dała go wyspowiadać, osobiście podtrzymując jego głowę i pocieszając go jak mogła”.

W zeznaniu Louisa de Coutes nie ma jednak nawet wzmianki o tym, czy Joanna udzieliła bodaj reprymendy owemu Francuzowi, który właśnie zamordował jeńca…

I tu pokazuje się właśnie to niemal „zakodowane” wówczas postępowanie wojenne, w którym można było okazać litość zabijanemu wrogowi, ale faktu i powodu jego zabijania z reguły nie kwestionowano.

Co do samej Joanny, to ona po bitwie „opłakiwała” zabitych i starała się pomagać rannym, obojętnie czy chodziło o jej żołnierzy czy o Burgundczyków i Anglików.

To były czasy, gdy postępowanie zbliżone do naszych wzorców mogło przysporzyć kłopotów, nawet we własnym „obozie” i Joannie też się to przytrafiło. A było to tak:

Był taki kapitan walczący po stronie burgundzkiej, nazwiskiem Franquet d’Arras. Dla książąt burgundzkich walczył on już od roku 1416. Miał opinię dobrego i odważnego żołnierza. Ale miał też na sumieniu cały „bagaż” zbrodni. Na wiosnę 1430 roku jego szczęście dobiegło końca, gdyż zagięła nań parol Joanna d’Arc. Wraz z 300 swoich żołnierzy wracał on do swej bazy po udanym wypadzie na teryorium przeciwnika. Zwiedziawszy się o jego bytności w okolicy, Joanna, która przebywała akurat w Lagny, natychmiast ruszyła przeciw niemu z około 400 własnego wojska. Franquet bronił się umiejętnie, ale sprowadzone z Lagny posiłki pomogły Joannie w pogromie. Niemal wszyscy żołnierze Franqueta polegli, on sam zaś dostał się do niewoli. Joanna zamierzała (tak przynajmniej twierdziła później na swym procesie) wymienić go za Jacqueta Gillaume, właściciela „Hotelu Niedźwiedzia” („Hotel de l’Ours”) koło Porte Baudoyer w Paryżu, który był konspiratorem biorącym udział w spisku mającym na celu przewrót w mieście i otwarcie bram wojskom Karola VII. Guillaume został jednak zabity. Wtedy Joanna zdecydowała oddać Franqueta władzom cywilnym w Senlis, które domagały się jego wydania w związku z licznymi zabójstwami. Proces Franqueta ciągnął się przez 2 tygodnie, po czym został on ścięty. Ta sprawa napsuła krwi Joannie i to nie tylko u wrogów: oto arystokrata, odważny żołnierz, został ścięty wbrew rycerskim obyczajom.  Joanna, która sama była zwolenniczką kodeksu rycerskości, posiadała jednak najwyraźniej także inny, bliższy nam typ moralności.

A kwestia niemalże „rutynowego” plądrowania zajmowanych miast, również tych zajętych przez wojska Joanny? W Saint-Pierre-le-Moutier Joanny zabroniła plądrowania miejscowego kościoła. Najwyraźniej jednak nie zabroniła im plądrować reszty miasta.

Jaki był zatem osobisty stosunek Joanny wobec plądrowania? Czy była jego zwolenniczką? Naszym zdaniem nie była. A bazujemy naszą opinię na fakcie, że nie istnieje bodaj jeden przykład ewidencji świadczącej o tym, że kiedykolwiek sama osobiście brała w czymś podobnym udział i że sobie cokolwiek tą drogą przywłaszczyła. Oczywiście wyjątek stanowi fakt, że używała broni „odziedziczonej” po pokonanych przeciwnikach, a takie postępowanie jest regułą również obecnie.
„Prawo zwycięzcy” do grabieży stanowiło rzecz, którą mało kto wówczas próbował wymazać z kodeksu postępowania wojskowego, tak prowadzono wtedy wojnę…

Próby pertraktacji i przydatność do nich

Chociaż głównym zajęciem Joanny było prowadzenie działań wojennych, zamierzała również pertraktować, choć na swój własny, wojowniczy, sposób.

12 marca 1431 roku, po południu, Joanna sądzona już w Rouen, zapytana została :

„Zapytana jak uwolniłaby Księcia Orleanu powiedziała, że wzięłaby wystarczająco wielu jeńców angielskich we Francji, by ich wymienić za niego; gdyby nie wzięła wystarczająco wielu we Francji, przekroczyłaby morze, by go siłą odszukać w Anglii.

Zapytana czy święta Katarzyna i święta Małgorzata powiedziały jej  bezwarunkowo i absolutnie, że pojma  wystarczająco wielu Anglików, by odzyskać Księcia Orleanu, który jest w Anglii, albo też że w innym wypadku przekroczy  morze, by go odnaleźć, odpowiedziała, że tak i że powiedziała swojemu Królowi by pozwolił jej zająć się angielskimi lordami, którzy byli wtedy jeńcami. Dalej oświadczyła, że gdyby kontynuowała przez trzy lata bez przeszkód, uwolniłaby wspomnianego księcia. Aby to uczynić, potrzebowałaby mniej niż trzech lat i więcej niż rok.” (str. 81-82)

O ile propaganda uprawiana przez Joannę odnosiła nieraz znakomity skutek, a jej osobisty przykład bywał w pozytywnym sensie „zaraźliwy”, to o tyle na polu dyplomacji jej wysiłki kończyły się beznadziejnym niepowodzeniem. Za przykład niechaj służy przytoczony w przypisie (3) list do księcia burgundzkiego Filipa Dobrego. W praktyce dyplomacja ta ograniczała się do pogróżek i próby przekonania Filipa Dobrego, że czegokolwiek by nie uczynił „nigdy nie zwycięży”. Zapewne też dlatego Filip nigdy nań nie odpowiedział, jak też nie odpowiadał na wcześniejsze, wymienione w tym liście korespondencje. Odebrał on je wszystkie zapewne jako  listę osobistych zniewag. Jak przyjął on na przykład „radę” Joanny, że „jeśli już koniecznie musi czynić wojnę, to niech idzie przeciw Saracenom”?

John of Lancaster, książę Bedford

Nie oznacza to oczywiście, że Joanna pisała „najgorsze” listy wymieniane przez „możnych” podczas Wojny Stuletniej. Wprost da się z nim porównać list ówczesnego regenta Anglii, księcia Bedforda do Karola VII, czyli do króla Joanny d’Arc.

List Bedforda jest niewątpliwie nieporównanie bardziej impertynencki, ale nie zapominajmy, że taka też była jego intencja. Bedford bowiem nie czynił w nim żadnych „zabiegów dyplomatycznych” wobec Karola i całe to pismo spłodził on tylko i wyłącznie by zawrzeć w nim obelgi, wrogość i pogardę wobec osoby, która była jego bezpośrednim konkurentem w walce o tron francuski.

Natomiast zadanie, jakie postawiła sobie Joanna wobec Filipa Dobrego, było zgoła odmienne: przekonać księcia, by przeszedł na jej stronę.

Jeżeli Joannie kiedykolwiek udawało się kogokolwiek przeciągnąć na swoją stronę, to jedynie swoim zapałem, urokiem osobistym i propagandą o religijnym charakterze, a w dziedzinie wojskowej także groźbą użycia siły. Natomiast żaden z jej listów nie zdradza umiejętności dyplomatycznej czy negocjacyjnej.

Żywotność, odwaga i spryt

Thibauld d’Armagnac w swym zeznaniu daje świadectwo odwagi Joanny:

„Po przybyciu (do Orleanu – przyp. MM) świadek widział (ją) w atakach na bastiony Saint Loup oraz Augustins, Saint-Jean-le-Blanc i na Most, w tych atakach Jeanne była tak odważna i zachowała się w taki sposób, że nie byłoby możliwym dla żadnego mężczyzny zachowanie się lepiej podczas wojny. Kapitanowie i wszyscy inni podziwiali jej odwagę, aktywność i jej wytrzymałość na ból i zmęczenie”.

Jean d’Aulon, który towarzyszył Joannie jako jej giermek i pełnił szereg innych funkcji, był jej szefem finansów, kwatermistrzem oraz ochroniarzem w jednej osobie i który niejednokrotnie dzierżył też jej sztandar, napisał szereg lat później swoje obszerne zeznanie dla potrzeb procesu jej rehabilitacji. Jest to jedyne zeznanie spisane w oryginale po francusku dla celów owego procesu. Między innymi opisał tam scenę, która rozmaicie bywała już interpretowana przez historyków i innych autorów piszących o Joannie d’Arc. Scena ta rozegrała się w początku listopada 1429 roku podczas krótkiego oblężenia umocnionej miejsowości Saint-Pierre-le-Moutier. Fragment zeznania odnoszący się do tej sceny prezentujemy w pełni w przypisie (4). Ponieważ pierwszy szturm na miejscowość się nie powiódł, gdyż w miejscowości było więcej wojska niż się spodziewano, a Joanna w tym czasie – jak już wspominaliśmy powyżej – miała do dyspozycji celowo przydzielone znacznie mniejsze siły, stąd też musiała pomyśleć w jaki jeszcze sposób może zmusić załogę miasta do uległości. Nie miała już tyle artylerii i nie posiadała przewagi liczebnej. I oto, gdy jej wojsko wycofuje się z natarcia, ona nagle pozostaje w miejscu z kilkoma ledwie ludźmi. Jej giermek, czyli d’Aulon właśnie, zaniepokojony tym, pragnie ją skłonić, by również odeszła ze względu na grożące jej niebezpieczeństwo. Ona natomiast zachowuje się w tym momencie dziwnie: pomimo, że wojska ma mało, ostentacyjnie zdejmując z głowy hełm – czyli ową „salade”, jak na naszej rekonstrukcji twarzy – odpowiada mu, że ma ze sobą „pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy” i że się stamtąd nie ruszy póki nie weźmie miasta. Po czym zarządza, by wszyscy jej ludzie rzucili się do wypełniania fosy chrustem i do stworzenia nad nią pomostu, by następny atak był łatwiejszy. Ten następny atak istotnie przynosi rozstrzygnięcie i miasto zostaje wzięte bez poważnego oporu.

Incydent ten komentowany bywał rozmaicie: od wersji o „armii aniołów”, które miała ujrzeć Joanna (Leon Cristiani, „Sainte Jeanne d’Arc”), choć d’Aulon nie wspomniał żadnych „aniołów”,  aż po interpretację o „halucynacjach” kobiety, która straciła na moment wszelki kontakt z otaczającą ją rzeczywistością (Edward Lucie-Smith, „Joan of Arc”). Motyw „armii aniołów” jest niejednokrotnie zresztą przywoływany w literaturze pięknej odnoszącej się do Joanny, w powieściach itd, jak w przypadku powieści Pameli Marcantel, amerykańskiej autorki francuskiego pochodzenia („An Army of Angels. A Novel of Joan of Arc”).

Nasza własna interpretacja jest znacznie prostsza, nie sięgająca ani „mistyki” ani „psychiatrii”, lecz chyba jednak znacznie trzeźwiejsza: Joanna w mgnieniu oka zdecydowała pozostać dłużej przy murach, by można było usłyszeć ją mówiącą o „pięćdziesięciu tysiącach” żołnierzy, po czym wydała głośno rozkaz zasypywania fosy, by sprawić na obrońcach wrażenie, że znacznie większe posiłki nadchodzą. W ten sposób skutecznie odebrała im ochotę na stawianie znaczącego oporu.

Jednak po miesiącach kampanii wojskowych Joanna mimo wszystko bardzo „stwardniała” jako żołnierz. Kiedyś nie zaatakowałaby żadnego miasta w niedzielę lub inne święto kościelne. Ale już po kilku miesiącach – zaledwie po czterech – atakowała miasta nawet w święto, na przykład Paryż zaatakowała 8 września 1429 roku, w święto Narodzenia NMP. Nie było już też zarządzanych przez nią poprzednio mszy świętych dla wojska przed każdym większym starciem ani masowych spowiedzi. W dodatku o ile od początku stykała się z szorstkimi i bezwzględnymi wojskowymi typu La Hire czy Gilles de Rais, to w roku 1430 niemal wyłącznie tacy stanowili otoczenie Joanny. Być może niekoniecznie wchodzi tu w grę przypadek typu „z kim przestajesz, takim się stajesz”, ale pewna zmiana w Joannie jednak nastąpiła, nie twierdzimy przy tym, że musiała to koniecznie być zmiana na gorsze. Zapewne bardziej może w tym momencie przypominała już pod tym względem Joannę des Armoises z jej okresu pod koniec lat 1430-tych.

Waleczność i odwaga nie opuszczały jej aż do momentu, w którym dostała się do niewoli. I była to waleczność bardzo jednostronnego rodzaju: atakowała, nie stosowała obrony. Historycy zgodnie konkludują, na podstawie taktyki stosowanej przez Joannę, że „pozostawanie za murami obronnymi nie było jej stylem militarnym” oraz że „obrona nie była jej sposobem taktycznym” (DeVries). Joanna zawsze rwała się do ataku, osobiście w nim uczestnicząc. Nawet w ostatnim etapie swej kampanii, gdy pozostawała w Compiegne otoczonym oblężonym przez wojska anglo-burgundzkie też wolała walczyć przeciw nim wypadami i atakując je. Tak było też i owego 23 maja 1430 roku, gdy prowadziła wypad po raz ostatni:

Joanna podczas wypadu w Compiegne, 23 maja 1430 (wg Harmanda)

„Wsiadła na konia, uzbrojona jak mężczyzna i odziana w doublet z bogatego złotego materiału na zbroi. Jechała na siwym rumaku, pięknym i wspaniałym, i prezentowała się w zbroi i manierach niczym kapitan sporej armii. I w ten sposób, z jej sztandarem wzniesionym wysoko i powiewającym na wietrze i otoczona szlachcicami około czterech godzin przed południem, szarżowała z miasta”. (Georges Chastelain, „Chronique des ducs de Bourgogne”, 14611469)

Przyznać wypada, że to bardzo sympatyczny opis jak na kronikarza strony przeciwnej. Kontynuujmy przez moment za innym kronikarzem, tym razem „swoim” czyli francuskim:

„Gdy tylko wyruszyła, wróg został odepchnięty i zmuszony do ucieczki. Dziewica szarżowała ostro naprzód w armię burgundzką. Ci w zasadzce widzieli swoich żołnierzy, którzy wycofywali się w wielkim nieporządku. Wtedy ujawnili swą zasadzkę i, spiąwszy konie, usadowili się między mostem do miasta a Dziewicą i jej grupą. I część z nich rzuciła sięw kierunku Dziewicy tak wielką liczbą, że ci z jej grupy nie mieli nadziei na ochronienie jej. I mówili Dziewicy: ‘Próbuj wracać do miasta albo i ty i my będziemy straceni!’ Gdy Dziewica słyszała ich mówiących to, przemówiła do niech gniewnie: ‘Bądźcie cicho! Ich porażka zależy od was. Myślcie tylko o zadaniu im ciosu’. Nawet gdy to mówiła, jej ludzie nie chcieli wierzyć i siłą sprawili, że wróciła do mostu. A gdy Burgundczycy i Anglicy zobaczyli, że usiłowała wrócić do miasta, z wielkim wysiłkiem przybyli, by uchwycić most. I było wielkie starcie oręża.” (Perceval de Cagny, „Chroniques de Perceval de Cagny”, od 1438 r.)

Sama scena schwytania Joanny też doczekała się kilku opisów, w wersji francuskiej (5), burgundzkiej (6) i oczywiście w wersji podanej przez samą Joannę d’Arc (7). Są one w zasadzie ze sobą zgodne gdy idzie o postawę Joanny, różniąc się tylko szczegółami (stosunkowo najmniej sama Joanna na ten temat mówiła). Pokazują one, że tak jak Joanna walczyła głównie atakując, tak i w wyniku swojego ataku została ona wzięta do niewoli.

Joanna nie byłaby zapewne sobą, gdyby nie popróbowała ucieczki z niewoli. Pierwszy raz uczyniła to już krótko po pojmaniu. Zabrano ją do zamku Beaulieu – Les – Fontaines koło Noyon. Zamknięto ją w pomieszczeniu w wieży po prawej stronie od wejścia, na pierwszym piętrze. Podłoga wykonana była z desek. Joanna wyjęła parę tych desek z podłogi i przedostała się na parter. Tam już zamykała na klucz dwóch strażników w ich pomieszczenieu, gdy schwytał ją trzeci wartownik.

Odnotowując jednak tę próbę, nie sposób pominąć pewnego faktu będącego wciąż przedmiotem kontrowersji, a odnoszącego się do innej jeszcze próby ucieczki:

Próba samobójstwa czy próba ucieczki?

Oficjalnie nieraz podawana jest wersja z “Chronique des cordeliers de Paris” według której, będąc więzioną w zamku Beaurevoir, próbowała „uciec przez okno, lecz to, po czym się spuszczała, urwało się i spadła ona z najwyższego piętra. Niemal potrzaskała nerki i plecy i była długo chora od ran.”

Inna jednak wersja tej historii pojawia się w zeznaniach samej Joanny z procesu w Rouen (14 marca 1431):

„Po pierwsze została zapytana dlaczego rzuciła się z wieży w Beaurevoir. Odpowiedziała, że ci z Compiegne, każdy z nich, kto ukończył siedem lat, zostaliby spaleni i zaszlachtowani i wolała umrzeć raczej aniżeli żyć po takiej destrukcji dobrych ludzi – i to było jedną z przyczyn jej rzucenia się – a inną było to, że wiedziała, że została sprzedana Anglikom i wolałaby umrzeć raczej niźli być w rękach Anglików, jej wrogów”. (str. 90)

Stąd też sędziowie jej przekonani byli, że próbowała popełnić samobójstwo, co ówcześnie uważane było za szczególnie ciężki grzech. Ale przyjrzyjmy się dalszemu ciągowi jej zeznań:

„Zapytana czy jej skok nastąpił za radą jej głosu, odpowiedziała, że święta Katarzyna mówiła jej niemal codziennie, by nie skakać, a Bóg pomoże tym z Compiegne. A Joanna powiedziała świętej Katarzynie, że skoro Bóg pomoże tym z Compiegne, to ona sama chciała być przy tym obecna. A Katarzyna powiedziała ‘Bez wątpienia musisz znosić to cierpliwie i nie będziesz uwolniona dopóki nie ujrzysz króla Anglików’. I Joanna odpowiedziała: ‘Zaprawdę, nie chcę widzieć, i wolę umrzeć niż znaleźć się w rękach Anglików!’

Zapytana czy powiedziała świętej Katarzynie i świętej Małgorzacie: ‘Czy Bóg pozwoli tym dobrym ludziom z Compiegne umrzeć tak straszliwie, itd?’, odpowiedziała, że nie mówiła ‘tak straszliwie’, lecz że mówiła w ten sposób ‘Jakże Bóg może pozwolić tym ludziom z Compiegne, którzy byli i są tak lojalni swemu panu, umrzeć!’  Po upadku, przez dwa albo trzy dni nie chciała jeść.  Na skutek upadku była tak potłuczona, że nie mogła ani jeść ani pić; i przez cały ten czas była pocieszana przez świętą Katarzynę, która nakazała jej się wyspowiadać i prosić Boga o przebaczenie; i że bez wątpienia ci z Compiegne otrzymają pomoc przed dniem świętego Marcina w zimie. Wtedy zaczęła przychodzić do siebie i jeść, i wkrótce wyzdrowiała.

Zapytana czy, gdy skakała, zamierzała się zabić, odpowiedziała, że nie, ale skacząc powierzyła siebie Bogu. I zamierzała  przez ten skok uciec i uniknąć wydania jej Anglikom.

Zapytana czy, gdy  odzyskała mowę,  bluźniła i przeklinała Boga i Jego Świętych,  co jest potwierdzone świadectwem, odpowiedziała, że nie pamięta, by kiedykolwiek bluźniła i przeklinała Boga i Jego Świętych, czy to w tamtym miejscu czy jakimkolwiek innym i że nie spowiadała się z tego, gdyż nie zachowała pamięci o tym co robiła lub mówiła.

Zapytana czy zamierza w tej sprawie polegać na informacji już uzyskanej lub do uzyskania, odpowiedziała:’Polegam na Bogu i na nikim więcej oraz na dobrej spowiedzi’.”

Tego samego dnia po południu zadano jej zbiorcze pytanie:

„Gdy przypomniano jej: że zaatakowała Paryż w dniu święta; że posiadała konia należącego do naszego Pana, Biskupa Senlis; że rzuciła się z wieży Beaurevoir; że nosiła męski strój; że wyraziła zgodę na śmierć Franqueta d’Arras: czy nie sądzi, że popełniła w tym grzech śmiertelny?”

Jej odpowiedź była również zbiorcza, tu cytujemy jedynie fragment odnoszący się do skoku z wieży:

„…Co do mego upadku z wieży Beaurevoir, uczyniłam tak nie z rozpaczy, lecz myśląc o uratowaniu siebie i o dopomożeniu tym dobrym ludziom, którzy byli w niebezpieczeństwie. Po upadku wyspowiadałam się i prosiłam o przebaczenie. Bóg mi wybaczył, nie z powodu czegokolwiek dobrego we mnie: postąpiłam źle, ale wiem dzięki objawieniu od świętej Katarzyny, że po tym, jak się wyspowiadałam, przebaczono mi. To za radą świętej Katarzyny wyspowiadałam się.

Plan niegdysiejszego zamku Beaurevoir. Czerwonym kolorem zaznaczono wieżę, z której "skoczyła" ("rzuciła się", "upadła") Joanna

Zapytana, czy uczyniła za to wielką  pokutę, powiedziała, że  poniosła dużą szkodę upadając. Zapytana czy wierzy, że to zło, które uczyniła skacząc, było grzechem śmiertelnym, odpowiedziała: ‘Nie wiem, ale pozostawiam to Naszemu Panu….”(“je n’en sais rien, mais m’en attends à Notre Seigneur”)

Wszelki możliwy komentarz i konkluzję do tej sprawy pozostawiamy Czytelnikom.
Od siebie dodamy, że bierzemy pod uwagę rozmaite „scenariusze”. Podczas procesu w Rouen sprawa nie została ostatecznie wyjaśniona. Nie określono jednoznacznie co właściwie tam się stało i w jaki sposób Joanna znalazła się nieprzytomna na ziemi pod wieżą. Przypisano jej co prawda próbę samobójstwa, ale sędziowie nie byli zdecydowani do końca. Użyli dwóch określeń mówiących raz to o „rzuceniu się”, raz to znowu o „skoku”. Sama Joanna mówiła o „rzuceniu się”, o „skoku” oraz o „upadku”. Być może szukała śmierci. Być może szukała ratunku w ucieczce. Ale możliwe jest i to, że postawiła wszystko na jedną kartę mając nadzieję, że albo uda jej się uciec, albo, jeśli nie, to przynajmniej zginie, unikając wpadnięcia w ręce angielskie. W tym sensie jej słowa o tym, że „powierzyła siebie Bogu” mogą nawet istotnie pobrzmiewać prawdą, zwłaszcza że Joannie nie brakowało ani odwagi ani skłonności do ryzyka.

Uwagi końcowe

Joanna d’Arc wydaje się nam być typem osoby wyjątkowo żywiołowej, zupełnie niepodobnej do znanych nam jej „wizerunków” z ikonografii. W ikonografii  Joanna, ze sztandarem i w pełnym rynsztunku, często ma oczy wpatrzone w niebo. Nie chodzi nam tu o jakiekolwiek „deprecjonowanie” ikonografii, lecz o to, że ona, starając się za pomocą symbolizmu oddać charakter militarnej misji Joanny w połączeniu z misją religijną, dokonuje w ten sposób zniekształcenia jej osobowości. W istocie była to osoba żywa, ruchliwa i niezwykle energiczna. Staraliśmy się już w ogólny sposób to pokazać. Teraz dodamy parę końcowych uwag tego odcinka.

Naszym własnym przypuszczeniem jest, że gdyby dzisiaj Joanna d’Arc pojawiła się wśród nas, niektórzy byliby nią zachwyceni bardziej niż są obecnie i bardziej nią zainspirowani, wielu innych byłoby zaskoczonych, a jeszcze inni odsunęliby się od niej, gdyż całe stulecia legend, ikonografii, tych jednostajnych nieraz aż do znudzenia wizerunków i niemalże pachnącego kadzidłem koncentrowania na mistycyzmie stworzyło w końcu wykrzywiony wizerunek francuskiej bohaterki. Przy tym wizerunku prawda wygląda dla wielu mniej korzystnie i mniej „idealnie”.

Wielu ludzi byłoby obruszonych faktem, że w Joannie było więcej twardości, wojowniczości i surowości niż to sobie wyobrażają. Ich własne wyobrażenia mają tendencję do przedstawiania Joanny jak gdyby była bardziej duchem, bardziej „zjawą” („doketosem”) niż żywą osobą z krwi i kości. Gdyby Joanna d’Arc miała być taką postacią, to w życiu nie miałaby cienia szansy wpływać tak elektryzująco na żołnierzy i zawodowych zabijaków, gdyż byłaby dla nich zdecydowanie zbyt mdła – to nasze osobiste zdanie na ten temat.

Jej wojowniczość nie uznawała kompromisów. Jej wizja pokoju w kraju mogła być, jej zdaniem, zrealizowana jedynie przez wojnę. Jej próby mediacji i dyplomacji uznawały dawanie przeciwnikowi jednej tylko alternatywy: „poddajcie się, albo was zniszczymy”. Jej pobożność mieszała się z idealizmem i fanatyzmem.

Aby jednak móc zrozumieć tę osobę, trzeba najpierw nauczyć się rozumieć jej czasy, jej średniowieczny typ religijności, trzeba wiedzieć czym była Wojna Stuletnia, jak była prowadzona, jakie istniały wówczas normy. A już tym bardziej jest to konieczne, jeżeli na to nakłada się jeszcze dodatkowo kwestia świętości. I tu dopiero okazuje się w pełni, że przy tworzeniu „oficjalnego” wizerunku Joanny d’Arc „postawiono wóz przed koniem”. Stworzono wizerunek świętej niczym połyskującą figurkę z miśnieńskiej porcelany, bez dostatecznego wyjaśnienia jej epoki. Gdy więc ową „figurkę porcelanową” ustawić na tle istniejącej ewidencji kronikarskiej z jej epoki, niemalże rozpada się ona w drebiezgi. Samo przytoczenie faktów odczytywane bywa jako niemal „szkalowanie” postaci. Przypominam sobie, że gdy parę tekstów o Joannie zamieściłem w blogowisku „Frondy”, jeden z bardziej ortodoksyjnych Użytkowników portalu zapytał mnie w komentarzu pod tekstem cóż takiego Joanna d’Arc mi uczyniła, że po raz kolejny (!) brukam jej pamięć. Ponieważ pytanie postawione zostało bez tonu napastliwego, więc i ja uprzejmie owego Użytkownika zapytałem czym konkretnie, jego zdaniem, zbrukałem. Nie otrzymałem odpowiedzi, chociaż domyślałem się o co mu chodziło. To jest właśnie ten rozdźwięk miedzy ewidencją historyczną a wybiórczym jej traktowaniem dla religijnych (a i politycznych) celów, który powoduje, że samo cytowanie faktów odbierane bywa jako jako atak, jako obraza, niemal świętokradztwo.

Dlatego też w kolejnych odcinkach będziemy nakreślali więcej owego tła historycznego, by postarać się lepiej je zrozumieć.

Powszechnie przyjęty jest pogląd, że Joanna uważała za swe zadanie doprowadzenie do koronacji Karola VII i zwyciężenie Anglików. Jednak był przynajmniej jeden moment podczas jej kampanii, na dwa miesiące przed jej końcem, w którym rozważała skierowanie swej walki w innym kierunku. Z marca 1430 roku pochodzi jej słynny „list do husytów”, w którym zapowiada możliwość skierowania się przeciw nim. List ten podpisany został w jej imieniu przez jej spowiednika, ks. Jeana Pasquerela, który też najprawdopodobniej jest jego autorem. Różni się on bowiem całkowicie stylem od wszystkich pozostałych listów Joanny. Jednak z całą pewnością jego treść została przez nią zaaprobowana. (8)

Epizod ten mógłby sugerować, że po miesiącach owego „odstawienia na boczny tor” i widząc swoje wysiłki sabotowane przez nawet tych, w których interesie były one podejmowane, Joanna mogła szukać innego celu dla swej wojowniczości i religijności. Ale mógł też być okazjonalnym incydentem z zapowiedzią, której nigdy nie zamierzała spełnić.

Tak, jak poszczególne źródła historyczne (i ich rozmaite interpretacje) rysują odmienne wizerunki bohaterki, tak też rozmaite są i będą jej oceny. Rozdźwięk między tymi ocenami będzie, w swych skrajnych postaciach, przebiegał między dwoma biegunami, od „Ktoś koniecznie chce oczernić Joannę!” aż po „To wszystko prawda? W takim razie co z niej za ‘święta’?”

W naszej własnej próbie „mozolnego odnajdywania Joanny” nie sięgamy po „jasne” odpowiedzi i bierzemy rozmaite wersje pod uwagę, nie opowiadając się z góry ani po stronie tej „oficjalnej” ani tej „alternatywnej”. Nas bowiem interesuje Joanna d’Arc sama w sobie, a nie jako instrument jakiejkolwiek propagandy, czy to katolickiej czy antykatolickiej, religijnej czy politycznej, choć rozumiemy, że postać ta nadaje się do każdej propagandy. Przypadło nam do gustu stwierdzenie cytowanego tu historyka wojskowości Kelly DeVriesa: „Nie powinniśmy oczerniać tego dziedzictwa, zamiast tego winniśmy je studiować” („We should not denigrate that legacy; instead we should study it”).

Tytułem ciekawostki, odnotujmy pojawiające się nieraz odniesienie do… apetytu Joanny. Cytowany wyżej tak zwany „list” Percevala de Boulainvilliers wspomina, że „je ona niewiele, miarkuje się w piciu wina.”

Podczas szturmu na Tourelles w Orleanie Joanna została raniona strzałą z kuszy. Po walce, jak po latach zeznał Jean de Dunois czyli „Batard d’Orleans”:

„Joanna została zabrana do swego miejsca zakwaterowania, by można było opatzeć jej ranę. Gdy medyk skończył swą pracę, spożyła kolację, zjadając cztery lub pięć kromek chleba maczanych w mocno rozwodnionym winie, i nie spożywała żadnego innego jadła ani napoju przez cały ten dzień.”

Relacje takie jak te cytowane skłaniają niektórych autorów do wnioskowania, że Joanna d’Arc cierpiała na anoreksję (jadłowstręt). Naszym zdaniem jest to zupełnie chybiona konkluzja. Anoreksja powoduje powolne wycieńczenie organizmu, co u Joanny w ogóle nie miało miejsca pomimo jej niezmordowanej aktywności. Joanna była na tyle pobożna, że regularnie pościła w piątki, zjadając parę kromek chleba maczanych w winie. Będąc zaś ranną, mogła równie dobrze pościć, obiecując sobie w ten sposób szybsze wyzdrowienie. Czy zwyczajowo „jadła niewiele”? To chyba zależy w porównaniu do kogo… Załączony link  prowadzi do artykułu pokazującego, że „lista chorób” przypisywanych Joannie jest znacznie dłuższa (łącznie z epilepsją). Nie mamy oczywiście niczego przeciw rozpatrywaniu rozmaitych takich możliwości. Sami też nie wykluczamy pewnych nieakcepotwanych „ortodoksyjnie” wersji życia Joanny. Stoimy jednak na stanowisku, że do wyciągania wniosków potrzeba więcej ewidencji. Wygląda jednak na to, że specjaliści od zdrowia Joanny d’Arc formułują swe diagnozy zupełnie w ciemno. W tych okolicznościach chyba zakrawa na swoisty „cud”, że na swej liście chorób nie umieścili jeszcze progerii czy wodogłowia…

I już zupełnie na zakończenie tej części, nieco aspektu niemal humorystycznego. Gwałtowność Joanny mogłaby być przestrogą dla nieostrożnych mężczyzn. Gdy była już więziona w Rouen, miała otrzymać kobiecy strój (do tej pory ubrana była po męsku). Wizytująca  Rouen księżna Anna Burgundzka (1404 – 1432),  siostra Filipa Dobrego i żona regenta Bedforda, nakazała uszyć jej tę suknię i powierzyła to zadanie krawcowi z Rouen nazwiskiem Jeannotin Simon. Podczas brania miary, Jeannotin dotknął przypadkiem piersi Joanny. Ta odepchnęła się odeń gwałtownie ramionami, po czym solidnie wyboksowała go za to po uszach. Podobnie uczyniła nieco wcześniej w zamku Beaurevoir rycerzowi Raymondowi (Haymondowi) de Macy, ale ten ponoć próbował tej „sztuczki” dla żartu, więc mu się pewnie i należało…

CDN

Pozostałe części serii „Joanna d’Arc”:

Pasja Joanny d’Arc

Claude, czyli drugie oblicze Joanny d’Arc

Czy to Joanna d’Arc?

Tajemnice życia Joanny d’Arc:
Część 1: Narodziny i dom rodzinny
Część 2: Pochodzenie. Odcinek 1: “d’Arc”

Część 3: Język, wymowa i “analfabetyzm”
Część 3: Załącznik 1: “Analfabetyzm” 

Barabasz A.D. 1431
PRZYPISY

1. Gdy sztandar ten był niesiony przed Joanną podczas jej triumfalnego wkroczenia do Orleanu, stał się on przyczyną zwrócenia uwagi na jeszcze jedną, z pozoru małą, ale wymagającą wprawy umiejętność Joanny. Manuskrypt znany jako „Le journal du siege d’Orleans” („Dziennik oblężenia Orleanu”) notuje pod datą 29 kwietnia 1429 m.in. co następuje:

„I był przecudowny nacisk tłumu, by dotknąć jej lub konia, na którym jechała, tak wielki, że jeden z niosących pochodnię zbliżył się do jej sztandaru, że ten się od niej zajął ogniem. Natenczas spięła ona konia ostrogami i delikatnie skręciła go ku sztandarowi, czym ogień ugasiła, jak gdyby długo na wojnach była. I się żołnierze dziwowali, a i mieszczanie Orleanu również”.

2. Owa„Kronika Lotaryngii” jest nieraz traktowana jako mało wartościowa. Jednak informacja o turnieju Joanny w Nancy jest w zasadzie zgodna z cytowanymi wcześniej zeznaniami Marguerite de la Touroulde i Jeana d’Alencon. Jedyne dwa elementy, w których prawdziwość nie wierzymy to zapewnienie, że „nigdy” zbrojni mężowie nie byli wprawniejsi w posługiwaniu się kopią rycerską niż Joanna oraz że Joanna była w stanie wskoczyć wprost na siodło bez stawiana nogi w strzemione. Rycerze w pełnej zbroi nie byli w stanie po prostu wskakiwać w siodło, bo dźwigali na sobie 16 – 20 kilogramów rynsztunku. Później króla Anglii Henryka VIII trzeba było na konia sadzać nawet przy pomocy dźwigu…

Pokazów takich jak ten w Nancy w pierwszej połowie lutego 1429 (według starego kalendarza był to jeszcze rok 1428, gdyż wówczas nowy rok liczony był od Wielkanocy) mogło być de facto więcej. Marguerite de la Touroulde bowiem potwierdza pokazane tam umiejętności Joanny, ale – jak sama twierdziła podczas procesu  rehabilitacyjnego (15 kwietnia 1456) – nie spotkała się z Joanną wcześniej niż po koronacji króla w Reims (17 lipca 1429), czyli po ponad pięciu miesiącach dopiero od pokazu w Nancy. Nie towarzyszyła ona również Joannie podczas kampanii wojennych.

Od księcia Karola II Lotaryńskiego Joanna otrzymała w prezencie 4 franki oraz konia – zapewne jego własnego, czarnego konia, na którym nie mógł już sam jeździć ze wzglądu na stan zdrowia (zmarł 2 lata później). Prawdopodobne jest zatem, że to właśnie ów pokaz jeździecki Joanny stał się przyczyną podarunku. Nie był to jedyny koń, jakiego otrzymała już na początku swej działalności – a właściwie nawet jeszcze przed nią. Innym był koń otrzymany od Jeana de Metz, a zakupiony przezeń za „około 16 franków” (czyli był to „zwykły” koń, za dobrego wojskowego płacono od kilkudziesięciu do ponad dwustu franków). Co mogłoby oznaczać, że owo „bieganie z kopią” odnotowane później w Chinon przez księcia d’Alencon było też jazdą konną – zależy jak interpretować zwrot „courir avec la lance”. Bo mając już dwa konie, Joanna nie musiałaby biegać na własnych nogach… A sam d’Alencon, jak czytaliśmy, też jej sprezentował konia właśnie po jej ćwiczeniach z kopią. Co oznacza, że jeszcze przed podjęciem swej misji wojskowej Joanna miała już trzy własne konie, z czego co najmniej dwa po zademonstrowaniu swoich umiejętności.

3.+ Jhesus Maria

Wielki i potężny książę, Książę Burgundii, Dziewica Joanna prosi cię, w imię Króla Niebios, mego prawowitego i najwyższego Pana, abyś ty i Król Francji zawarli dobry, mocny i trwały pokój. Całkowicie z własnej woli sobie przebaczcie, jak wierni chrześcijanie czynić winni; a jeśli zechcecie czynić wojnę, to idźcie przeciw Saracenom.
Książę Burgundii, proszę, błagam i wnoszę tak pokornie, jak potrafię, być nie czynił  więcej wojny w świętym królestwie Francji i byś nakazał swoim ludziom, którzy przebywają w miastach i twierdzach świętego królestwa, by opuścili je szybko i bez zwłoki. Gdy idzie o szlachetnego Króla Francji, jest on gotów uczynić z tobą pokój, zachowując  swój honor, jeśli się temu nie sprzeciwiasz. A powiadam tobie, w imię Króla Niebios, mego prawowitego i najwyższego Pana, dla waszego dobra i honoru waszego, że nigdy nie wygracie bitwy przeciw lojalnym Francuzom, a wszyscy ci, którzy czynili wojnę w świętym królestwie Francji, walczyli przeciw Jezusowi Królowi, Królowi Niebios i całego świata, memu prawowitemu i najwyższemu Panu. I błagam cię i proszę cię ze złożonymi dłońmi, byś nie walczył w bitwach ani nie czynił wojny przeciw nam – ani ty, ani wojsko twoje ani poddani twoi; i wiedz ponad wszelką wątpliwość, że wbrew jakiejkolwiek liczbie wojska, jakie byś wystawił przeciw nam, nigdy ono nie zwycięży. I będzie wielkie rozdarcie serc z wielkich zmagań i krwi przelanej tych, co wystąpią przeciw nam. A minęły trzy tygodnie odkąd do ciebie napisałam i posłałam ci właściwe listy przez posłańca, że powienieneś być przy namaszczeniu Króla, które dnia tego, w Niedzielę, siedemnastego dnia tego miesiąca lipca, ma miejsce w mieście Reims – na które to listy nie otrzymałam jakiejkolwiek odpowiedzi. Ani też nigdy nie usłyszałam słowa od tamtej pory od tego posłańca. Polecam cię Bogu i niechaj cię strzeże, jeśli taka jego wola. I modlę się do Boga, by ustanowił dobry pokój. Napisane we wspomnianym mieście Reims wspomnianego siedemnastego lipca”
(Wersja oryginalna)

4. „I po pewnym czasie oblężenia wydany został rozkaz zaatakowania miasta. I przeprowadzono atak i ci, co byli przed miastem usiłowali je wziąć, lecz z powodu dużej liczby wojska w mieście i jego wielkiej siły oraz silnego oporu tych co byli w mieście, Francuzi zostali zmuszeni do odwrotu. I w tym czasie on, który został raniony przez strzałę w piętę, że nie mógłby ani stać ani chodzić bez kul, widział, że Dziewica z małą grupą żołnierzy i innych została z tyłu. A będąc pewnym, że stanie jej się coś złego, wsiadł na konia i podjechał do niej i zapytał czemu nie wycofała się wraz z innymi. Ona, zdjąwszy salade z głowy, odpowiedziała mu, że nie była sama, że miała ze sobą pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy i że nie zamierza odjeżdżać dopóki nie weźmie miasta. W tym czasie, cokolwiek by powiedziała, nie było przy niej więcej niż czterech lub pięciu ludzi, jak on otym dobrze wie i wielu innych, którzy również ją widzieli. Dla którego to powodu powiedział jej szczerze, że powinna stamtąd odjechać do tyłu wraz z całą resztą. A wtedy rzekła mu by przynieść wiązki chrustu i belek, by stworzyć pomost przez fosę, by było łatwiej podejść. Gdy to powiedziała, zakrzyknęła gromkim głosem: „Wszyscy do wiązek i belek, budować most!”, który też szybko powstał. Że taka rzecz była uczyniona, było zadziwiające, bo potem miejscowość została wzięta atakiem bez wielkiego oporu.”

Bywały w historii sławne fortele, za pomocą których wprowadzano wroga w błąd. Hannibal przed bitwą z armią króla Eumenesa II z Pergamonu wysłał do niego list przez posłańca – tylko i wyłącznie po to, by w ten sposób zlokalizować jego okręt, na którym następnie się skoncentrował w ataku… W marcu 1271 słynny islamski wódz i sułtan Bajbars za pomocą sfabrykowanego listu Wielkiego Mistrza Szpitalników (późniejszych Maltańczyków) z Trypolisu „pozwolił” skapitulować załodze silnej twierdzy Krak des Chevaliers w Syrii. W marcu 1942 roku HMS „Campbelltown” użył niemieckiej flagi dla zmylenia przeciwnika podczas Operacji „Chariot” w Saint Nazaire, a Otto Skorzeny podczas ofensywy w Ardenach (grudzień 1944) użył mówiących po angielsku Waffen-SS-Mannów w amerykańskich mundurach na tyłach wojsk USA…

Joanna sprytnie zdecydowała użyć najprostszego z takich forteli…

5. „Kapitan tego miejsca, widząc wielość Burgundczyków i Anglików gotowych do wejścia na most i obawiając się utraty miasta, kazał podnieść most i zamknąć bramę. I tak Dziewica pozostała na zewnątrz i niewielu ludzi wraz z nią. Gdy wrogowie to zobaczyli, rzucili się wszyscy, by ją pojmać. Opierała się im bardzo mocno i w końcu musiało ją pojmać pięciu lub sześciu naraz, jeden chwyciwszy ją, inni konia, a każdy z nich mówiąc ‘poddaj mi się i daj mi swe przyrzeczenie’ (przyrzeczenie, że się nie ucieknie – przyp. MM). Odpowiedziała: ‘Przyrzeknę i dam obietnicę komu innemu niż wy i jemu złożę przysięgę’. I mówiąc inne podobne rzeczy została zabrana do namiotu Jana Luksemburskiego” („Chroniques de Perceval de Cagny”)

6. „Wtedy Burgundczycy odparli Francuzów ku ich obozowi i Francuzi, wraz z ich Dziewicą, zaczęli  się wycofywać bardzo powoli, gdyż nie udało im się zyskać nad nimi przewagi, a odnaleźli w nich jedynie niebezpieczeństwo i szkodę. Odpowiednio też Burgundczycy widząc to i będąc pokryci krwią i nie zadowalając się jedynie zepchnięciem ich do obrony, gdyż nie mogli im większej szkody wyrządzić aniżeli naciskając na nich mocno, uderzyli w nich odważnie, tak pieszo jak i konno, i wielką uczynili szkodę Francuzom. Wtedy Dziewica, wznosząc się ponad naturę kobiety, nabrała wielkiej siły i uczyniła wielki wysiłek, by uchronić swój oddział od porażki, pozostając w tyle jako dowódca i jako najdzielniejszy z żołnierzy. Jednak fortuna przyzwoliła na koniec jej chwały i na to, że ostatni już raz nosiła broń. Pewien łucznik, surowy a zgorzkniały człowiek, pełen gniewu, że kobieta, o której tyle mówiono, mogła pokonać tylu dzielnych mężów, ilu ona zdołała, schwycił kraniec wappenrocka ze złotego materiału i zrzucił ją z konia płasko na ziemię. Nie była w stanie znaleźć ucieczki ni otrzymać pomocy jej żołnierzy, choć usiłowali oni dopomóc jej z powrotem wsiąść na konia. Lecz zbrojny mąż zwany ‘le Bâtard de Wandomme’, który przybył właśnie gdy upadła, tak ku niej parł, że dała mu swe przyrzeczenie, gdyż powiedział, że był szlachcicem” („Chronique des ducs de Bourgogne”)

7.  „Przeszła przez most i francuski szaniec i ruszyła z kompanią żołnierzy obsadzających te odcinki przeciw żołnierzom hrabiego luksemburskiego, których odrzuciła dwukrotnie aż do obozu burgundzkiego i trzeci raz do połowy tej drogi. A wtedy Anglicy, którzy tam byli, odcięli ją i jej ludzi, wchodząc między nich a szaniec, a wtedy jej żołnierze odstąpili. I wycofując się w pola na jej flance, w kmierunku Picardy, koło szańca, została pojmana. Pomiędzy Compiegne a miejscem, gdzie została pojmana, nie ma nic oprócz strumienia i szańca z jego rowem” (Proces w Rouen, 10 marca 1431, sobota)

8. „Jhesus – Maria

Od pewnego już czasu pogłoski i publiczna informacja docierają do mnie, Dziewicy Joanny, że z prawdziwych chrześcijan staliście się heretykami i że, jak Saraceni, zniszczyliście prawdziwą religię i pobożność; przyjmując haniebny i kryminalny przesąd i pragnąc chronić i propagować go, pokazaliście, że nie istnieje taki czyn haniebny i wierzenie, na którebyście się nie poważyli.

Rujnujecie sakramenty Kościoła, drzecie artykuły wiary, niszczycie kościoły, rozbijacie i palicie statuy, które postawione zostały jako pamiętne monumenty, masakrujecie chrześcijan tylko dlatego, że zachowali prawdziwą Wiarę.

Cóż to za szaleństwo? Jaka wściekłość lub obłęd wami powoduje? Ta Wiara, którą Wszechmocny Bóg, którą Syn, którą Duch Swięty objawił, ustanowił, której dał panowanie i gloryfikował po tysiąckroć poprzez cuda, jest tą wiarą, którą wy prześladujecie, którą wy pragniecie obalić i wymazać.

Jesteście ślepi, nie dlatego że brak wam przewidywania. Czy sądzicie, że nie poniesiecie za to kary? Albo czy nie zdajecie sobie sprawy, że Bóg zablokuje wasze przestępcze wysiłki? Czyż myślicie, że On pozwoli wam pozostać w ciemności i omyłce? Im bardziej oddajecie się przestępczemu świętokradztwu, tym bardziej przygotuje On wam wielką karę i mękę.

Co do mnie, powiem wam szczerze, że gdybym nie była zajęta tymi angielskimi wojnami, to już dawno przybyłabym, by wam się przyjrzeć. Ale jeśli nie dowiem się, żeście się poprawili, to równie dobrze mogę zostawić tych Anglików i ruszyć przeciw wam tak, że mieczem, jeśli nie mogę inaczej, usunę wasze szaleństwo i zgniły przesąd, odbierając albo herezję albo wasze życie.

Jeśli jednak zdecydujecie powrócić do wiary katolickiej i do pierwotnego źródła światłości, tedy przyślijcie mi waszych ambasadorów, a ja im powiem, co macie czynić. Jeśli nie zamierzacie tak uczynić i uprzecie się w oporze wobec tej zachęty, wspomnijcie ile przestępczej szkody wyrządziliście i spodziewajcie się mnie, która obejdzie się z wami odpowiednio z pomocą siły boskiej i ludzkiej”  (23 marca 1430) (Wersja oryginalna)

Leave a Reply