Himmler: Przemówienie z 24 października 1943 w Poznaniu

Prezentowane tu przemówienie Heinricha Himmlera wybraliśmy do przetłumaczenia i publikacji z tego powodu, że jest ono przede wszystkim O NAS. Nie należy  tego przemówienia mylić z dwoma innymi przemówieniami, które Himmler wygłosił w tymże Poznaniu w tym samym miesiącu, tylko o prawie trzy tygodnie wcześniej, 4 oraz 6 października 1943 roku (1).

Przemówienie tutaj prezentowane, w tłumaczeniu jego pełnej treści, dotyczy rozmaitych zagadnień związanych z wcieleniem do Rzeszy 4 okręgów, które leżały w granicach II RP przed 1939 rokiem:
– polskiej części Górnego Śląska
– Wielkopolski, zwanej przez Niemców „Krajem Warty” („Wartheland”)
– Prus Zachodnich (czyli Korytarza Pomorskiego)
– Prus Południowych

Wśród słuchaczy obecni byli: Arthur Greiser (2) oraz zapewne cała czołówka partyjna NSDAP regionu wielkopolskiego – w końcu okazji tej wizycie Himmlera w Poznaniu dostarczył Dzień Wolności ustanowiony po aneksji regionu przez III Rzeszę. Musieli być też jednak obecni przedstawiciele nowych osadników niemieckich, gdyż do nich odnoszą się słowa Himmlera: Cztery lata temu wielu spośród was tutaj obecnych musiało pożegnać się, z ciężkimi sercami, ze swymi starymi domostwami.”

Wśród problemów dyskutowanych w wystąpieniu Himmlera wyróżniają się następujące: wydarzenia z niedawnych w historii walk polsko-niemieckich, w tym powstań na Śląsku i w Wielkopolsce, a także w Kampanii Wrześniowej; germanizacja włączonych do Niemiec okręgów (w tym germanizacja przez zaludnienie); Volkslista z jej 4 kategoriami (temat Volkslisty zostanie omówiony w osobnej publikacji); stosunek wobec Polaków, jaki, według Himmlera, winien charkteryzować Niemców; a nawet nadzieja na dalsze powiększenie terytorium Rzeszy przez przyszłe pokolenia Niemców.

Ponieważ przemówienie wygłoszone zostało pod koniec 1943 roku, gdy Niemcy utracili już inicjatywę strategiczną w wojnie, stąd też Himmler zawarł w nim odniesienia do trudów i ofiar, które trzeba będzie jeszcze ponieść, odnotował pojawiające się tu i ówdzie oznaki zniecierpliwienia przedłużającą się wojną i zapowiedział twarde rozprawienie się ze spodziewanymi objawami defetyzmu. Odnotował także krótko ostatnie ważne wydarzenia z 1943 roku, jak klęska stalingradzka czy uwolnienie Benito Mussoliniego przez oddział komandosów SS pod dowództwem Otto Skorzenego.

Podobnie jak w przypadku przemówienia Hitlera z Platterhof, dokonaliśmy i tutaj podziału tekstu na swoiste „podrozdziały” tematyczne, by ułatwić Czytelnikowi „poruszanie się” po tym tekście, który w wydruku zajmuje 23 strony.

Dla lepszego zaś nakreślenia „tła” owego przemówienia, zaopatrzyliśmy ten tekst w szereg przypisów z naszymi dodatkowymi objaśnieniami.

Tłumaczenia oryginalnego przemówienia z kopii maszynopisu niemieckiego (mikrofilm 712 i T120 w National Archives and Records Administration) na angielski, wraz z opracowaniem materiału uzupełniającego (innego niż w naszych przypisach), dokonali w USA Veronica Clark oraz Wilf Heink . Tłumaczenia zaś z owej wersji angielskiej (za zgodą V. Clark) dokonaliśmy we własnym zakresie.
Już po dokonaniu tłumaczenia, znaleźliśmy ten oto link do audio  z owym przemówieniem. Pomógł nam on ulepszyć tłumaczenie. Poza tym , później jeszcze, znaleźliśmy audio także tutaj . I chociaż jest to dokładnie to samo nagranie, ta konkretna kopia ma nieco inne brzmienie (co rozpoznać można przy długim przysłuchiwaniu się. W ostatecznym rozrachunku obie te kopie nagrania posłużyły nam do poprawy tekstu w tych wypadkach, gdzie nagrane słowa bywają trudno rozpoznawalne.

Sytuacja wojenna, ludnościowa i graniczna
Kim są najgroźniejsi przeciwnicy?
Znaczenie więzów krwi, narodu i rasy
Problem mieszanej narodowości
Tragizm wynarodowionej niemieckości
Lista narodowa (Volksliste); konsekwencje jej przyznania
Germanizacja przez zaludnienie. Rozwój nowej społeczności niemieckiej
Jaki winien być stosunek do Słowian? Jacy są Słowianie?
Kto z powodzeniem rządził Słowianami. Metoda informatorów NKWD i GPU
Twarda rzeczywistość wojenna. Konieczność zmiażdżenia niesnasek i defetyzmu
Jaki ma być koniec wojny
Germanizacja terenów wschodnich Rzeszy. Organizacja społeczności niemieckiej. Spojrzenie w przyszłość
___________________________________________________________

Geheime Reichssache

Rede  des Reichsfűhrer-SS Heinrich Himmler anläβlich des “Tages der Freiheit” am 24. Oktober 1943 in Posen

Drogi Towarzyszu Partyjny Greiser! Drodzy Towarzysze i Towarzyszki! Szanowni Goście!

Z dumą przyjąłem wasze zaproszenie, by przemówić na dzisiejszym Dniu Wolności (Gautag), gdyż jesteście świadomi, a ja nie mówię wam niczego nowego pod tym względem, że jestem szczególnie związany z tym regionem, z wami osobiście oraz z pracą tutaj wykonywaną, i tak już pozostanie na zawsze.

Sytuacja wojenna, ludnościowa i graniczna

Pozwólcie, że zatrzymam się nieco nad moimi myślami odnośnie tego Dnia Wolności:

My Niemcy w całym kraju bywamy nieraz rozczarowani, gdy rezultaty nie pojawiają się wystarczająco prędko; jesteśmy niezadowoleni, gdy mówi się nam, że jest to twarda walka i że tu i ówdzie decyzje muszą dopiero zostać podjęte.
Niektórzy zapytują: „Jak długo jeszcze ma ta wojna trwać?” Niektórzy uważają, że to i owo mogłoby zostać zrobione prościej, lepiej i szybciej. Wszyscy oni zapominają, że jesteśmy zaangażowani w jedno z największych zmagań narodowych w historii – w jedną z największych wojen rasowych prowadzonych w ciągu stuleci. Pozwólcie zatem, że naszkicuję pokrótce jak to było cztery i pół roku temu.

Cztery lata temu obchodziliśmy Dzień Wolności, narodziny tego dystryktu. Sześć miesięcy przed tamtym dniem granica Niemiec przebiegała zaledwie 150 kilometrów na wschód od stolicy Rzeszy Niemieckiej. Każdy nieprzyjaciel dysponujący nowoczesnym sprzętem wojennym mógłby dotrzeć do stolicy w ciągu 20 minut ze swymi bombowcami, dzisiaj wystarczyłoby 10 minut.. Część Niemiec, Prusy Wschodnie, była odseparowana od kraju; inna część, Gdańsk, była małym państwem i chociaż walczyła dzielnie o swoje istnienie, nie byłaby w stanie przetrwać.

Cztery lata temu, po kampanii polskiej i w rezultacie dekretu Führera, obszar geograficzny znany jako Wartheland został przekształcony w jednostkę polityczną i administracyjną Warthegau. W przyszłych latach niewątpliwie zostanie uznany fakt, że jest ona jednym z najlepszych dzieł Rzeszy Niemieckiej. Z dystryktu posiadającego jeszcze 10% Niemców w populacji 4,5 miliona, mamy teraz, cztery lata później, dystrykt wyraźnie niemiecki w charakterze w swej stolicy, w swych miastach, a liczba Niemców tutaj żyjących wzrosła z 400 000 do ponad 800 000.

Pierwsza fala przesiedleń Niemców z krajów bałtyckich

Gauleiter i jego współpracownicy stanęli tutaj wobec trudnej kwestii: Jak mamy zgermanizować ten dystrykt? Jak zostanie to osiągnięte?  Zanim odpowiem, muszę przypomnieć wam rzecz następującą: Cztery lata temu wielu spośród was tutaj obecnych musiało pożegnać się, z ciężkimi sercami, ze swymi starymi domostwami. Pierwszymi, którzy musieli się pożegnać, na wezwanie Führera, byli Niemcy w Estonii i na Łotwie. Innymi, którzy musieli się pożegnać, w późniejszych tygodniach i miesiącach, byli Niemcy z Wołynia, Galicji, znad Narwi i innych regionów wschodu, dołączyli do marszu, by rozpocząć podróż wzdłuż owianych obecnie sentymentem treków wieśniaczych.

Pytanie odnośnie tego jak na nowo uczynimy ten obszar niemieckim, pragnąłbym sprecyzować dokładniej: Jak przesuniemy granicę narodu niemieckiego o setki kilometrów dalej z nadzieją, że okaże się ona trwała? Granica Rzeszy, przez naniesienie na mapę, została przed czterema laty przesunięta poprzez zwycięstwo oręża i poprzez decyzję Führera i decyzję Rzeszy. Istnieje wiele sposobów zdobycia terytorium, aneksacji kraju, narodu albo ludu. Przedstawię dwa, które wyróżniają się w wielkiej walce narodów, by następnie jednoznacznie opowiedzieć się za jednym z nich.

Pierwsza z tych metod jest starszą: jest to sposób, w który, w ciągu ostatnich 100 lub 200 lat większość krajów podlegała aneksacji.
Zaczynano od tego, by mieszkańcom, poprzez szkołę, poprzez wychowanie, a przede wszystkim poprzez język, odebrać ich specyfikę, ich zewnętrzną specyfikę i nadać im inne zewnętrzne piętno – powszechna edukacja zastępowała ich pierwotne zachowania odmiennymi zachowaniami zewnętrznymi. Często mówiono przy tym i podkreślano: Ten człowiek, który mieszkał tu w dystrykcie poznańskim, został dobrze wykształcony. Nauczyliśmy go jak czytać, pisać oraz liczyć. Wcześniej był analfabetą. Teraz, dzięki naszej niemieckiej pracy, dzięki naszej dokładności,  stał się on akceptowalnym, wychowanym środkowym Europejczykiem. Dalej, wciągnęliśmy go do koszar i nauczyliśmy go organizacji, czystości i punktualności, posłuszeństwa, a nawet jak być odważnym.

Kim są najgroźniejsi przeciwnicy?

Cofnijmy się  do roku 1919. W roku (tysiąc dziewięćset)dziewiętnastym niemieckość walczyła tutaj, niemieckość na Górnym Śląsku, w Prusach Zachodnich, nawet my sami wewnątrz naszych pozostałych nam jeszcze starych granic Rzeszy z lat 1918-19, walczyliśmy z bandami, z powstańcami, z oddziałami wojskowymi, które faktycznie w wielu miejscach niestety walczyły aż za dobrze. Kim byli nasi przeciwnicy? Byli oni powstańcami z zachodnich oddziałów oraz im podobnymi z rozmaitych organizacji narodu polskiego.  Te części owych grup, które walczyły dobrze, były często dowodzone przez ludzi,  z życiorysu których można było stwierdzić, że posiadają EK1 (Krzyż Żelazny I klasy): ten a ten był kapralem, ten znowu sierżantem, ten chodził do niemieckiej szkoły, ten był zarządcą u takiego czy innego właściciela ziemskiego, tamten był nienagannym urzędnikiem państwowym. Wiele się nauczyli, byli bardzo chętni, przyswoili sobie wszystko. To byli nasi najniebezpieczniejsi przeciwnicy.

Jednej rzeczy musimy się nauczyć w naszej walce  narodowej: nasza własna krew, gdy znajduje się ona po przeciwnej stronie, jest często naszym najgroźniejszym wrogiem; a w dalszej kolejności, wszyscy ci ludzie, których wykształciliśmy, wyposażyliśmy w niemiecki porządek i posłuszeństwo, gdy występują przeciw nam. Ten przykry przykład, którego wielu z nas doświadczyło wraz z tymi Niemcami, którzy pozostali w Poznaniu i w Warthegau w latach 1919 do 1923, cierpiąc aż do roku 1939, niechaj będzie dla nas ostrzeżeniem.

Gauleiter Arthur Greiser

Znaczenie więzów krwi, narodu i rasy

Byłoby szaleństwem, aby błąd popełniony w przeciągu historii powtarzać i popełniać na nowo. Widzimy zatem, że w wieku, w którym narody,  wspólnoty o więzach krwi („Blutsgemeinschaften”)  i rasy budzą się – i uświadomiły sobie swoją wartość i swoje istnienie  – że w takim wieku stara metoda nadawania przynależności państwowych, nakazywania śpiewania hymnu narodowego, udzielania lekcji języka i nadawania zewnętrznego ukształtowania nie wystarcza, by jakiś okręg czy kraj uczynić własnym terytorium jakiegoś narodu. Było to wystarczające, gdy toczono małe wojny, było to wystarczające w wiekach średnich, było to jeszcze wystarczające zapewne aż do końca XVIII wieku. Już jednak w poprzednim stuleciu, a w szczególności w naszym wypadku, taką metodą nie można już przynieść jakiegokolwiek sukcesu narodowi (3). I dlatego my, a mianowicie tutaj w Warthegau  towarzysz Greiser jako wasz znakomity Gauleiter oraz my w Rzeszy; ja jako Komisarz Rzeszy („d/s Umacniania Niemieckości” – przyp. MM) z tego powodu na samym wstępie odrzuciliśmy bezkompromisowo i bezwarunkowo tę metodę z dawnych czasów…

Głośne oklaski w tle

… i zdecydowaliśmy, jako narodowi socjaliści, którzy są nie jedynie z nazwy czy słów zwolennikami tego poglądu, lecz z wiarą z najgłębszego przekonania, z tej płaszczyzny, z tego fundamentu poznania rasowego spoglądać na świat i podjąć próbę rozwiązania jego problemów, zdecydowaliśmy się na inną drogę. Rzeczywiste zniemczenie („Deutschwerdung”) dystryktu, kraju, jest możliwe jedynie poprzez pokrewieństwo krwi (4). Możemy zbliżyć się do każdej populacji pokrewnej nam rasowo. Oczywiście, każdej  osobie jakiejkolwiek rasy, jakiegokolwiek wyglądu, może ona mieć jakikolwiek kolor oraz, proszę mi wybaczyć moje ostre słowa, nawet jakiejkolwiek małpie, można udzielić jakiejkolwiek tresury. Lecz serce i dusza, wywodzące się ze wspólnych więzów krwi, odpowiadają jedynie tym o tej samej krwi, tym należącym do nas, do naszej rasy, do potomków o tym samym pochodzeniu. Gdyż w takiej osobie rezonują te same wartości i odczucia, które są jedynymi istotnymi w walce o lud: wartości wiary; wiary, że można przenosić góry, jak również lojalność, posłuszeństwo i odwaga.

Głośne oklaski

Problem mieszanej narodowości

Dlatego też zaczęliśmy od rzeczywistych Niemców, którzy tu pozostali, uznaliśmy ich i uczyniliśmy obywatelami. W odniesieniu do tego segmentu populacji było to jedynie formalnością, ponieważ oni tu walczyli: ich rodzice, tak ojciec jak i matka, i wszyscy ich przodkowie, wszyscy niewątpliwie Niemcy. Uczynienie tego było jedynie formalnością. Potem przyszły cięższe problemy, gdyż te pierwsze nie wymagały żadnej szczególnej mądrości ani niczego więcej. Owe cięższe problemy jednak były następujące: co zrobić z tymi, którzy mieli niemieckiego ojca i polską matkę albo polskiego ojca i niemiecką matkę? Co zrobić z tymi, co mieli co prawda niemieckiego ojca i niemiecką matkę i którzy mówili po niemiecku w domu, ale mieli polską babkę? I co zrobić z tymi, którzy mieli co prawda troje niemieckich dziadków, ale w ich domu mówiło się po polsku?

Poruszyłem tylko kilka, jedynie KILKA  kwestii jak widzicie; w rzeczywistości nie jest to tak proste. Zadałem jedynie kilka  pytań, wspomniałem kilka  możliwości, a możecie się już zorientować, jak jest to skomplikowane. Moim zdaniem istnieje tylko jedno całkowicie trzeźwe rozstrzygnięcie; decydującym rozstrzygnięciem jest rozstrzygnięcie poprzez czynnik krwi („Entscheidung des Blutes”). Z pewnością ci, którzy przede wszystkim mają niemieckich rodziców i dziadków, generalnie należą do niemieckości i muszą zostać uznani za Niemców. Sprawa staje się skomplikowana z tymi Niemcami, którzy mają niemieckich przodków, jednak przyzwyczaili się do polskiego państwa i narodowości. Są oni z reguły – jako że wyposażeni są w cechy niemieckie i nordyckie – najbardziej stabilnymi osobowościami, a zatem najtwardszymi i najbardziej upartymi oponentami. Muszę przypomnieć z tego miejsca o tym, o czym stwierdziłem już wcześniej: ci z naszej  krwi i wychowania są naszymi najniebezpieczniejszymi oponentami.

Tragizm wynarodowionej niemieckości

W 18-dniowej kampanii z Polską, która rzeczywiście spadła na państwo polskie niczym naturalna katastrofa, doświadczyliśmy w pewnych obszarach twardszego i bardziej zaciętego oporu. I gdzie to było? Pozwólcie mi wymienić jedynie kilka nazwisk. W polskiej marynarce, która należała do tych sił polskich, które trzymały się najdłużej z polskich sił zbrojnych: Admirał Unruh z Helu (Józef Michał Hubert Unrug), Niemiec, który jednak miał polską matkę. Innym, z którym musieliśmy walczyć dłużej, był generał Rommel z Warszawy (Juliusz Rómmel), pierwotnie Niemiec. Dalej był generał Thommée (Wiktor Thommée), najprawdopodobniej hugenot, który wyemigrował do Polski: wyróżnia się jego obrona fortyfikacji Modlin. Sądzę, że moglibyśmy kontynuować tak bez końca, gdybyśmy mieli zebrać wszystkie dane. Wspomniałem  jedynie te przypadki, gdyż były one nabardziej prominentnymi przykładami, ale także po to, by powtórzyć to, o czym mówiłem poprzednio: przywódcy przeciwstawiający się nam, a posiadający tę samą krew, są naszymi najgroźniejszymi oponentami.

Powiedziałem dlatego też: najpełniejszymi charakteru i najtwardszymi są ci Niemcy, którzy czasem przez jakiś przypadek, jakiś rozwój swych przodków stali się członkami obcego narodu. I z całym niemieckim uporem, całym niemieckim idealizmem stali się obrońcami, stronnikami i duchowymi synami i córkami tego obcego narodu. Nie wystarczy powiedzieć: „Tym ludziom brakuje charakteru! Zapomnieli, że są Niemcami!”, ponieważ ich czyny są łatwe do wytłumaczenia. Weźmy na przykład małego chłopca z dobrych rodziców, który zostaje zabrany do obcego kraju, gdy ma jeden rok. Wszystko, co słyszy, to obcy język i pierwsze dźwięki wyrażone przezeń są w tym języku. Następnie uczy się, jako niemiecki chłopak, tylko obcego pisma; czyta jedynie w obcym języku i to, co stanowi duchowy produkt tego obcego narodu. Ten mały chłopiec, który mógł pochodzić od najdzielniejszych niemieckich rodziców, stanie się najdzielniejszym członkiem tego obcego narodu.

Pragnę powiedzieć tylko jedno: w przypadku tak tragicznym jak ten, dobre cechy charakteru naszej krwi doprowadzą do poważnych konsekwencji dla nas, jeśli walczy ona dla przeciwnej strony. To w dalszej kolejności wyjaśni jak trudne są kwestie narodowości i doprowadzi do konkluzji obcej naszemu niemieckiemu sposobowi myślenia, odkąd nie jesteśmy przyzwyczajeni do odpowiadania w taki sposób. Wierzcie mi, Towarzysze, istnieje tylko jedna możliwość: albo pozyskamy taką rodzinę, takiego człowieka z powrotem dla niemieckości, albo go zniszczymy, nie ma rozwiązania pośredniego. Bylibyśmy obłąkani – i zabijalibyśmy własną krew – gdybyśmy oddali wrogowi jedną zdolną głowę z naszej krwi, któraby pewnego dnia walczyła przeciw nam.

Owacja

Powiecie mi zapewne: „to zbyt okrutne, czego wymagacie, byśmy to chcieli uczynić”.

Mogę na to jedynie odpowiedzieć, że są tylko dwie możliwości, albo ten człowiek dołączy do przeciwnej strony i nasi synowie będą ginęli – więcej zapewne – albo nie uzyska on takiej sposobności, gdyż zginie on sam. A ponieważ nasza krew, naszych synów, musi być dla nas zawsze wartościowsza, aniżeli obcego – to nawet jeśli ta osoba jest jedną z nas, utraconą dla nas w konsekwencji tragicznych okoliczności – to zawsze  musimy zdecydować się na to, co jest najlepsze dla Niemiec, nawet jeśli może to być brutalne lub krwawe.

Lista narodowa (Volksliste); konsekwencje jej przyznania

Powróćmy do kwestii narodowości. Ułożyliśmy zestaw list narodowych (Volksliste) – 1,2,3 i 4 – z tych, którzy urodzili się w Warthegau (5). Lista 3 była obszernie dyskutowana. Doszło do mnie wiele postulatów proszących mnie o ustępstwa w kwestii Listy 3. Jakiś człowiek, na przykład, pracował przez rok w fabryce zbrojeniowej lub walczył na froncie przez rok, historia jego służby jest nienaganna: jednak jeśli nie otrzyma on wreszcie przynależności państwowej bez możliwości jej odwołania („ohne Widerruf”), straci zainteresowanie wszystkim; stanie się on pozbawionym zainteresowania robotnikiem, urzędnikiem państwowym lub żołnierzem. Moim zdaniem musimy rozróżniać pomiędzy chwilowo pilną sprawą, naciskającą w danym momencie, a rozwiązaniem całkowitym, aby uniknąć stawiania przyszłych barier. Sądzę, że powinniśmy być ostrożni w każdym wypadku, biorąc pod uwagę, że znajdujemy się w piątym roku wojny ze wszystkimi wynikającymi z tego problemami i presją oraz z potrzebą rozwiązywania codziennych problemów, jakie się pojawiają: byśmy nie podejmowali, dla wygody i małego tchórzostwa, decyzji, które wydają się rozwiązywać problem w danym momencie, ale które zablokują nam drogę w następnych dziesięcioleciach. Z ludźmi, którzy mają być przyjęci do naszej społeczności w Rzeszy, a to obejmuje nadanie praw obywateli Rzeszy, jest dokładnie tak jak z trucizną, albo przynajmniej może być tak jak z trucizną wprowadzoną do krwiobiegu. Gdy znalazła się ona już wewnątrz, żadna siła w naturze na tej ziemi nie może jej usunąć. I obojętnie czy mówimy o osobie indywidualnej czy o całej wspólnocie, nosiciel tej trucizny z pewnością umrze. Musi to być brane pod uwagę odkąd ci wszyscy, którzy obecnie domagają się, dla wygody wojskowej, „Naprzód! Ten musi zostać przyjęty! Chcę, by mój dystrykt był niemiecki, więc wszyscy ludzie tu żyjący zostaną uznani za Niemców”, podejdą do wszystkich bez różnicy, mówiąc: „Miałeś niemiecką babkę, nieprawdaż? Ty też? Oczywiście! Tak jest, jesteś Niemcem, Lista 3” – i jeśli dana osoba nie kradła z konta firmy, po roku – tak jest, zostaje zintegrowany, zostaje obywatelem Rzeszy. Dla nas jest to być może wygodne. Mówię tu jedynie „być może”, gdyż nikt nie może szczerze wierzyć, że gdy problemy się w końcu pojawią, problemy, które wojna światowa ze sobą przynosi i przynosić będzie, gdyż właśnie wchodzimy w końcową fazę, ostateczne bitwy, to będzie on mógł polegać na lojalności w dystrykcie takim jak ten właśnie opisany. Będziemy w takim wypadku mieć ludzi, którym nadano niemieckie prawa w jakimś okręgu wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi, a którzy potem użyją tych praw, by nam strzelać w plecy.

Brawa

Poza tym wierzę, że my Niemcy musimy się jeszcze czegoś nauczyć. Że się tak wiele musimy uczyć wynika z tego, że praktycznie, i wielu o tym wciąż zapomina,  staliśmy się Rzeszą Niemiecką dopiero 72 lata temu, a Wielkimi Niemcami dopiero 5 lat temu. Przez stulecia musieliśmy żyć w zamkniętych obszarach, szczególnie tu, na północy, na wschodzie; byliśmy niesamowicie biedni, byliśmy jednak w stanie – i to jest historyczne dziedzictwo Prus – wypracować sobie drogę z nędzy i trudności Wojny Trzydziestoletniej dzięki naszej nieograniczonej witalności, tworząc na nowo uporządkowane społeczeństwo.
Żyliśmy jednak, jak wspomniałem, w zamkniętych obszarach i dlatego byliśmy niezdolni do nauczenia się zbyt wiele w tym starym narodzie. Układanie stosunków z obcymi narodami nie było rzeczą nam znaną i nie mieliśmy okazji praktykowania ich. Wartości, tej niemal świętej wartości, świętej wielkości określenia „Rzesza” w wielu wypadkach jeszcze nie pojęliśmy. Ci Niemcy, którzy żyją za granicą, poznali je znacznie lepiej.

W Średniowieczu, gdy w Europie mówiono o „Rzeszy”, odnosiło się to tylko do jednej możliwości, była to Rzesza Niemiecka; żadnej innej Rzeszy nie było w Europie. I proszę mieć pewność, że innej Rzeszy po tej wojnie również nie będzie.

Oklaski

Ta Rzesza stanie się niemal świętym mitem, uporządkowanym mocarstwem europejskim („Ordnungsmacht Europas”), czołowym narodem w całej Rzeszy Germańskiej, która zostanie po tej wojnie stworzona. Stopniowo zostanie ona zjednoczona. Ta Rzesza Germańska odciśnie swe piętno na Europie, będzie ona przewodziła białej rasie w Europie, przygotuje ją do wielkich zmagań rasowych, które – z pewnością my tego już nie doczekamy – z pewnością toczyć się będą pomiędzy kontynentami w ciągu kilku pokoleń.

Biorąc pod uwagę ogrom tego konceptu Narodu, powinniśmy się wstydzić, jeśli nie potrafimy utrzymać w dyscyplinie jakiegoś pół-polskiego, pół-niemieckiego robotnika, albo jeśli dyrektor fabryki nie potrafi postawić na swoim, lub jeśli dowódca kompanii nie potrafi utrzymać porządku samym przykładem swej własnej osobowości – jeśli my, z powodu słabości niektórych osób, podchodzimy do kogoś, by prosić: „Czy nie zechciałbyś, proszę, przyjąć niemieckiego obywatelstwa? Proszę, bądź łaskaw je zaakceptować”. (lekki śmiech na sali)  Oraz: „Nie, nie, oczywiście będziesz posiadał wszystkie prawa, którymi my cieszymy się od 70 – 80 lat”. Czemuś takiemu mówię „nie”, to w ogóle nie wchodzi w rachubę.

Oklaski

Nie patrzę na sprawy z dzisiejszej perspektywy, czasu trudności i presji, lecz z perspektywy okresu po wojnie, kiedy zakończymy ją zwycięsko. I my ją zakończymy zwycięsko!

Oklaski

Przekonany jestem, że wtedy ci wszyscy chętni obecnie do szafowania prawami i dostojeństwem Rzeszy, będą tymi, którzy okażą się najbardziej surowymi, w 150% w odniesieniu do nadawania ich.

śmiechy, brawa

I to dlatego, ponieważ nie chcemy oszukiwać samych siebie, popieram oszczędne nadawanie praw obywatelskich na przekór wszelkim podawanym powodom ekonomicznym i sugerowanym koncesjom. Każdy taki człowiek  będzie miał tyle samo do jedzenia, co my, takie samo wynagrodzenie, ale musi on wykazać się świadomością swych zobowiązań. Mamy jednak pewne zastrzeżenia, bo nie zamierzamy jedynie patrzeć na danego człowieka, żołnierza; mamy również intencję przyjrzenia się jego żonie i dzieciom. Jaka jest możliwa korzyść z tego, że nadam człowiekowi i całej jego rodzinie nieodwołalne prawa obywatelskie Rzeszy po to tylko, by po jakimś czasie odkryć, że – chociaż był on dobrym żołnierzem, jak długo był w swej kompanii, i wśród swych niemieckich towarzyszy i jak długo miał dowódcę kompanii, który go trzymał w ryzach – jego żona nie ma zamiaru uczyć się mówienia po niemiecku. Wszystkie jego dzieci mówią po polsku. Oto mamy „obywatela”, z którego możemy być dumni!

Brawa

W takich sprawach zamierzamy być, niczym rolnicy, dojrzałymi, ostrożnymi i nierychliwymi; i absolutnie nie myślę o tym, by poddawać się jakiejkolwiek presji.
Będziemy, około końca tego roku, w niektórych okręgach, jak Górny Śląsk, Warthegau, Prusy Zachodnie i Prusy Południowo-wschodnie, nadawać nieodwołalne  obywatelstwo kilkuset ludziom, bazując na procentach, a właściwie należałoby powiedzieć: promilach, z listy 3 – mianowicie tym, i ja uczyniłem to warunkiem wstępnym, którzy otrzymali na polu walki EK1 („Krzyż Żelazny I klasy”) lub jakieś inne bardzo znaczące odznaczenie za odwagę. Prawdopodobnie będzie to około 400 do 500 osób tutaj, w Warthegau, 500 na Górnym Śląsku. To ma zostać nadane rodzinom podczas ceremonii, w odnośnych wsiach i miastach, by pokazać pozostałym: widzicie, wy też możecie to osiągnąć we wcześniejszym okresie, ale postarajcie się! Musicie się w tym celu tego i owego nauczyć, poczynając od czystości w waszym domu, tak, by się w nim nie panoszył polski brud; aż po język waszych dzieci, aż po waszą rzeczywiście odpowiednią postawę w każdym kryzysie i pod każdym obciążeniem, jakie w tych latach wojny trzeba przeżyć, a rodzina pozostaje stabilna i określiła się wewnętrznie. Dla osoby indywidualnej musi to być wielką łaską oraz wyróżnieniem i nie zamierzamy wstydzić się tego określenia. Łaską Rzeszy, gdyż ta potężna Rzesza takiemu małemu człowiekowi, który się początkowo nie starał o swój naród i o swą Rzeszę, nadaje już po trzech latach prawo do obywatelstwa Rzeszy. I jest to również dobroć Rzeszy, gdy pozostałym nadaje obywatelstwo Rzeszy po dziesięciu latach. Chcemy te sprawy ułożyć tak poprawnie jak należy, jakimi są zamiast dawać się kierować trudnościami chwili, aby nie stworzyć czegoś, czym nie będziemy mogli cieszyć się później.

Germanizacja przez zaludnienie. Rozwój nowej społeczności niemieckiej

Obóz przesiedleńców niemieckich w Poznaniu, 1940

Najlepszą metodą zniemczenia („Deutschwerdung”) jakiegoś obszaru jest oczywiście sprowadzenie Niemców. Jak już wspomniałem, cztery lata temu wielu z was żyło w smutku, bo musieliście pożegnać się ze swym starym domem: pakowanie walizek, podróż, w obozach, ze wszystkimi nieprzyjemnymi rzeczami, które to za sobą pociąga, utrata poszczególnych części bagażu i wszystkie te niepewności co do tego „dokąd jedziemy?”. Dzisiaj jest ten ciężki czas już za wami wszystkimi. Oto dlaczego – i proszę, wierzcie mi, gdy to mówię – ten Wartheland daje mi tyle radości i sprawia, że czuję się jakbym tu był w domu, ponieważ widzę, jak to przedsięwzięcie, które wtedy było tak ciężkie – wtedy wielu kontaktowało się ze mną i otrzymywałem wiele listów ze skargami – okazało się sukcesem; jak myśmy tu stopniowo, z Reichsdeutschen, Volskdeutschen, z Niemców z Łotwy, Estonii i z Niemców z Wołynia stworzyli, wspólnotę, i widać to już u młodzieży. To już nie są Niemcy z Wołynia lub wcześniejsi obywatele niemieccy, to Niemcy z Wartheland: całkowicie nowy lud wzrastający razem, ulepszający się wzajemnie, wszyscy korzystający z tego, co inni przynieśli ze swych wcześniejszych krajów. Otrzymał on i kieruje nowym okręgiem, nowym plemieniem niemieckim mieszkańców Wartheland. To jest tak miłym widzieć, jak ci mieszkańcy zapuszczają korzenie, i tak jest smutnym, aby zobaczyć pierwszych pochowanych w tej ziemi. To najlepsze korzenie, ponieważ dom jest tam, gdzie znajdują się groby własnego ludu. Pierwsze kołyski się zapełniają, i już się zapełniły, pierwsze dzieci już się tu urodziły. Inne dzieci stały się młodzieżą. Gospodarczo ten teren został już do pewnego stopnia uporządkowany, plony się powiększają, z menelskiej polskiej gospodarki („aus der polnischen Luderwirtschaft”) powstają niemieckie zakłady. Tu i ówdzie już mamy modelowe gospodarstwa niemieckie. Gałęzie przemysłowe kwitną również i pewna zamożność daje się zauważyć. I stopniowo wszyscy ci, którzy tu przybyli, zaczynają czuć się jak  w domu w tym nowym, a jednak tak starym, niemieckim kraju  Warthegau.

Reichsgau Wartheland (“Warthegau”)

Pragnąłbym również przejść do innej kwestii, z którą  będziemy musieli poradzić sobie po wojnie. Oczywiście nie zadowolimy się tym, że z populacji 4,5 miliona jedynie trochę ponad 800 000 jest Niemcami, to jest zrozumiałe samo przez się; i nie wierzę, by sądził tak ktokolwiek, kto nas zna. Weźmiemy się za ten problem po wojnie i sądzę, że rozwiążemy go niewiarygodnie szybko. Pośród ludzi nie naszej narodowości, którzy tu jednak żyją, mamy wiele krwi, która stanowić będzie stratę dla nas, jeżeli zostanie ona pozostawiona innej narodowości. Za tę kwestię zabierzemy się po wojnie. Możecie być pewni, że wszystkim tym o cennej krwi, to jest o krwi nordyckiej i germańskiej, damy rzeczywisty awans i możliwości wejścia w skład tej potężnej Rzeszy i wrośnięcia w naród niemiecki. Wyraziwszy to w tej formie, myślę, że wolno mi dodać, że uważam za rozsądne, by tej kwestii obecnie, także na zebraniach partyjnych, zbytnio nie rozstrząsać, gdyż w przeciwnym razie  wprowadzimy jedynie niepotrzebny niepokój wśród polskiej ludności, której pracy i chęci do do pracy możemy bardzo potrzebować dla wygrania wojny.

Jaki winien być stosunek do Słowian? Jacy są Słowianie?

Teraz pragnąłbym pokrótce zająć stanowisko wobec innej poważnej kwestii, jest to druga część tego, o czym chiałem mówić: Jakie jest stosunek Niemców wobec obcej ludności, mianowicie wobec Słowian?
Widzimy tu, niczym dwie widoczne przeciwstawne sobie siły, dwa rodzaje wszędzie na zewnątrz,na froncie jak również w rejonach przygranicznych. Ktoś deklaruje: „Żadnego pokazu siły!”  Pragniemy pozyskać te narody; dlatego też musimy być przyjaźni, naprawdę przyjaźni. I robi coś, czego żaden Słowianin nigdy nie znosi, nigdy nie pozwoli na czynienie wobec siebie: traktuje go jak równego sobie, jak kolegę, jak towarzysza, przyjaciela. Prawdopodobnie mówi mu często: „Sam możesz zobaczyć jak jesteśmy życzliwi, chcemy jedynie tego, co dla was najlepsze”. Niektórzy nawet posuwają się tak daleko, że obiecują niemal każdemu słowiańskiemu plemieniu ich własne państwa. – I to byłaby ta pierwsza z owych metod, metoda „przyjazna”. Ta inna jest – i jak to zazwyczaj jest na początku, gdy wahadło przesuwa się w przeciwne kierunki, całkiem na lewo i całkiem na prawo, rzeczywiście twardą metodą. Tacy noszą na sobie szyld widoczny dla każdego, a mówiący: „Ja jestem Herrenmensch” lub „my jesteśmy Herrenvolk”. Muszą tak postępować na wypadek gdyby nikt tego nie zauważył…

śmiech

Reagują tylko w brutalny sposób, mówiąc każdemu: jesteście niewolnikami, jesteście poślednią hołotą.

My poruszamy się pomiędzy tymi dwoma biegunami. Jest kwestią czystego przypadku na co się natrafi w przypadku tej całej skali możliwości. Są to sprawy, które czasem są bardzo nieprzyjemne i wstydliwe, jednak należy je rozumieć z perspektywy wartości naszego  historycznego rozwoju. Możecie być pewni, że Anglicy nie traktowali jeszcze w taki sposób swoich kolonii 300 lat temu, to nie było tego 300 lat dokładnie, gdyż w ciągu owych 300 lat nabrali doświadczenia, dokonali, w procesie wychowania, przewartościowania tego doświadczenia i  w rezultacie ukształtowała się pewna tradycja.

Jeśli jednak ma być dla nas jasne w jaki sposób mamy podejść do tych obcych narodowości, tych ludów słowiańskich, to musimy wpierw ustalić jak powstała się ta Słowiańszczyzna. Możecie mi, i słusznie, opowiedzieć, przytoczyć lub przedstawić: „Cóż, wie pan, mam jedną robotnicę, pracownicę leśnictwa, Ukrainkę, ta dziewczyna  wygląda dokładnie tak jak Germanka!” – Zgodzam się. Ale ja mogę wam również pokazać niektóre wsie ukraińskie, których mieszkańcy wyglądają jak Mongołowie. Stąd też będziecie mieli tę samą genezę wszystkich ludów słowiańskich, mogą się zwać Serbami, Czechami, albo Słoweńcami albo Polakami albo Rosjanami czy Ukraińcami. Mogą się zwać jak chcą, w końcu jednak jest to zawsze ta sama historia ich powstania. Są wszelkimi rodzajami i podgatunkami mieszanek, jakie możecie tam znaleźć. Od tych czysto germańskiego rodzaju, którzy kiedykolwiek w jakiś sposób zdołali się  uchować w pojedynczych wsiach, i znowu się wymieszali, aż do czysto mongolskich typów. Wszystko to tam możecie znaleźć.

Za moment odniosę się do duchowego rezultatu tego wymieszania.
Ktoś powie: „Widzicie, mam tutaj polską lub rosyjską siłę roboczą. Jeden z nich jest najpoczciwszą osobą, jaką można sobie wyobrazić. Człowiek religijny, który jako katolik modli się dziennie do Matki Boskiej. Spotkasz wielu Rosjan, którzy modlą się gorąco do Matki Boskiej Kazańskiej, jest niemożliwością znalezienie  czegoś tak żarliwego u nas”.
Inny znów powie: „A dalej mamy te chóry kozackie: ci Rosjanie z pewnością umieją śpiewać!”  – Wierzę w to; cudowne, wspaniałe. A jeszcze ktoś inny powie nam, że są oni, w głębi, po prostu dobrze usposobionymi dużymi dziećmi, które oddadzą ci wszystko. „Bracie, oni nas obejmują, ściskają!” – Wszystko to prawda, przyznaję wam to. Lecz pozwólcie mi zilustrować odmienną stronę. Niektórzy z nich torturują ludzi w nieprzyjemny sposób, pełen ogromnego bestialstwa. Są też tacy, którzy przez rok czy dwa są oddanymi chłopinami, gdy po jakimś czasie, nagle, w trzecim roku, „przypomną sobie”, by zabić przełożonego i podłożą mu ręczny granat lub coś podobnego; tak oto wśród całej tej wierności i przyjemności  wychodzi naraz strata ze swymi niefortunnymi konsekwencjami, czeka na swą ofiarę, jeśli się nie jest uważnym.

Z kolei są i tacy, dam wam kilka  przykładów; jak to wyjaśnicie: pewnego dnia, zanim Rosjanie zdobyli Stalingrad, z oblegającej armii zbiegło jakieś chyba 2000 Rosjan do naszej zgłodniałej załogi w Stalingradzie. Nikt nie może dać sensownego wyjaśnienia tego, z rozsądkiem nie ma to nic wspólnego, gdyż oblegający wiedzieli dokładnie, że oblężenie Stalingradu dobiegało końca – a jednak 2000 ich zdezerterowało.
Albo: zdarzyło się to w naszej walce przeciw bandom w tubylczych oddziałach walczących po naszej stronie. Walczą po naszej stronie przez tygodnie i miesiące. Dochodzi do przypadków w naszych oddziałach, to jest w rosyjskich oddziałach  ochronnych. Wieczorem w dniu gdy pobiliśmy i powaliliśmy silnego przeciwnika, niektórzy z nich uciekli, około połowy kompanii, i przeszli do pokonanego nieprzyjaciela. Osiem dni później część z nich wróciła. No cóż, sądzę, że muszę stwierdzić, że w tej Słowiańszczyźnie jeden rodzaj posiada więcej, inny mniej, w zachodnim wycinku jest bardziej kultywowany, we wschodnim bardziej niekultywowany. Zawarta jest cała skala odczuć i cech: od najserdeczniejszej religijności i życzliwości aż po ludożerstwo. Wszystko to tam jest i biada temu, kto bodaj raz o tym zapomni. Biada mu, bo na tym połamie sobie zęby („Wehe dem, denn daran geht man kaputt”).

Jak to jeszcze można wytłumaczyć? Da się to wyjaśnić słowiańskią mieszaniną komponentów rasowych. Postaram się to pokrótce przedstawić.
Kiedyś, przed wielką migracją ludów, w tych regionach, aż do Morza Czarnego i dalej wgłąb Rosji, żyły nasze plemiona germańskie. Była tu spora ludność germańska.   Jednak w związku z wydarzeniami historycznymi, które nie zostały nigdy całkowicie poznane, wypady azjatyckie z ówczesnym naporem Hunów pod wodzą Attyli z jednej strony zniewoliły te ludy, które musiały dla nich wystawiać wojsko. Pozostali uciekli lub wyemigrowali dokądkolwiek było to możliwe. Część germańskiej ludności pozostała. Tak powstała niezwykle szczupła germańska warstwa przywódcza, germańskiej krwi, oraz zdecydowanie większa warstwa niższa, wschodnia, szczególnie po wdarciu się Hunów oraz Mongołów, mongolskiej odmiany, mongolskiej rasy.

Nadszedł potem czas, w którym wiele ras niemieckich, ras germańskich migrowało do Polski, później tworząc tam górną warstwę społeczną, która została wezwana do Rosji przy użyciu klasycznego dla wszystkich czasów uzasadnienia, które po wsze czasy obowiązuje dla Słowian  („die für ewige Zeiten für die Slawen gilt”:
„Przybądźcie do naszej ziemi i rządźcie nami, gdyż sami nie jesteśmy w stanie rządzić sobą !” (6)
Wezwanie Waregów, Wikingów, nadchodzi stopniowo. W początkowym czasie istniał klarowny podział ras: germańska warstwa rządząca która nie miała nic wspólnego z ludami, nad którymi panowała. W miarę upływu czasu jednakże, poprzez prawa życia („durch die Gesetze des Lebens”) oraz poprzez nieprzestrzeganie praw krwi i rasy („und durch die Nichtbeachtung der Gesetze des Blutes und der Rasse”) jak też z innych przyczyn: poprzez wymagania wojenne, brak mężczyzn lub kobiet w warstwie panującej, następowało przenikanie krwi germańskiej do niższych segmentów społeczeństwa: Stało się tak w krajach bałtyckich, z niemieckiej warstwy panującej do  Łotyszów i Estończyków w 7 wieku; lub też, jak właśnie w Rosji, w Polsce, następowało wnikanie niższej warstwy do germańskiej warstwy panującej poprzez małżeństwa mieszane. W konsekwencji z tej germańskiej warstwy rządzącej wyłoniła się nowa klasa rządząca nowopowstałej narodowości. Klasa, która nie czuła się już germańską, lecz polską, rosyjską, ukraińską lub inną, odpowiadającą plemionom, jak kaszubską , której własność i interesy władzy w tym plemieniu ugruntowała, i powstawał nowy naród, nowy lud składający się ze wszelkich odmian i mieszanek: od tych z istniejącą jeszcze czystą germańską krwią, poprzez wszelkie mieszanki, w których germańska krew posiada przewagę  aż po mieszanki, w których krew germańska istnieje jedynie w małej części; gdzie, zapewne – jak to widzimy obecnie – para błyszczących niebieskich oczu należy do mongoloidalnego poza tym ciała, albo gdzie mamy nordyckie ciało ze wschodnią lub mongolską głową aż po typy, które posiadają czysto mongolskie cechy, w odosobnionych obszarach, jak na przykład w przypadku Łysej Góry w Generalnej Guberni, albo tutaj, w Warthegau, można znaleźć wsie i po obejrzeniu ludzi powiedzieć: „Hunowie czystej krwi żyją tutaj. Wciąż żyją tu,  gdzie osiedlili się 1 500 lat temu”.

Jeśli ktoś jest obznajomiony z historią powstania rasy słowiańskiej, to musi on rozumieć, że my mamy tylko jedno zadanie, jeśli te obszary oczyścić chcemy i oczyścić musimy. Musimy, jeśli chcemy żyć. To jedyne zadanie może być w jasnym opanowaniu i jasnym zdystansowaniu bez niepotrzebnego obrażania, inaczej bowiem możemy obrazić kogoś, kto jest częściowo naszej krwi i dumnym, i zrobić sobie wroga z tej osoby. Musimy mieć się na baczności przez cały czas, jednak nigdy nie powinniśmy być zanadto ufni, nawet po wielu latach – zawsze trzeba być uważnym niczym treser zwierząt świadomy swych lwów i lampartów.

To odnosi się aż do drobnostek. Uścisk dłoni, który my, Niemcy, wzajemnie wymieniamy wśród Niemców, musi być dla Słowianina albo dla małego parobka tu i ówdzie jednorazowym wyróżnieniem. Jednak uścisk dłoni nigdy nie powinien być odrzucony w widoczny sposób, jak poprzez werbalną odmowę. Czyni się wiele rzeczy, ale się o tym nie mówi („Man tut viele Dinge aber man spricht nicht darüber”).

Oklaski

Nie będzie praktyczne stałe chodzenie w gospodarstwie z pejczem, chociaż jest to  słuszne, jeśli ktoś jest całkiem bezwstydny, by go wygrzmocić („Es wird praktisch sein nicht mit der Reitpeitsche immer beim Gesinde herumzugehen, ebensoviel es richtig ist, weil er ganz unbeschämt ist, ihm zu verdreschen“). Trzeba tu będzie się wiele nauczyć, panowie, bo nie ma instrukcji obsługi mówiącej jak postępować z narodami słowiańskimi.

Oklaski, śmiech

Plakat niemiecki zachęcający do wyjazdu do pracy w Rzeszy

Trzeba się uczyć tego, co robić, a czego nie. Jako jeździec nauczyłeś się co możesz z koniem robić, a czego nie. Jeśli się pomylisz, koń cię zrzuci. Jeśli uczynimy zło obcym ludom, nawet jeśli jest to zło wyrządzone jedynie ich wyższym klasom, niższe warstwy z pewnością nas kiedyś za to zabiją. Szkoda, jednak w wielu wypadkach to zasłużone („Schade, aber in vielen Fällen verdient”).

Jeśli się ten słowiański naród krzepko opanuje, można z tej masy ludzi wyzwolić nieprzebrane wartości i nieprzebrane siły dla Niemiec („Wenn man dieses slawische Volk rüstig beherrscht, kann man aus der Masse Mensch unendliche Werte herausholen und unendliche Kräfte für Deutschland“).

Uważam, że lepiej, by zginął Rosjanin albo Polak w tych światowych zmaganiach, jeśli można uratować Niemca, niemiecką krew. Żebyśmy sobie [jednak] nie uroili, że możemy wygrać tę wojnę jedynie przy pomocy Rosjan albo tylko Polaków jako armią wyzwolicielską lub tanią pomocą! Wojnę my  musimy wygrać!  Z naszego serca, z naszej krwi! Tam jednak, gdzie możemy pozwolić słudze umrzeć również, tam pozwolimy mu umrzeć! Jeśli zamiast Niemca… (Brawa)… Jeśli zamiast Niemca mogę poświęcić cudzoziemca, to go poświęcę.
Ale nigdy nie powinniśmy zapominać, że to mogą być tylko przypadki chwilowej pomocy, a nigdy  samej walki, tę walkę my  musimy stoczyć! Naszą  jest Rzesza, która jest tworzona i będzie ona przez nas  wywalczona i przez naszą krew. Nie zasługiwalibyśmy na nią i nie moglibyśmy jej utrzymać. Jedynie to, co wywalczy się samemu, można zachować! (7)

Brawa

Gdy mówię ogólnie o Słowianach, to chciałbym wskazać na to, że o tym, jak opanować Słowian, najlepiej można nauczyć się z tych przypadków, w których to opanowywanie się powiodło. Chodzi mi o terytorium rosyjskie, gdyż jest ono największą Słowiańszczyzną, jest ono jednak wszech-matką wszystkich Słowian. Mogą oni czasami być ze sobą w stanie wrogości i animozji – Polak obawia się, że go Rosjanin połknie, Rosjanie nie lubią Polaków, to wszystko prawda – jednak mimo to trzymają się oni razem w swoim panslawizmie, w swej wspólnocie.

Kto z powodzeniem rządził Słowianami. Metoda informatorów NKWD i GPU

Plakat niemieckiego filmu fabularnego “GPU” (1942)

We wszystkich przypadkach, kiedy udawało się to, poczynając od Złotej Ordy Dżyngis-Chana aż po pana Stalina, przywództwo było tego samego rodzaju. Znali oni swoich Słowian. Wiedzieli dokładnie, że posiadają oni jedną cechę: generalnie są oni  – poza pojedynczymi osobami  jak Lenin, Stalin, paru carów, Dżyngis-Chan, Tamerlan czy Attyla – niezdolni do tworzenia państwa i niezdolni do rządzenia sobą. Są oni natomiast zawsze zdolni – i byliśmy tego świadkami w przypadku Polski przez 700 lat – do oporu wobec istniejącego jeszcze porządku, do organizowania sprzysiężeń, do organizowania sabotaży i do konspirowania. To potrafią znakomicie! („Das können sie prima!”). Z tej znajomości swoich umiłowanych słowiańskich poddanych Rosjanie, albo raczej Słowianie, również z pewnością niektórzy Polacy, którzy to potrafili, wykształcili swoją własną metodę panowania nad swoimi poddanymi. U pana Stalin wygląda to tak: posiada on swoje sięgające daleko NKWD i GPU. Nikt nie wie z całą pewnością, gdy pięciu albo sześciu Rosjan się zbierze, nawet jeśli są rodziną z ojcem, matką i dziećmi, które z tych sześciu zadenuncjuje pozostałych do GPU. A więc możliwość konspirowania, szeptania mędzy sobą, przemawiania, argumentowania tak typowego dla Słowianina, bezużytecznego filozofowania aż do późna w nocy – została im przez ten system odebrana. Możemy, dla naszych praktycznych stosunków, nauczyć się tu i gdzie indziej, żeby przeniknąć do organizacji przeciwnika – lub jak przypuszczamy, naszego przeciwnika, który w większości wypadków istotnie jest naszym przeciwnikiem – by zaszczepić w nim poczucie, że nigdy nie jest sam i że my wiemy wszystko. Wtedy będzie on wierny i niezawodny, nie inaczej. Jeśli mówicie mi, że to szkaradna metoda, to wam coś powiem: szkaradną byłaby ta metoda dla nas Niemców, byłaby nas niegodna. I mogę oświadczyć również następującą rzecz w tym gronie: ja i mój nieżyjący już przyjaciel Heydrich byliśmy w ciągu tych dziesięciu lat istnienia Gestapo zawsze całkowicie przeciwni ustanowieniu systemu agentów i szpicli w rodzaju NKWD i nigdy nań nie przyzwoliliśmy.

Oklaski

Nie mam żadnych agentów. Praca w Służbie Bezpieczeństwa (Sicherheitsdienst; SD), i od tej zasady nie odstąpiliśmy, jest sprawą honoru dla każdego honorowego Niemca, tak jak jest dla każdego honorowego Anglika przynależność do (Secret) Service. To nie jest sprawa dla brudnych agentów, lecz dla żołnierzy, dla żołnierskiego obowiązku i żołnierskiego honoru. Takie rzeczy muszą istnieć. Mogliście to zobaczyć na jednym z przypadków  bardziej przyciągającyh uwagę: uwolnienie  Duce. Uwolnienie Duce  zakończyło się powodzeniem nie dlatego, że kommandosi Skorzenego byli odważni i przyzwoici, to był jedynie efekt końcowy. Uwolnienie było możliwe jako akt końcowy ogromnie długiej pracy, a takowa mogła mieć miejsce jedynie w SD, tak jak w Anglii ma to miejsce w Secret Service.

Wracając z powrotem: ten system szpicli, którego nigdy nie mieliśmy wśród Niemców i nigdy mieć nie będziemy, jest jednak konieczny wobec Słowian. Musimy jednak być ostrożni, by nie stosować niemieckich wartości, niemieckich standardów i niemieckich niepokojów – które są naszymi własnymi i które zawsze musimy posiadać – wobec innych ludów, duchowo słabszych, jakbyśmy chcieli sugerować, że one odczuwają tak samo jak my i że wobec tego, z fałszywej litości nie będziemy im tego robić. Im zapewne coś wyrządzamy, lecz nasze własne dzieci i rodziny na tym skorzystają, i dlatego będzie to czynione. I o tym nigdy nie powinniśmy zapominać. Gdy ma się takie nastawienie oraz znajomość historii ludów słowiańskich i ich natury, to jest tylko kwestią wychowania kiedy będziemy gotowi panować nad Słowianami w takim okręgu jak ten i na pozostałych terenach wschodnich, bez niepotrzebnej twardości, nigdy jednak z niestosowną łagodnością. Musimy być brutalni, jeśli to konieczne i gotowi w naszej postawie, lecz nigdy niezdecydowani. To źle, jeśli sługa widzi swego pana urżniętego („Es ist schlecht wenn ein Knecht sieht wenn sein Herr besoffen ist”), to nie wzmacnia pozycji pana.

Brawa

To jest niewymownie szkodliwe, gdy Untermensch (8)  jest świadkiem walki pomiędzy rządzącymi… (oklaski )… czy to w rodzinie, czy w gospodarstwie albo w majątku, albo w organizacjach, wydziałach, urzędach, siłach zbrojnych, partii czy państwie. To niewymownie szkodliwe. Gdy mamy różnice poglądów, to możemy między nami, Niemcami, we właściwy sposób wszystko sobie powiedzieć. Jestem za tym, by dyskutować; nie pisać listów, tylko zebrać się, usiąść i przedyskutować dane sprawy. Bez wciągania biurokratów lub urzędników państwowych i członków sztabów; jest to przejrzyste i uczciwe, bo stwarzane jest zaufanie, gdy ludzie ze sobą rozmawiają, wszyscy wtedy ciągną w jednym kierunku. Jest natomiast krańcowo szkodliwe, jeśli ktokolwiek z nas walczy z innym Niemcem, a Polak jest tego świadkiem, lub gdy niemiecki przełożiny krytykuje niemieckiego podwładnego na oczach Polaka.

Oklaski

Rodzina niemiecka w gospodarstwie w Warthegau

Nasz ton i postępowanie muszą być zawsze dyktowane przez to, by zachować niemiecką siłę i władzę, oszczędzać niemiecką krew, a jej pomnażanie i wspieranie nie tylko było dopuszczane, ale wspierane wszelkimi środkami. Nawet najmniejszy czyn inicjowany przez nas musi być podejmowany z prawem walki rasowej i narodowej na widoku. Jak wspomniałem wcześniej, nie ma instrukcji dla leczenia i nie ma regulacji dla wszystkich pojedynczych rzeczy.  O ile usiłuję zapobiec jakiejkolwiek krzywdzie grożącej niemieckiej matce i dziecku, zapobiegać aborcji za wszelką cenę; to wobec Słowian reprezentuję opinię: nie jestem ich stróżem; pozwólmy im to robić. Tutaj moja prawość nie sięga tak daleko, jestem prawy jako Niemiec, jestem prawy dla mojego narodu („Hier geht meine Rechtlichkeit nicht so weit, ich bin rechtlich als Deutscher, bin rechtlich für mein Volk”). Inne narody czynią co same chcą. Interesują mnie one jedynie o ile potrzebuję ich dla Niemiec, poza tym nie interesuję się nimi zupełnie. I to stanowisko, to wewnętrzne nastawienie musimy właśnie jako narodowi socjaliści czerpać ze znajomości praw krwi, rozwoju ras i ludów, stosunków władzy na Wschodzie, z tejże wiedzy musimy poznawać nasze prawdy, wzajemnie się wychowywać. I przekonany jestem, że nasza młodzież, wzrastająca właśnie tutaj, będzie znała wiele rzeczy, które my musieliśmy sobie przyswoić, nie będzie popełniała tych błędów, które myśmy musieli niegdyś popełniać, by się uczyć. Wiele rzeczy, które my sobie musieliśmy przyswoić, będzie posiadać sama z siebie. I mam przeświadczenie, że będziemy mogli osiągnąć panowanie nad najmniej setkami milionów cudzoziemców, w co najmniej takim stopniu jak dzisiaj Anglicy. Ci Anglicy są jednakże, i o tym nie powinniśmy zapominać, małą częścią naszej germańskiej krwi naszego kontynentu.

Twarda rzeczywistość wojenna. Konieczność zmiażdżenia niesnasek i defetyzmu

“TY jesteś frontem”

Wojna jest obecnie ciężka, wiemy o tym. Nie chciałbym dyskutować tu zbytnio kwestii wojennych, gdyż uważam je za ewidentne.  Uważam też za ewidentne, że każdy uczyni wszystko, nawet najdrobniejszą z drobnostek, by tę wojnę wygrać; że każdy z nas, każdy mężczyzna, który zdolny jest do służby w walce, zostanie posłany na front; że każdy z nas rozwiąże wszelkie niedomagania spokojnie i bez szemrania; że nie będzie milczał w jakichkolwiek sprawach, lecz że będzie je kwestionować w dobrej wierze, a jeśli okaże się to niemożliwe, zostaną one zameldowane; że przeciwstawimy się z wszelkim pogłoskom; że zdusimy każdy defetyzm, który może się pojawić lub się pojawi; że każdego, kto bodaj jest załamany, gdyż los nie obszedł się z nim łaskawie, np starcił syna, wyprostujemy, że przemówimy mu do honoru („daß wir ihn beim Portepee fassen”) i porozmawiamy z nim jak z Niemcem, przypominając mu o jego wierności wobec Führera  i o posłuszeństwie, o wdzięczności jaką winien jest on swej Rzeszy i narodowi. Ale to są wszystko sprawy oczywiste. Nigdy nie wolno nam stawać się bojaźliwymi. Gdyż to, że wojna z wielomionową Rosją, tą brutalnie rządzoną masą ze wschodu, przyniesie ze sobą największe trudności, było od początku wiadome. To, że jeszcze nadejdą trudności, to możemy spokojnie założyć. Trzeba będzie jeszcze przejść przez niejedno. Rosjanie w nadchodzącej zimie, w nadchodzącej jesieni, nadejdą znowu, już zaczynają, z desperacką armią z dobrze ponad 100 dywizjami. Te również będziemy musieli odeprzeć, rozbić i wybić („Auch die werden wir abschlagen, zerschlagen und abschlachten müssen”). Jeśli jednak naród taki jak Rosjanie mają żołnierzy w wieku od szesnastu lat do pięćdziesięciu lub pięćdziesięciu pięciu w swoich szeregach, to rozsądek mówi nam, że ta masa ludzka musi również się skończyć, tak jak wszystko na tej ziemi.

Mimo wszystko będziemy musieli jeszcze przejść szereg prób na całym teatrze działań wojennych. I mimo to, chciałbym powiedzieć: wiem, my to wiemy, że pewnego dnia, po najbardziej gorzkich i najczarniejszych miesiącach, po największych niebezpieczeństwach i największych próbach wojna się zakończy. Któryś z naszych wrogów da w końcu za wygraną, a gdy to się stanie, inni podążą jego śladem.

“Budowa Rzeszy Wielkoniemieckiej od 1933 roku”

Jaki ma być koniec wojny

A potem jeden z drugim powie: „Tak, widzicie, zawsze mówiłem wam, że wojna z Anglią zakończy się remisem.”
A to sprytne,  (śmiech ) nigdy przecież nie zamierzaliśmy podbijać Anglii. Sprawdźcie wszystkie wypowiedzi, wszystkie przemówienia, wszystkie artykuły prasowe począwszy od 1939, czy nawet 1934. Jedynym żądaniem, jakie mieliśmy wobec Anglii, był zwrot naszych kolonii. Nigdy nie chcieliśmy mieć  Irlandii, nigdy nie chcieliśmy mieć żadnego kawałka Anglii; nie chcieliśmy w żadnym wypadku zniszczenia Imperium Brytyjskiego, bo jest to w końcu imperium białego człowieka. Zatem to po prostu Anglia ponownie chciała mieszać w Europie. Jeśli zatem ten fakt, że Niemcy zarządzają w Europie, że mają otwartą drogę na wschód i że mamy dodatkowo ziemię uprawną tutaj w Warthegau, w Generalnej Guberni i dalej na wschodzie, w Rosji, nazywacie remisem  – to się z wami zgadzam.

śmiech

Pod koniec wojny następujące fakty zostaną ustalone: po pierwsze, potwierdzenie wszystkich zdobyczy, jakie  Niemcy uzyskały do 1939 roku, t.j. do roku wojny z Polską. Po drugie: potwierdzenie przed światem, że Niemcy są nie tylko mocarstwem europejskim, jak udowodnił to Stary Fritz (Fryderyk Wielki) w Wojnie Siedmioletniej, lecz że Niemcy są mocarstwem światowym. Po trzecie:  zapoczątkowanie i kontynuacja procesu tworzenia Rzeszy Germańskiej, lub Wielkogermańskiej na bazie Rzeszy Niemieckiej; że jednoczenie Germanów, które wbrew wszelkim trudnościom, jakie dzisiaj mamy ciągle z ludnością w Holandii i Norwegii,  zapoczątkowane zostało na polu walki, w dużej mierze wśród germańskich dywizji jak „Wiking” oraz „Nordland”, ale także w trzecim germańskim korpusie pancernym. Że ten proces unifikacji zostanie znacznie przyspieszony poprzez włączenie tych krajów i narodów do wspólnoty germańskiej, do germańskiego związku państw, do germańskiej Rzeszy. I że wtedy, zamiast 90 milionów narodu Niemców będziemy mieli 120 milionów narodu zjednoczonych Germanów, którzy będą mocarstwem porządku europejskiego („Ordnungsmacht Europas”). I że będziemy, z tym całościowym narodem germańskim, mieli przestrzeń na wschodzie, na której będziemy mieli w końcu powietrze i miejsce do życia, przestrzeń i ziemię, przygotowaną i użyźnioną, podbitą i wypełnioną krwią setek tysięcy poległych żołnierzy niemieckich. Przygotowaną tylko dla jednego celu, by z tej roli i ziemi powstał niemiecko-germański kraj osiedlenia.

Germanizacja terenów wschodnich Rzeszy. Organizacj społeczności niemieckiej. Spojrzenie w przyszłość

Program, którego realizację rozpoczniemy w dniu, w którym zamilknie ostatni strzał, w nieustającej pracy pokojowej trwającej przez okres życia całego pokolenia, brzmi: kompletne zniemczenie nowych prowincji niemieckich – Górnego Śląska, Kraju Warty, Prus Zachodnich, Prus Południowo-Wschodnich. Oznacza to jasno i jednoznacznie dalsze przesunięcie jednoznacznej granicy narodu niemieckiego, to znaczy obszaru, w którym nie mieszka nikt inny aniżeli Niemiec i Germanin,  około tysiąca kilometrów od starej granicy Rzeszy Niemieckiej („Das Programm, das wir an dem Tag, an dem der letzte Schuß geweilt ist, durchzuführen beginnen werden in einer nimmer müden Friedensarbeit von einem Menschensalter zunächst, das lautet: völlige Deutschwerdung der neuen deutschen Provinzen: Oberschlesien, Wartheland, Westpreußen, Süd-Ostpreußen, bedeutet klar und eindeutig Weiterhinausschiebung einer eindeutigen deutschen Volkstumsgrenze, das heißt des Gebietes in dem kein anderer wohnt als ein Deutscher und ein Germane, umrund Tausend Kilometer von der alten Deutschen Reichsgrenze weg”).

oklaski

Oznacza to gospodarcze i polityczne posiadanie, obsadzenie i zagospodarowanie możliwie dalszych obszarów graniczących  z obszarami niemieckiego osiedlenia; stworzenie centrów zaopatrzenia i zasilania z niemieckimi garnizonami, niemieckimi magazynami, składami, warsztatami naprawczymi dla samochodów i kolei, stworzenie małych miast o liczbie mieszkańców 20 tysięcy w odległościach około 100 kilometrów od siebie; oraz zorganizowanie osad niemieckich zaludnionych przez niemieckich rolników – w promieniu 5 kilometrów wokół tychże miast, by miasto mogło mieć swych rolników oraz dla rolników, by mieli swe miejskie centrum.

Stworzenie szkółki leśnej krwi germańskiej, abyśmy w końcu mogli stać się na nowo narodem z wieloma dziećmi – nie jest  to jedynie kwestia jakiegokolwiek poglądu lub jakichkolwiek opinii, lecz kwestia bytu naszego narodu. Jest już przygnębiające, jeśli się wie, że rosyjski rocznik ma 2,5 do 3 razy więcej mężczyzn niż niemiecki rocznik. Zaoszczędzilibyśmy sobie dzisiaj wielu problemów, gdyby podejście ludzi, i nas samych, jakieś 18, 19 czy 20 lat temu odnośnie kontynuacji linii krwi naszych rodzin, odnośnie tego, co winni jesteśmy naszym przodkom, było inne aniżeli 20 lat temu w demokratyczno-liberalnych, jakkolwiek również bardzo biednych czasach inflacji i bezrobocia. Nasi przodkowie zasługują na więcej. Ten wschód, który musi być, i będzie, ową szkółką leśną najczystszej krwi germańskiej, będzie tyglem wszystkich linii niemieckich i germańskich. I ten cel, który tu przypieczętowujemy na podstawie jakości jednorazowych i decydujących wartości rasowych człowieka, przyczyni się również do tego, że ten wschód w ten sposób stanie się przesłanką tego, że ta Rzesza Germańska na świecie, w następnych stuleciach będzie zdolna do powstrzymania i odparcia następnych ciosów, które wcześniej czy później, w rytmie historii, nadchodzić będą z głębi Azji, i do ponownego przesunięcia granicy narodu. A w ostatecznym rozrachunku do odzyskania jedynie tego, co Goci i Wandalowie, jako nasi germańscy przodkowie, niegdyś posiadali jako swoją domenę („Reich”) i jako swój kraj.

My jednak, którym dozwolone jest, dzięki darowi przeznaczenia, żyć w obecnym czasie, chcemy dziękować codziennie, co godzinę, że – możemy to również powiedzieć – Bóg zesłał nam naszego Fűhrera  po dwóch tysiącach lat.

oklaski

My jako niemieccy mężczyźni i kobiety, chcemy być wdzięczni, że właśnie w tym czasie się narodziliśmy i że w tym czasie możemy żyć. Pragniemy, każdy na swoim stanowisku, czynić naszą powinność, by Fűhrerowi  jego zadanie ułatwić i dopomóc w nim gdziekolwiek to możliwe. I nie zamierzamy nigdy ulec, gdy codzienność lub gdy wróg się wdziera lub w jakimkolwiek miejscu naciska, albo gdy los wciąż, miesiąc po miesiącu, rzuca nas na szalę, waży i wypróbowuje nas, gdyż kiedyś te miesiące przeminą i ważnym pozostanie tylko jedno: ten cel, który wolno mi było wam tu pokazać, ta tworzona przez Fűhrera  Adolfa Hitlera Rzesza Germańska, siedlisko tu na wschodzie. I wiarę, że ten wschód wywalczymy, starą niemiecką metodą zdobędziemy ziemię, zbudujemy gospodarstwa, obronimy je mieczem, by ponownie zdobyć nową ziemię, dla wiecznego przyrostu, dla wiecznej młodzieży i dla przyszłości niemiecko-germańskiego narodu!
Heil Hitler!

długotrwała owacja

Marzec 1944: Gauleiter Arthur Greiser wita milionowego niemieckiego przesiedleńca w Warthegau. Przygląda się temu SS-Brigadeführer Heinrich („Heinz”) Reinefahrt

Po owacji na mównicę wkracza Gauleiter Arthur Greiser:

Reichsfűhrerze, słowa podzięki, które w imieniu wszystkich moich współpracowników chciałbym Wam przekazać, są zbyt słabe, by oddać odczucia, które nas wszystkich, przewodzących temu Okręgowi, w tej godzinie przepełniają. Daliście nam, Reichsfűhrerze, nie tylko wgląd w wielką przyszłość, która wyrośnie z krwi obecnej walki, lecz daliście nam zadośćuczynienie dla naszej pracy, że Wy, jako pełnomocnik Fűhrera do załatwienia tych przeogromnych zagadnień, wykazaliście słuszność naszego lepszego zaangażowania, słuszność linii politycznej naszego narodu, a przez to i słuszność naszej walki. Za to…. (brawa )…. Za to, Reichsfűhrerze, dziękujemy Wam i prosimy Was, abyście, gdy jutro ponownie będziecie w Głównej Kwaterze u Fűhrera, zechcieli mu powiedzieć, że może on na tych mężczyznach i kobietach, zrośniętych ze sobą w tę sprzysiężoną wspólnotę zawsze i na zwasze polegać.

Brawa

Panowie i Panie, w tejże godzinie wysłałem do Fűhrera telegram o następującej treści:

„Mein Fűhrer, dzisiaj Okręg Rzeszy Kraju Warty (Reichsgau Wartheland) obchodzi swoje czwarte urodziny, które stały się możliwe dzięki Waszemu zdecydowaniu i Waszej energii oraz dzięki zwycięskiemu zaangażowaniu Waszego Wehrmachtu. To oswobodzenie wspominają dziś wszyscy niemieccy mężczyźni i kobiety oraz niemiecka młodzież w Reichsgau Wartheland, których liczba w owych czterech latach wzrosła do około 900 000. […] powiedział, przekazuję Wam, Drogi Fűhrerze, wdzięczność za wyzwolenie naszej ojczyzny, wolę największego zaangażowania i ślubowanie dalszej, niewzruszonej wierności.”

Owacja

Pozdrownienie dla Fűhrera! („Begrűβt den Fűhrer!”)

Wszyscy wstają z miejsc

Adolf Hitler – Sieg…
…Heil!

Sieg…
…Heil!

Sieg…
…Heil!

Po czym następuje odśpiewanie 1 strofy hymnu Niemiec
____________________________________________________

PRZYPISY

1. Przemówienia z początku października 1943 w Poznaniu dotyczyły innych kwestii. Pierwsze, z 4 października, wygłoszone zostało do 92 przedstawicieli SS. Było niezmiernie długie, bo zajęło ok. 3 godzin. Drugie, z 6 października, było adresowane do Reichsleiterów i Gauleiterów. Obecni byli także Albert Speer, Alfred Rosenberg, Karl Dőnitz, Artur Axmann i Erhard Milch (zastępca Gőringa w Luftwaffe).

Istnieją poważne kontrowersje co do autentyczności niektórych sformułowań, jakich użyć miał Himmler w obu tych wystąpieniach. Np 6 października miał on mówić o masowych egzekucjach m.in. dzieci. A co do 4 października, istnieje zachowana 6-minutowa gramofonowa płyta woskowa, która ma zawierać sformułowania odnoszące się do eksterminacji Żydów. Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy autentyczności tych fragmentów oraz nagrania posługują się, naszym zdaniem, wyjątkowo „cienką” ewidencją na poparcie własnych tez.

Zwolennicy autentyczności po prostu zakładają, że fragmenty te są autentyczne. Co do nagrania gramofonowego, już podczas Procesu Norymberskiego uznali oni, że nagranie jest autentyczne, chyba że dowiedzione zostanie fałszerstwo. Trybunał uznał autentyczność na zasadzie „prima facie” („na pierwszy rzut oka”), nie zagłębiając się w sprawy np przeprowadzenia analizy dźwięku, by rozpoznać głos Himmlera. Przesłuchiwany przez Trybunał SS-Obergruppenfűhrer Gottlob Berger, zapytywany był dwukrotnie, czy to nagranie jest autentyczne. Za pierwszym razem zaprzeczył. Za drugim stwierdził, że to mógłby być głos Himmlera. Oto cała podstawa autentyczności.

Przeciwnicy autentyczności natomiast podnoszą kwestie następujące, które ich zdaniem świadczą o fałszerstwie:

1. „Ostateczne rozwiązanie” nie było tematem żadnego z tych przemówień, zatem fakt (lub „fakt”) nawiązania doń przez Himmlera jest co najmniej „dziwny”.

2. Himmler nie był znany z tego, by otwarcie mówić o eksterminacjach. Dlaczego zatem dwukrotnie, w odstępie ledwie dwóch dni, miałby, i to na dodatek w TAKI sposób o tym mówić?

3. Himmler nawiązał do „uprowadzania” dzieci oraz do „niewolnictwa”, które to „niewolnictwo” miało być potrzebne „dla naszej kultury”. Niemcy nie posiadały kultury bazowanej na niewolnictwie. To MY używamy określenia „praca niewolnicza”, gdy mówimy o pracy przymusowej dla III Rzeszy, z uwagi na podłe nieraz jej warunki. Ale III Rzesza nie używała takiego określenia, mówiono tam o „zatrudnieniu”. Podobnie nie mówiono otwarcie o „uprowadzaniu”, „porywaniu” czy „kidnappingu” (no, ale może jednak Himmler, będąc wśród „samych swoich”, zdobył się jednak na odrobinę szczerości?)

4. Jeżeli Himmler istotnie uważał, że o tych eksterminacjach nie powinno się mówić, to dlaczego pozwalał sobie na to sam, dlaczego pozwalał swoje słowa stenografować, a następnie sporządzać ze stenogramów maszynopisy? A przede wszystkim: dlaczego pozwalał te swoje słowa nagrywać?

5. Himmler „wspomina”, że ” ‘Rasa żydowska ma zostać wyniszczona’, mówi każdy członek partii. ‘To oczywiste, to część naszego programu, eliminacja Zydów, wyniszczenie, zrobimy to zatem’ “. Albo zatem Himmler próbował sobie przydać “usprawiedliwienia”, albo ten fragment jest faktycznie nieautentyczny. Bowiem twierdzenie o tym, że “każdy członek partii” rzekomo “mówił” o konieczności wyniszczania Zydów, w najzwyklejszy sposób całkowicie mija się z prawdą. Wyniszczenia Zydów nie znajdujemy także w programie NSDAP.

Nie wdając się  w to, czy słowa te są w końcu prawdziwe czy nie (sądzimy, że masowe groby pełne ludzkich szczątków są konkretnym dowodem), odnotowujemy po prostu fakt tej kontrowersji. Oto użyteczne linki do informacji na ten temat:

http://en.wikipedia.org/wiki/Heinrich_Himmler#Posen_speech

http://www.historyplace.com/worldwar2/holocaust/h-posen.htm

https://endzog.wordpress.com/2012/12/31/heinrich-himmlers-faked-posen-jewish-extermination-speech/

2. Arthur Greiser, urodzony w Środzie Wielkopolskiej, był przed II Wojną przewodniczącym Senatu w t.zw. „Wolnym Mieście Gdańsku”. Został podczas wojny Gauleiterem w nowo utworzonym Reichsgau Wartheland (w skrócie zwanym „Warthegau”). Po wojnie osądzony z oskarżenia o zbrodnie wojenne i publicznie powieszony 21 lipca 1946 roku:

Greiser przed sądem
Egzekucja Greisera

3.  Podobne echa pobrzmiewają w obu książkach Hitlera, to znaczy w „Mein Kampf” (1924-25) oraz w tak zwanej „Drugiej Książce”, nigdy nie wydanej drukiem. Jak zobaczymy, Hitler miał początkowo o wiele bardziej nawet sztywne i nieprzejednane stanowisko:

„Połowiczna była polityka wobec Polski. Drażniono, nie podejmując jednak żadnych przedsiębiorczych środków. Rezultatem nie było ani zwycięstwo niemieckości, ani pogodzenie się z Polakami, za to wrogość z Rosją”
(„Halb war die Polenpolitik. Man reizte, ohne jemals ernstlich durchzugreifen. Das Ergebnis war weder ein Sieg des Deutschtums noch eine Versöhnung der Polen, dafür aber Feindschaft mit Rußland.”) („Mein Kampf“, s. 297)

„Owa tak przez wielu wymagana polityka polska w sensie germanizacji Wschodu opierała się niestety niemal zawsze na tej samej mrzonce. Również w tym wypadku wierzono w możliwość germanizacji („Germanisation”) elementu polskiego poprzez przeprowadzenie jego czysto językowego zniemczenia („Eindeutschung”). Również i tutaj rezultat był nieszczęsny: obcorasowy naród („ein fremdrassiges Volk”) wyrażający swoje obce myśli w języku niemieckim, kompromitując poprzez swoją własną małą wartościowość („Minderwertigkeit”) wielkość i godność naszego własnego narodu.” („Mein Kampf”, s. 429-430)

„Ruch Narodowo-Socjalistyczny, z drugiej strony, będzie zawsze mieć swą politykę zagraniczną zdeterminowaną koniecznością zapewnienia przestrzeni niezbędnej do życia naszego narodu. Nie zna on germanizacji lub zniemczenia, jak w przypadku narodowej burżuazji, lecz jedynie rozprzestrzenianie się własnego narodu. Nigdy nie będzie widział w podporządkowanych, tak zwanych zgermanizowanych, Czechach czy Polakach, wzmocnienia narodowego, ani tym bardziej ludowego, lecz jedynie rasowe osłabianie naszego narodu. Gdyż jego koncepcja narodowa nie jest zdeterminowana wcześniejszymi patriotycznymi ideami rządzenia, lecz raczej względami ludowymi i rasowymi.” („Zweites Buch”, Rozdział V)

„Ludowe państwo, z drugiej strony, nie może pod żadnym pozorem anektować Polaków z intencją uczynienia z nich Niemców pewnego dnia. Wręcz przeciwnie, musi ono zdobyć się na determinację albo po to, aby oddzielić owe obce elementy rasowe, aby krew jego własnego narodu nie uległa ponownemu zepsuciu, albo też musi ono bez żadnych ceregieli usunąć ich i przekazać opuszczone terytorium swym rodakom.” („Zweites Buch”, Rozdział VI)

Oczywiście te fragmenty dotyczyły Polaków w przedwojennych granicach Rzeszy.

4. Pokrewieństwo krwi rozumiane było oficjalnie w trzech kategoriach:
1. rasa
2. narodowość
3. pokrewieństwo osobiste

Jedna z Ustaw Norymberskich, ta o obywatelstwie, z 15 września 1935 roku, mówi wyraźnie (§2 p.1), że „Obywatelem Rzeszy jest tylko osoba przynależna państwowo o krwi niemieckiej lub pokrewnej […]” („Reichsbürger ist nur der Staatsangehörige deutschen oder artverwandten Blutes […]”)

5. Kwestie związane z Deutsche Volksliste (DVL) będą omawiane dokładniej przy innej okazji. Tu jedynie, tytułem wyjaśnienia, przypominamy, że mocą zarządzenia z 4 marca 1941, opublikowanego w Reichsgesetzblatt, czyli w Dzienniku Ustaw Rzeszy (Dz.U.Rz.) w dniu 6 marca 1941, na obszarach włączonych do Rzeszy w roku 1939 wprowadzono Volkslistę podzieloną na 4 grupy. Dwie pierwsze grupy (1 i 2) obejmowały Niemców, zarówno tych, którzy aktywnie udzielali się w walce o niemieckość, jak i tych, którzy zachowali się biernie w Polsce, ale zachowali swą niemieckość. Grupę 3 stanowiły „osoby pochodzenia niemieckiego, które z biegiem lat weszły w związki z polskością” oraz „członkowie niejasno określonych pod wzglądem narodowym grup ludności, skłaniających się ku niemieckości, z domowym językiem słowiańskim”. Grupę 4 stanowiły „osoby pochodzenia niemieckiego które politycznie wchłonięte zostały przez polskość”.

Zarządzenie z 4 marca 1941 przewidywało (ustęp II, §5), że osoby zaliczone do grupy 3 DVL „otrzymują niemiecką przynależność państwową w drodze naturalizacji”.
Już jednak niecałe 11 miesięcy później, zarządzeniem z 31 stycznia 1942 (Dz.U.Rz. Nr9, 31.1.1942, s.51, ust. III) CAŁA grupa 3 DVL otrzymała niemieckie obywatelstwo, ale „auf Widerruf”, czyli z możliwością odwołania tego obywatelstwa. Cały następny fragment mowy Himmlera poświęcony jest właśnie kwestii owego obywatelstwa „auf Widerruf” dla grupy 3 DVL, jako że nie brakowało postulatów, by przyznać tej grupie obywatelstwo „ohne Widerruf” (bez możliwości odwołania).

6. W całym tym fragmencie warto zwrócić uwagę na następującą prawidłowość: fakty odnoszące się do kształtowania ludności we wschodniej części Europy, są przedstawione przez Himmlera generalnie  zgodnie z prawdą.
Generalnie, bo oczywiście zostało to uczynione z dużymi skrótami i w niezwykle uproszczonej formie. Himmler stosuje przy tym nazwy „Rosjanie”, „Polacy” w odniesieniu do czasów, gdy te nazwy nie istniały jeszcze. Do tej generalnie prawdziwej akumulacji faktów dodaje on jednak wyjątkowo sztywną i jednostronną  interpretację oraz jedno jedyne  kłamstwo („Przybądźcie do naszej ziemi i rządźcie nami, gdyż sami nie jesteśmy w stanie rządzić sobą !” ), by w końcu zaprezentować owo kłamstwo, wręcz programowo ,  jako „po wsze czasy obowiązujące dla Słowian”.  Chyba trudno o bardziej wymowny przykład, gdzie powiedziano prawdę, nadano jej jedną interpretację i dodano jedno jedyne kłamstwo, by wypaczyć, dla powodów politycznych, praktycznie całą wymowę dopiero co opowiedzianej prawdy…

7. Cały ten fragment w niemieckim oryginale:

„Ich meine auch es ist besser es stirbt ein Russe oder ein Pole in diesem Weltenkampf, wenn ich einen Deutschen, ein deutsches Blut schonen kann. Daß wir bloß nie  einbilden daß wir mit Russen allein oder mit Polen allein als Befreiungsarmee oder als billige Hilfe allein diesen Krieg gewinnen können! Den Krieg müssen wir gewinnen! Aus unserem Herz, als unserem Blut heraus! Wo wir aber einen Knecht  mitsterben lassen können, dann lassen wir ihm mitsterben! Wenn ich an Stelle eines Deutschen… (Brawa)… Wenn ich an Stelle eines Deutschen einen Fremden opfern kann, opfere ich ihn. Aber niemals sollen wir vergessen daß das nur Aushilfen sein können und niemals der Kampf selbst, den Kampf selbst müssen wir bestehen! Unser  ist das Reich das da geschaffen wird und wird es sich von uns erkämpft und durch unser Blut. Hätten wir es nicht verdient und könnten wir es nicht halten. Nur was man selbst erkämpft, da hält man!” (Brawa)

8. Ponieważ Himmler użył słowa „Untermensch“, uznaliśmy, że warto w tym kontekście wyjaśnić nieco więcej co to za pojęcie.
Rok przed  tym przemówieniem Himmlera, Główny Urząd SS („SS-Hauptamt“) wydał drukiem tę oto 52-stronicową broszurkę pod tytułem „Der Untermensch“.
Takie było motto tej broszury:

„Jak długo ludzie istnieją na Ziemi, tak długo walka między człowiekiem a podczłowiekiem będzie historyczną regułą, a walka kierowana przez Żydów przeciw narodom, jak tylko możemy sięgnąć wstecz, należy do naturalnego przebiegu życia na naszej planecie. Możemy spokojnie dojść do przekonania, że to zmaganie na śmierć i życie jest dokładnie tak samo prawem natury, jak walka lasecznika zarazy przeciw zdrowemu ciału.“
(Heinrich Himmler, 1935)

A oto pierwszy akapit tekstu:

„Tak jak noc powstaje przeciw dniu, jak światło i cień są sobie wiecznie wrogie – tak też największym wrogiem panującego nad ziemią człowieka jest sam człowiek.( „So wie die Nacht aufsteht gegen den Tag, wie sich Licht und Schatten ewig feind sind – so ist der größte Feind des erdebeherrschenden Menschen der Mensch selbst.“)
Podczłowiek – ten biologicznie pozornie całkowicie jednakowy twór natury z dłońmi, stopami i rodzajem mózgowia, z oczami i ustami, jest jednak całkiem odmiennym, straszliwym stworzeniem, jedynie o miot odległym od człowieka, z ludzkimi rysami twarzy – duchowo, psychicznie jednak stojącym niżej aniżeli jakiekolwiek zwierzę. We wnętrzu tej istoty jest okrutny chaos dzikich, niepohamowanych namiętności: bezimiennej żądzy niszczenia, najprymitywniejszej pożądliwości, nieskrywanej nikczemności.
Podczłowiek – i nic poza tym!”

I dalej:

„I ten świat przestępczy podludzi znalazł swego przywódcę: – wiecznego Żyda!”
(„Und diese Unterwelt der Untermenschen fand ihren Führer: – den ewigen Juden!“)

„Zaczęło się w czasach historycznych od zagłady Persów, od święta Purim, pierwszej gloryfikacji zorganizowanego mordu masowego, 75 000 aryjskich Persów padło ofiarą żydowskiej nienawiści. Dziś jeszcze żydostwo świętuje ten akt terroru jako swoje największe „religijne” święto.
Wieczną jest nienawiść podczłowieka do jasnych postaci, nosicieli światła. Wiecznie grozi z pustyni zagłada Zachodu.
Wiecznie kłębią się w dalekich stepach siły zniszczenia, Attyla i Dżyngis-Chan wciąż zbiera swe huńskie hordy i szaleje nad Europą, zostawiając za sobą żywą Apokalipsę, ogień i śmierć, gwałt, mord i zgrozę, aby świat światła i wiedzy tysiąckrotnej, aby siły postępu i ludzkiej wielkości zapadły się ponownie w otchłań stanu pierwotnego!
Wieczny jest zamiar podczłowieka:
By znowu nastała pustynia tam, gdzie jeszcze światło wzniosłego poznania twórczo rozjaśnia ciemność, bo wtedy jego ostateczny cel zostałby osiągnięty, chaos.
Tak przebiega od millenniów, według okrutnych, nieobliczalnych praw, walka obydwu tych biegunów, stale pojawia się nowy Attyla, nowy Dżyngis-Chan, który rozdziera bramy Europy i który zna tylko jedno: całkowite zniszczenie wszystkiego, co piękne!
Ucieleśnieniem tej żądzy zniszczenia jest dzisiaj bolszewizm! Ale ten bolszewizm nie jest żadnym zjawiskiem czasowym. Nie jest on produktem naszych dni! Nie jest również żadną nowością w ramach historii ludzkości. Lecz jest tak stary, jak sam Żyd. Krzewicielami są zaś Lenin – Stalin.”

Tak więc, według autorów, Untermensch niekoniecznie musi mieć jakieś konkretne korzenie rasowe, na pewno niekoniecznie jest nim Żyd. Jeżeli już, to jest raczej rodzajem „Mongoła” lub „Huna”. A i te określenia są raczej metaforyczne, gdyż „stale pojawia się nowy Attyla, nowy Dżyngis-Chan, który rozdziera bramy Europy…”.  Żyd jednak to ten, który Untermenschem się posługuje. Untermensch to ktoś, kto jest, z przyczyn zależnych od niego lub nie, przeciwny postępowi, światłości, chwalebności dociekań i poznania. To ktoś, kto sam tkwi w ciemnocie i pragnie narzucić ją innym. Tak zdaje się definiować to pojęcie owa publikacja.

Termin „Untermensch”, który mógł pochodzić od amerykańskiego autora nazwiskiem Lothrop Stoddard (w angielskiej wersji „under-man”) z jego pamfletu „The Revolt Against Civilization: The Menace of the Under-man” (1922), chociaż już w 1882 roku Friedrich Nietzsche użył tego określenia „Untermensch” (choć nie wobec ludzi, lecz mitologicznych postaci centaurów, karłów i innych).

Wracając zaś do III Rzeszy, określenie to było używane raz to wobec szczególnie zdegenerowanych przestępców, innym razem wobec komunistycznych przeciwników, innym razem znowu wobec osoby innej rasy, czasami po prostu wobec ludzi, których w Polsce obecnie określonoby mianem „meneli”.

Jak więc widzimy, nie ma jednoznacznej i precyzyjnej definicji tego, kim jest Untermensch. Jest to termin, który można było zatem zastosować dość dowolnie na zasadzie „one size fits all” („jeden rozmiar dla wszystkich”), stąd też zapewne jego rozpowszechnienie. Podobnie dzisiaj ma się rzecz z „antysemitą” – tu też nie ma precyzyjnej definicji, stąd ciągłe nadużywanie terminu.

Nie wiemy zatem w jakim to konkretnym sensie Himmler użył w tym przemówieniu słowa „Untermensch”. Jakiekolwiek ono jednak było, było negatywne…

Niecały rok po cytowanym tu przemówieniu, Himmlerowi przyszło tłumaczyć się z broszury „Der Untermensch” i to przed Rosjaninem. 16 września 1944 Himmler spotkał się z generałem Andriejem Własowem, który podczas rozmowy zagadnął go o tę publikację. Według jednego ze źródeł, taką oto otrzymał odpowiedź od szefa SS:

“Pamflet, który pan wspomina, miał za zadanie pokazanie typu ludzkiego stworzonego przez system bolszewicki, typu, który zagraża Niemcom dokładnie tak jak zagraża pańskiemu krajowi. Podludzie istnieją w każdym narodzie. Różnica między naszym krajem a waszym jest ta, że u was podludzie mają władzę, podczas gdy w Niemczech wsadziłem ich za kratki. Będzie to ostatecznie waszym zadaniem, by odwrócić tę sytuację również w Rosji.”
(Jürgen Thorwald, „The Illusion”, s. 213)

Opinię podkreśloną przez nas tłustym drukiem, że Untermensche istnieją w każdym narodzie, wygłosił w jednym ze swych przemówień także Joseph Goebbels już w 1936 roku, gdy stwierdził on, że Untermensche istnieją w każdym narodzie jako „czynnik fermentu“.

Leave a Reply