Grupa śląskich kościołów drewnianych. Jej geneza i cechy ogólne. Część 2

Dachy, więźby, przekrycia

Śląskie kościoły drewniane posiadają dachy krokwiowe, zarówno w prostszej konstrukcji jętkowej jak i w bardziej skomplikowanej storczykowej czy stolcowej. Dachy takie stanowią tu element konstrukcji szkieletowej w przeciwieństwie do wieńcowej z reguły konstrukcji ścian. Te elementy szkieletowe zostały bez wątpienia przejęte w Europie ze sztuki ciesielskiej Zachodu, w naszym zaś wypadku głównie z Niemiec (75), co dawało niektórym późniejszym badaczom (np. Dienwieblowi) asumpt do twierdzeń o niemieckim charakterze kościołów śląskich. Sprawa wygląda tu jednak podobnie jak w przypadku konstrukcji zrębowej, mimo że znane nam dachy krokwiowe pojawiły się dużo później i mimo że ich stopniowy rozwój i rozpowszechnienie jest w związku z tym łatwiejsze do prześledzenia. Nie jest celem niniejszego rozważania obrazowanie historii konstrukcji dachowej samej w sobie. Temat ten nie jest zresztą nowością i badany jest od wielu dziesiątków lat od czasu ukazania się przełomowej pracy Ostendorfa (76). Tu zasygnalizowana zostanie jedynie sprawa wpływu konstrukcji dachowej na charakter sylwetki i wnętrza drewnianych kościołów śląskich widziana przez pryzmat dotychczasowych ustaleń nauki.

SilesiaMałopolskaZacznijmy od zagadnienia, którego przyczyny do tej pory nie wyjaśniono, a mianowicie od wysokości dachów nad nawą i prezbiterium. Wysokość ta jest w wypadku kościołów śląskich zróżnicowana (t.zn. wyższa nad nawą). Cecha ta odróżnia kościoły śląskie od małopolskich, które kalenicę przeprowadzoną mają z reguły na jednaj wysokości. Zróżnicowanie wysokości kalenicy realizowane było dwojako: albo poprzez budowę oddzielnych dachów nad nawą i prezbiterium (np. w Poniszowicach, Syryni, Mikulczycach, Pniowie itd) albo poprzez nieznaczne „przełamanie” kalenicy nad skrajem nawy i poprowadzeniem jej następnie niżej nad prezbiterium (Gliwice, Bojszów) (77).  Różnorodność form dachów, krytych gontem, zobrazowano fotografiami w tym miejscu http://wipasnapa.com/koscdrewdacher/

Nie wiadomo skąd wzięła się ta różnica w kształtowaniu bryły budynku kościoła między sąsiadującymi ze sobą regionami (t.j. Śląskiem i Małopolską). Rzecz jest tym bardziej interesująca, że również w Polsce centralnej kalenicę umieszczano na jednej wysokości. Nie można tu jako przyczyny wykluczyć odmiennie kształtującej się historii konstrukcji dachowych na ziemiach Śląska i Małopolski czy Mazowsza. Jeśli bowiem konstrukcje krokwiowe przejmowane były stopniowo z architektury zachodnioeuropejskiej, to logicznym być musi założenie, że Śląsk należał do tych regionów, które zetknęły się z nimi jako pierwsze na ziemiach dzisiejszej Polski, tym bardziej, że do szybkiego upowszechniania tych konstrukcji przyczynić się musiało również osadnictwo. Tymczasem w regionach położonych dalej na wschód konstrukcja ślęgowa i płatwiowa dłużej narzucająca charakterystyczną dla siebie jedną wspólną kalenicę nad dwoma sąsiadującymi ze sobą pomieszczeniami budowli mogła utrwalić ją jako schemat na dłużej niż na Śląsku. Schemat ten przetrwał więc nawet zmianę konstrukcji i stosowany był dalej w dachach krokwiowych, jak właśnie w Małopolsce (78)

Osobne zagadnienie stanowią formy przekryć nad nawą i prezbiterium, a raczej ich chronologia. I tak np. Burgemeister i Strzygowski byli zdania, że pierwotną formą przekrycia w kościołach drewnianych jest kolebka, przekrycia zaś płaskie jako ich zdaniem haśladownictwo stropów kasetonowych pojawiło się później (79). Istotnie, jeśliby założyć, że pierwotną konstrukcją dachów śląskich kościołów drewnianych była konstrukcja płatwiowa lub ślęgowa, wniosek taki zyskiwałby wszelkie cechy słuszności.

Rzecz jednak w tym, że pierwsze u nas kościoły drewniane wcale nie musiały mieć jakichkolwiek przekryć, to znaczy, że konstrukcja dachu mogła być widoczna z dołu bezpośrednio z nawy lub z prezbiterium, tak samo jak w zachowanych po dzień dzisiejszy kościołów „stav” w Norwegii, będących obecnie najstarszymi kościołami drewnianymi Europy. Stopień natomiast częstotliwości stosowania kolebki zrębowej lub sklepienia zrębowego (którego jedyny przykład zachował się w kaplicy w Lubomii) pozostaje sprawą otwartą i trudno byłoby dowieść, że rozwiązanie to stanowi najwcześniejszą formę przekryć w kościołach drewnianych Śląska. Poza tym obserwacje Burgemeistera i Strzygowskiego dotyczyły w gruncie rzeczy przykładów kościołów z krokwiową konstrukcją dachów, a to stawia całe zagadnienie w zupełnie innym świetle.

W zupełnie więc innym świetle widział powyższy problem Herbert Dienwiebel (80), a mianowicie w świetle historycznego rozwoju istniejących więźb drewnianych. Najstarsze spośród śląskich kościołów drewnianych posiadają albo proste wiązary jętkowe albo storczykowe (schemat A). Takie wiązary jednak całkowicie wykluczają kolebkę, o której mówi Burgemeister. Umożliwiają jedynie stosowanie płaskiego przekrycia, toteż takie właśnie przekrycie należy uważać za najstarsze. Kolebka pojawić się może dopiero po redukcji dolnej części storczyka, na całej szerokości dopiero po pojawieniu się prostego wiązara krokwiowego w XVII i XVIII stuleciu (schemat B)(81). Obok wspomnianych powyżej konstrukcji więźby odnotujmy jeszcze występowanie konstrukcji stolcowych (schemat C). Konstrukcje takie nie dają możliwości tworzenia kolebek ani sklepień, chyba że są to konstrukcje z t.zw. „stolcem leżącym” (82). Jednak jedyny istniejący wśród śląskich kościołów drewnianych przykład stolców leżących, kombinowany ze zredukowanym storczykiem, a zastosowany w 1623 roku przez cieślę Christofa Bitnera w Krzywiczynach nie posiada kolebki (schemat D)(83).

Wieże

Znajdują się one przy większości kościołów drewnianych. Niewyjaśniony jest do końca proces historyczny, który spowodował ich pojawienie się w miejscach kultu religijnego, choć naukowcy na ogół zgodni są co do tego, że pierwotnie nie spełniały one funkcji kultowych (84). Dawniej przypuszczano, że ich istnienie związane było wyłącznie z funkcją obronną kościoła, o której wcześniej już tu wspomniano. Zwolennikiem takiej tezy był w Polsce przede wszystkim Gloger (85).

Nie negując tej tezy całkowicie trzeba jednak stwierdzić, że funkcja obronna nie kształtowała tego procesu w sposób wyłączny. W końcu przecież określany w protokołach wizytacyjnych mianem „domu schronienia” („domus refugii”) kościół z Syryni pierwotnie w ogóle nie posiadał wieży (86). Sama zaś konieczność zawieszania dzwonów nie musiała być również przyczyną wystarczającą wznoszenia wieży, jako że można je było umieścić gdziekolwiek, np. pod dachem, pod przystrzeszkiem, pod sobotami czy w zakrystii.

Częstokroć stawiano w tym celu obok kościołów małe konstrukcje szkieletowe. Możnaby więc w nich upatrywać swego rodzaju „poprzedników” późniejszych wież (87). Nie jest również wykluczone, że wieże kościelne wywodzą się od wieżowych spichrzów rozpowszechnionych głównie co prawda na zachodzie i północy Europy, ale u nas przecież też nieobcych. Zwłaszcza że, jak wiadomo, przy kościołach spichrze znajdowały sią w przeszłości bardzo często. Jakkolwiek jednak było, faktem pozostaje, że początkowo budowano kościoły albo bez wież (88), albo z wieżami stawianymi osobno. Proces zaś łączenia wież z nawami, tak obrazowo przedstawiony przez Halfara (89) nastąpić miał dopiero później (90). Nie był to proces krótkotrwały. Jeszcze w XVII wieku protokoły wizytacyjne informują w bardzo wielu wypadkach , że wieża („turris campanilis”) jest „oddalona od kościoła” („ab ecclesia remota”) lub „stoi oddzielnie” („seorsim stat”) (91). Do dziś jedynie kilka śląskich kościołów drewnianych zachowało wieże stojące oddzielnie (92), jak o tym świadczy wieża w Poniszowicach (rycina u dołu).

Innym zagadnieniem pozostaje konstrukcja i forma wieży drewnianej. Niewątpliwie korzystniejszą ze względów statycznych była dla dzwonnicy konstrukcja szkieletowa, toteż ona w końcu (a może wręcz od początku?) przeważyła nad zrębową, przynajmniej w tej części Europy (93), chociaż stosowano tu również zrębówkę przynajmniej we fragmentach konstrukcji wieży, jak świadczy o tym zrębowa w dolnej swej części wieża kościoła we Wrocławiu (pochodzącego z Kędzierzyna). Konstrukcja wieży drewnianej wpływa w zasadniczy sposób na wygląd jej bryły. Hans Lutsch w „Verzeichnis der Kunstdenkmäler der Provinz Schlesien” stwierdził, że wieże zwężające się ku górze, jak to ma miejsce w większości drewnianych wież śląskich, przypominają prastare budowle namiotowe i że w związku z tym wykazują cechy i formy słowiańskie (94). W Polsce możnaby takie stwierdzenie potraktówać z sympatią, niestety jednak nic się za nim nie kryje. Pogląd ten można dziś uważać za wręcz archaiczny i bardziej nawet niesłuszny niż ten rozpowszechniony niegdyś – że drewniane kościoły stanowią we wszystkim tylko i wyłącznie drewniane naśladownictwo świątyń murowanych. Jeśli bowiem ściany drewnianych wież są pochyłe za sprawą pochyłego ustawienia słupów konstrukcji, to dzieje sią tak wyłącznie ze względów statycznych. Wiadomo przecież powszechnie, że konstrukcja o szerszej podstawie lepiej wytrzymuje działanie sił wywołanych rozkołysaniem dzwonów (95). Statyka okazała się więc w jednakowej mierze „słowiańska” co i „germańska”: wieże o takich kształtach budowane były wszędzie, gdzie stosowano tękonstrukcję (96).

Tradycja ich stosowania była zresztą długa. Przekonuje nas o tym m.in. pieczęć miasta Torunia z roku 1300, prezentowana tutaj na rysunku u góry, a przedstawiająca wizerunek takiej właśnie wieży drewnianej (97). Wieże zaś o ścianach prostopadłych do podłoża pojawiły się prawdopodobnie później, na co wpływ wywrzeć mógł schemat przejęty z odgrywającej coraz większą rolę architektury murowanej. Nie bez znaczenia mógł tu być również fakt stopniowego przysuwania, a w końcu przyłączania wieży do korpusu nawy, co dawało lepsze warunki statyczne i nie wymagało już utrzymywania szerokiej podstawy wieży. Nie znaczy to wcale, że proces „wyprostowywania” ścian wież musiał następować automatycznie wraz z łączeniem ich z nawami, o czym świadczy fakt zachowania pierwotnego schematu wielu wież łączonych z nawą. Na ogół jednak najpóźniejsze wieże budowane były według nowego schematu, na co poza tym wpływa miało przejęcie w architekturze drewnianej wzorców barokowych.

Kolejne rysunki przedstawiają schematy wież śląskich (w opracowaniu Dienwiebla) zestawione z przykładami spoza Śląska (zarówno z Polski jak i spoza niej). Możnaby tych przykładów podawać znacznie więcej, mniej lub bardziej podobnych, gdyż prezentowane tutaj w żadnym razie nie wyczerpują zagadnienia. Możnaby tu z zachodnich wież wspomnieć jeszcze wieżę w Loit na terenie Angeln (Szlezwik-Holsztyn) o pochyłych ścianach, jak na Śląsku, tyle tylko że nykrytą dachem dwuspadowym, na którym wspiera się jeszcze wieżowa iglica; dalej wieżę w Sigtuna (Szwecja) i inne. Nie można tu również pomijać wież murowanych posiadających drewniane galerie (chodzi tu zarówno o wieże kościelne jak i obronne), w tym również galerie posiadające postać tak znanych u nas „makowic” („izbic”) (por. Schematy AI, AII, AIII, F, G), jak chociażby „izbica” kościoła Dornheim (98)czy też wieży obronnej budowanych niegdyś umocnień w Schaffhausen (północna Szwajcaria), ta ostatnia (99)bardzo podobnado tej, jaką posiadała spalona w 1987 roku wieża w Bochni, prezentowana tutaj na rysunku. Przykłady możnaby mnożyć.

A oto niektóre przykłady występowania poszczególnych, zobrazowanych na rysunkach form wieży (100):

AI Popielów, Bojszów, Stare Olesno, Bytom, Żernica, Poniszowice, Komorowice

AII Wisła Mała, Golasowice, Ruptawa, Miedźna, Warszowice, Szczyrk

BI Sierakowice, Radoszowy, Zacharzowice, Katowice

BII Grzawa, Proślice, Góra, Biskupice k. Olesna

CI Biskupice k. Kluczborka, Przewóz, Boronów (ośmiobok), Ochodze, Chełstów Wielki, Kozłowice, Grzmiąca, Bąków

CII Wędrynia, Michalice, Dziesławice, Obórki, Jamy, Złotów, Gołkowice, Ligota Turawska, Wielkie Borki

D Gliwice (dawn. W Zębowicach)

EI Krzywiczyny

EII Zawada Książęca, Kościeliska, Wachów

F Łodygowice

G Pielgrzymowice

Przykłady wież poszczególnych typów zaprezentowane są tutaj http://wipasnapa.com/koscdrewturme/

Praktyka budowania wież drewnianych utrzymywała się dość długo. Do tego stopnia, że istniało swego czasu sporo kościołów murowanych z wieżami drewnianymi. W samym archidiakonacie opolskim było ich w II połowie XVII wieku co najmniej około trzydziestu, zarówno z wieżami dostawionymi do naw jak i stojącymi osobno. O niektórych z nich mamy dzięki protokołom wizytacyjnym dokładniejsze informacje, np. wiemy, że wieża kościoła NMP w Rybniku miała w narożnikach 4 małe wieżyczki, zatem przypominała istniejącą dziś jeszcze wieżę kościoła w Komorowie, a wieża kościoła w Goleszowie pomalowana była na czerwono („coloratum rubro colore”). Do takich kościołów zaliczał się też niegdyś kościół w Sierotach, który w XVII wieku był murowany i posiadał osobno stojącą wieżę drewnianą. Dostawiona została ona dopiero w XVIII wieku do nowej, drewnianej, nawy istniejącej po dziś dzień.

Co prawda rzadziej, ale występowały również wieże murowane przy kościołach drewnianych, jak tego dowodził przykład kościoła w Krzyżanowicach k. Raciborza czy też kościoła w Chechle (spalony w 1949 r.), który jeszcze w XVII w. miał (jak dowodzą tego protokoły wizytacyjne z 1679 i 1687 r.) wieżę drewnianą osobno stojącą, by później otrzymać na jej miejsce murowaną dołączoną do nawy.

Zwracano swego czasu uwagę, że wygląd niektórych murowanych wież kościelnych może wskazywać na naśladownictwo w cegle lub w kamieniu form charakterystycznych dla szkieletowych konstrukcji wież drewnianych, czego przykładem jest choćby kościół murowany w Ziemięcicach na północ od Gliwic. Jest to w tym wypadku tym bardziej prawdopodobne, że kościół ten miał kiedyś istotnie wieżę drewnianą.

Zdobnictwo

Było i jest ważnym elementem tworzącym nastrój, przede wszystkim we wnętrzu kościoła. Zdobienie ścian zewnętrznych było bowiem zwykle bardzo skromne i jeśli się już pojawiało, to ograniczało się głównie np. do snycerskiego wykończenia dolnej części deskowego oszalowania izbic wież, czego piękniejszymi przykładami są kościoły w Łaziskach, Wilczej Górnej oraz Bierdzanach i Miedźnej, czy też delikatnego wykończenia desek oszalowania ścian zrębowych, jak np. w Pielgrzymowicach.

Zdobnictwo to posługiwało się głównie bardzo prostymi motywami rozpowszechnionymi w różnych krajach europejskich i zaczerpniętymi z ornamentyki ludowej. Jerzy Dobrzycki tak pisał o nim:

„…typowa dla całej Polski ludowa ornamentyka snycerska o motywach głównie geometrycznych gwiazd, serc, zygzaków itp. Skromna ta ozdoba jest zawsze wgłębna w przeciwieństwie do ornamentyki germańskiej, rzeźbionej wypukło.”

Stwierdzenie to nie jest całkiem ścisłe. Po pierwsze na Śląsku występują także (sporadycznie co prawda) ornamenty wypukłe, jak o tym świadczy motyw w kościele w Bełku (101). Po drugie zaś ornamenty wklęsłe występują nie tylko w Polsce. Spotkać je można także w innych krajach europejskich, w tym także w krajach niemieckojęzycznych. Świadczą o tym choćby prezentowane przez Phlepsa (102) bardzo podobne ornamenty wklęsłe z Wallis (Szwajcaria), Vals (Tyrol) czy też wykonane w 1581 roku ornamenty ze ścian zewnętrznych spichlerza w Niederneuching (Górna Bawaria). Ornamenty zaś wklęsłe z Telemarken (Norwegia) (103) bardzo przypominają te z portalu nieistniejącego już kościoła w Bytomiu. To samo dotyczy zresztą ornamentów malowanych. I tak na przykład roślinne ornamenty z drzwi spichlerza z Ried (kanton Berno, Szwajcaria) oraz z Egisvyl (też kanton Berno) są łudząco podobne do polskich (104). Częściowo odnosi się to także do niektórych ornamentów roślinnych z wnętrza zabytkowej kaplicy w Ulfo (Szwecja) (105).

Wracając zaś do kościołów śląskich: godne uwagi są lub były m.in. niektóre okucia żelazne drzwi, jak w Ćwiklicach czy w Lubomii lub sposoby kształtowania portali, których dwa niewątpliwie najciekawsze przykłady utracone zostały bezpowrotnie: w Lubomii (rozebr. W 1886 r.) z łukiem o formie trójlistnej koniczyny oraz w Bytomiu (spalony w 1983 r.). ten drugi przykład został określony przez Burgemeistera mianem „punktu szczytowego przełożonej na język drewna architektury renesansowej” (106), jako że był to niepowtarzalny wśród kościołów drewnianych Śląska snycerski majstersztyk. Inny przykład istniał swego czasu w kościele w Pszczynie.

Tym niemniej zachowało się sporo przykładów skromnego zdobnictwa snycerskiego we wnętrzach kościołów, o czym świadczą choćby motywy zdobnicze loży kolatorskiej w Jakubowicach, jak również snycerskiego potraktowania szeregu belek i łuków triumfalnych czy słupów empor.

Wystroje malarskie

 Wiele kościołów drewnianych posiadało niegdyś liczne i barwne malowidła na ścianach i stropach lub kolebkach. Obok funkcji dekoracyjnych spełniały one jeszcze inną rolę: optycznie rozjaśniały dosyć ciemne wnętrza kościołów drewnianych. Ciemne nie tylko ze względu na fakt, że niegdyś okna (zwłaszcza w konstrukcji zrębowej) były małe, ale i ze względu na naturalny proces ciemnienia drewna w miarę upływu czasu.

Protokoły wizytacyjne sprzed ponad trzech wieków odnotowują skrzętnie fakt posiadania polichromii przez poszczególne kościoły. Chociaż jednak regułą było ich występowanie w kościołach, to zdarzały się wypadki niemalowania świątyń. I tak wspomniany tu już ze względu na swój nietypowy ośmiokątny zarys przyziemia kościół w Łężcach był w 1688 roku pomimo upływu dwudziestu kilku lat od swego powstania wciąż niepomalowany. Podobnie kościół w Makowie, choć stał już dłużej, od 1613 roku. Liczył sobie więc już pełne 75 lat, który to wiek skłonił wizytatora do nazwania go „starym” („antiqua”). Stary wg protokołów był również kościół w Pawłowie, także bez polichromii. Nie było też polichromii w Jankowicach k. Rybnika i w szeregu innych kościołów. Spośród zaś pozostałej większości kościołów polichromowanych wymieniono 32 posiadające malowidła godne szczególnej uwagi. Wśród nic był kościół filialny św, Michała w Syryni (obecnie w Katowicach). Polichromia jego nie zachowała się niestety do naszych czasów, znamy ją jednak z opisu, który przytoczony został w charakterystyce tego kościoła w dalszej części niniejszej pracy. Filia w Syryni należała do parafii w Lubomii. Polichromia tamtejsza, utracona w wyniku rozbiórki kościoła w 1886 roku, znana jest też z opisu, który odnajdujemy u Luchsa (107):

„na stropie prezbiterium dwa rzędy muzykujących aniołów naturalnej wielkości, na ścianie prezbiterium Siedem Sakramentów oraz Piotr i Paweł…”
 
 
Nie są to jedyne przykłady niezachowane po dziś dzień. Uwagę diecezjalnego wizytatora zwróciła polichromia kościoła w Sierakowicach i to do tego stopnia, że ją opisał w protokole (p. charakterystyka kościoła). Spośród przykładów polichromii śląskich kościołów drewnianych zachowanych do XX wieku za najpiękniejsze uważano te ze spalonych kościołów w Chechle i w Pniowie (108).

Wiele polichromii nie zachowało się np. na skutek późniejszej wymiany oszalowań deskowych, na których się znajdowały lub na skutek bielenia ścian. Jednak bielenie czy tynkowanie ścian niekoniecznie musiało doprowadzić do bezpowrotnej utraty malowideł, gdyż zdarzały się wypadki odnajdywania ich w nowszych czasach, jak to miało miejsce np. w Ćwiklicach, Bierdzanach czy w 1961 roku w kościele w Gierałtowicach (obecnie stojącym w Wielopolu). Szczęśliwym trafem było odnalezienie polichromii w Międzyrzeczu, ukrytej jedynie pod odeskowaniem ścian (109). Coś podobnego zdarzyło się też w 1925 roku w Zębowicach, gdy staraniem konserwatora, Ludwiga Burgemeistera, rozbierano tamtejszy kościół w celu przeniesienia go do Gliwic. Tam również polichromia (datowana na koniec XV wieku!) znajdowała się pod odeskowaniem, w prezbiterium. Jej stan był jednak dużo gorszy. Dało się jednak odczytać treść malowideł:

„Prawa strona zajęta była przez Ukrzyżowanie, z którego dobrze jest jeszcze zachowana dolna część Ukrzyżowanego oraz dwie leżące postacie świętych. Na prawo i lewo od ołtarza znajdowały się stojące postacie świętych otoczone wstęgami z pismem. Po lewej stronie prezbiterium jest jeszcze dobrze zachowany ornamentalny cokół ze swym gotyckim kwiatonem, podczas gdy ze znajdującego się powyzej malowidła zachowały się, na skutek późniejszego dobudowania loży kolatorskiej, tylko fragmenty.” (110)

Oprócz wymienionych powyżej godne uwagi polichromie znajdują się w wielu kościołach drewnianych, m.in. w Rudzińcu, Mikuszowicach czy w Sierotach, którą odkryto w 1935 roku, a którą przypisuje się autorowi cennej polichromii z Jemielnicy.

Malowidła w kościołach drewnianych wykonywano najczęściej po uprzednim zasłonięciu szpar pomiędzy belkami zrębowymi, np. przy pomocy gliny. Zamiast wylepiania złączeń belek stosowano nieraz naklejanie płótna na całą powierzchnię ścian lub przynajmniej wąskich jego pasów w miejscach owych złączeń, jak to jeszcze dzisiaj jest widoczne np. w Ćwiklicach. Kilka przykładów polichromii zademonstrowano tutaj http://wipasnapa.com/koscdrewmalerei/

Chcąc określić z grubsza cechy polichromii kościołów drewnianych Śląska, należy również, jak w przypadku konstrukcji ciesielskich, szukać analogii na rozległych obszarach Europy, zwłaszcza zaś na tych, z którymi łączyły nas od początków chrześcijaństwa w naszym kraju szczegślne więzy kulturowe. Tak też czyni (nie tylko zresztą w odniesieniu do Śląska, ale całej Polski) np. Stanisław Szymański, który – analizując cechy malowideł ściennych i plafonowych – wskazuje wyraźnie na Niemcy, Austrię i północne Włochy. Podobieństwo nawet wręcz uderzające dostrzega on również w przykładach skandynawskich mimo braku dowodów istnienia wymiany kulturalno-artystycznej z Polską u schyłku średniowiecza (111). O technice szablonowej pisze on m.in. tak:

„…wydoskonalona prawdopodobnie w schyłku XV stulecia – rozwijała się względnie szybko, znajdując coraz częstsze zastosowanie, zwłaszcza na dolnośląskim pograniczu kultury niemieckiej, czeskiej i polskiej, a następnie z okolic Wrocławia wędrowała poprzez Kraków ku schodowi i Węgrom.” (112)

Oczywiście, że przy tej okazji nie pomija możliwości przenoszenia koncepcji wzorców rodzimych z terenów monumentalnego budownictwa murowanego w Polsce, stwierdzając jednocześnie, że „wskazywanie na różnorodne źródła nie wyklucza możliwości wzajemnego ich krzyżowania się ze sobą.” (113)

Wyposażenie wnętrza

Oprócz swych funkcji kultowych stanowiło ono i stanowi integralną część wystroju wnętrza kościoła, razem z przedstawionymi powyżej polichromiami. Słusznie zauważył swego czasu Burgemeister, że:

„Istotny element dla wnętrza stanowi wyposażenie z ołtarzami, amboną, organami, stallami, chrzcielnicą i pozostałymi akcesoriami. Właśnie poprzez barwne potraktowanie tych elementów wyposażenia, do których dochodzi regularnie złocenie, osiągane jest malownicze wrażenie tych przestrzennei niedużych kościołów drewnianych.”

i dalej:

„Kilka widoków wnętrz (…) potwierdza występujące wszędzie subtelne wyczucie harmonii linii i materii oraz prostodusznej swobody we wszystkich układach. O ile owe elementy, zwłaszcza w swoich szczegółach nie zasługują na wysoką ocenę artystyczną, o tyle jednak przyczyniają się do podniesienia całego nastroju wnętrza.”(114)

Słuszność uwag  Burgemeistera potwierdzają widoki wnętrz http://wipasnapa.com/kdrewausstattung/.
Niektóre jednak elementy same w sobie okazywały się godnymi uwagi zarówno ze względów artystycznych, jak i ze względu na ich wartość historyczną. Będzie o nich jeszcze mowa.

Szczególna rola wśród owych elementów wyposażenia przypadała oczywiście ołtarzom i ambonom. Te zachowane po dziś dzień pochodzą w głównej mierze z XVII i XVIII wieku, t.zn. z tego okresu, z którego pochodzi też większość samych kościołów. Nie oznacza to jednak, że nowe wyposażenie musiało powstawać równocześnie z nowym kościołem, choć oczywiście i takich przykładów nie brakuje (zwłaszcza gdy wznoszono kościół na miejscu poprzedniego, strawionego przez pożar). Często jednak wyposażenie jest późniejsze niż kościół (jak w Gliwicach czy w Międzyrzeczu) lub od niego starsze (jak w Bełku).

Poszczególne elementy wyposażenia pochodzić mogą z rozmaitych epok i reprezentują często różne style (p. charakterystyki kościołów). Zresztą nie każdy element stanowi sam w sobie „monolit” wykonany w jednym czasie. Zdarza się, że np. ołtarz XVIII-wieczny posiada fragmenty o jeden wiek wcześniejsze (jak w Borowej Wsi) lub jeszcze starsze (jak w Koszęcinie, gdzie rzeźby w ołtarzu pochodzą z początku XVI wieku, czy w Miasteczku Śląskim, gdzie stosunkowo nowy ołtarz posiada predellę z ok. 1600 roku). Innym przykładem takiego „mieszania” jest ołtarz główny w Bieruniu Starym: w dolnej swej części jest wczesnobarokowy, a w górnej późnobarokowy.

Czasem do wcześniej wykonanych ołtarzy dorabiano nowe fragmenty w późniejszym okresie (np. w Sierotach).

Tak jak poszczególne kościoły „wędrowały” z jednych miejscowości do drugich, tak też i poszczególne części ich wyposażenia bywały przenoszone. Przykładem tego ołtarz boczny z Jemielnicy, który znajduje się w Zacharzowicach.

Nie wszystkie jednak elementy wyposażenia lub ich fragmenty znajdują się obecnie w kościołach drewniynych. Część najstarszych, najpiękniejszych i najcenniejszych rzeźb zgromadzono np. w Muzeum Diecezjalnym w Katowicach. Najstarszą rzeźbą tam eksponowaną jest powstała ok. 1370 roku rzeźba Matki Boskiej z Dzieciątkiem z kościoła w Miasteczku Śląskim. Jest ona dosyć duża – ma ponad 90 cm wysokości. Niewiele młodsza od niej (z ok. 1390 r.) jest figura Chrystusa Zmartwychwstałego z kościoła w Leszczynach. Dalej pochodzące z ok. 1400 roku figury 12 Apostołów z tryptyku ołtarza w Ruptawie (teraz w Kaczycach) i powstała w tym samym okresie rzeźba św. Anny z kościoła w Knurowie (teraz stojącego w Chorzowie). Z Knurowa też pochodzi figura Matki Boskiej z ok. 1420.

Eksponowane są tam również zabytki malarskie, m.in. „Ogród mistyczny” z Bzia Zameckiego (1440-50) czy „Święta rozmowa” z kościoła w Grzawie (schyłkowy okres gotyku) oraz szaty i naczynia liturgiczne.

Trochę historii, trochę refleksji

Gdy już przyjrzeliśmy się śląskim kościołom drewnianym pod kątem ich cech, historycznego rozwoju i charakteru poszczególnych ich elementów, spróbujmy popatrzeć na nie przez chwilę nieco inaczej. Też od strony historycznej co prawda, ale ze skłonnością do nieco luźniejszych refleksji.

Kościoły drewniane budowano na Śląsku od początków chrześcijaństwa na tej ziemi aż do XIX wieku bez przerwy, w tym również w momentach ważnych i burzliwych w historii tego regionu i państw, do których on należał, a także historii Europy.

Tak więc np. kościoły w Rudzińcu oraz w Chocianowicach wzmiankowano po raz pierwszy w roku 1376, czyli w czasie w którym we Włoszech, a konkretnie w Sienie św. Katarzyna, według relacji Rajmunda z Kapui, „zajęła się aktywnie kompozycją książki, którą dyktowała (była analfabetką – przyp. MM) poprzez inspirację Ducha Świętego”. Była to książka, która znana jest nam jako słynny „Dialog św. Katarzyny”.

Kościół w Bierdzanach był wzmiankowany jako będący w budowie już w roku 1410, czyli w roku bitwy grunwaldzkiej.

Miejscowość Nowa Bystrzyca, w której stoi drewniany kościół, wzmiankowana była po raz pierwszy w roku 1412, czyli w roku urodzin Joanny d’Arc. Joanna miała doświadczyć po raz pierwszy swych słynnych manifestacji duchowych, które popchnęły ją ostatecznie do działań zbrojnych, około roku 1425. Mniej więcej zatem z tego samego okresu („około 1420”) pochodzi wspomniana w poprzednim rozdziale figura Matki Boskiej z drewnianego kościoła w Knurowie, stojącego teraz w Chorzowie. Około tego samego czasu (12 czerwca 1423) wymieniony zostaje pierwszy znany proboszcz kościoła w Giżynie, też o podobnym imieniu („Joannes”).

Kościół w Uszycach konsekrowany został w roku 1517, czyli w tym samym roku, gdy Marcin Luter przybił swych sławnych 95 tez na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze. Luter ekskomunikowany został w roku 1521. W tym samym roku odlany został nieistniejący dzwon z kościoła w Gołej, a w Lasowicach Wielkich wciąż istnieje inny dzwon z tą samą datą. W roku zaś Konfesji Augsburskiej (1530) protestanci przejęli kościoły drewniane w Komorznie i Krzywiczynach.

Podczas Wojny Trzydziestoletniej (1618-1648) zbudowano lub przebudowano między innymi kościoły:

w Ruptawie (1620), Pszczynie (1622)(115), Krzywiczynach (1623), Biskupicach k. Kluczborka (1626), Rydułtowach (1628), niewykluczone że w Bieruniu Starym (datowany na okres między latami 1598-1628); dalej kościół św. Idziego w Oleśnie (1635), w Brzeziu (1641 – renowacja), w Żernicy (1648).

Kościół św. Barbary w Strzelcach Opolskich powstał w roku oblężenia Wiednia przez Turków i odsieczy, z jaką przyszedł stolicy Austrii (przez Śląsk) król Jan III Sobieski (1683).

W roku 1708 wybuchła w Oleśnie ostatnia epidemia dżumy. Krótko przedtem zdążono jeszcze przebudować zakrystię tutejszego kościoła św. Anny (1707). Zaś krótko potem w podzięce za ustąpienie zarazy zbudowano w odległym zaledwie o parę kilometrów Grodzisku kościół św. Rocha (1710).

Podczas pierwszej wojny śląskiej (1740 – 42), w wyniku której król Prus Fryderyk Wielki odebrał Śląsk cesarzowej austriackiej Marii Teresie, odbudowano kościół św. Józefa w Godowie (1742), który spłonął krótko wcześniej (1741), zaraz po zakończeniu zaś tej wojny przebudowano kościół w Pietrowicach Wielkich (1743).

Natomiast podczas Wojny Siedmioletniej (1756 – 1763) i trwającej równocześnie z nią III Wojny Śląskiej zbudowano kościół w Paniowach (1757 – czyli w roku bitew pod Kolinem, Moys, Wrocławiem i Lutynią), przebudowano kościół w Zakrzowie Turawskim (1759 – czyli w roku bitew pod Kunersdorf i Pątnowem k. Legnicy) i zbudowano kościół w Świniarach Wielkich (1762).

W nowszych czasach szereg kościołów przestał istnieć, m.in. również w latach szczególnie burzliwych dla świata i regionu, przy czym nie wszystkie z powodu działań zbrojnych. I tak w Marklowicach kościół spłonął w roku 1916. Kościół w Skrzyszowie rozebrano 5 września 1939 roku. W roku zaś 1942 spłonęły kościoły w Popielowie k. Rybnika i w Bziu Zameckim, a w 1945 r. kościół w Warszowicach. Spośród wymienionych tylko oczywiście ten ostatni w następstwie działań zbrojnych.

Podczas III Powstania Śląskiego płonął kościół w Pniowie (uratowano go jednak) i poważnie uszkodzony został pociskiem kościół w Zębowicach. Tak więc nie tylko sakralne budownictwo drewniane odcisnęło swoje piętno na kulturze tej ziemi, ale i historia pozostawiła je na nim. Gdzieniegdzie to „piętno” nawet celowo zachowano „na pamiątkę” , np. w Zębowicach (obecnie w Gliwicach), gdzie po renowacji kościoła w połowie lat 1920-tych pozostawiono w wewnętrznym odeskowaniu ściany kilkucentymetrowej średnicy otwór po polskim pocisku w miejscu, gdzie przebił on wschodnią ścianę prezbiterium (u góry na prawo od ołtarza), wpadając do kościoła i niszcząc w poważnej mierze chór organowy (jednak w ostatnich latach, podczas odrestaurowania, celowo usunięto tę część odeskowania, toteż owej „pamiątki” tam już nie ma…).

A los kościółka w Pniowie, dopiero co wspomnianego, tego, który płonął podczas III Powstania i który wówczas odratowano, dopełnił się na krótko przed “Polskim Październikiem”, 13 lutego 1956 roku, dokładnie co do dnia 11 lat po zbrodniczym zbombardowaniu Drezna przez “Aliantów” w II Wojnie…

__________________________

Te drewniane, przeważnie wiejskie, świątynie nie zawsze były doceniane w przeszłości jako dobro kultury. Postawa ta, wynikająca zresztą z różnych przyczyn, doczekała się w nowszych czasach krytyki niewątpliwie słusznej generalnie, nie zawsze jednak kierowanej pod właściwy adres. Swego czasu np. pojawiły się w publicystyce głosy zarzucające niegdysiejszym wizytatorom niechętny, czy nawet pogardliwy stosunek do kościelnego budownictwa drewnianego. Za dowód tego przytaczane było sformułowanie, którego wizytator użył 26 sierpnia 1652 roku w protokole wizytowania parafii św. Michała w Krzyżowicach k. Rybnika, a mianowicie, że kościół tamtejszy ma wygląd chlewu („harae instar”). Sformułowanie to ma jednak charakter wyjątku w protokołach wizytacyjnych i tonie w powodzi innych opinii, zarówno pozytywnych (m.in. wśród owych 32 przykładów wyróżnionych polichromii!) jak i nawet negatywnych (wszak czyż można wymagać, by się wszystkim zachwycano?), jednak formułowanych przy pomocy bardziej umiarkowanych określeń.

Jeśli zatem w tym wypadku (na ogromną liczbę innych!) posłużono się formułą tak drastyczną, to i powód naprawdą musiał być po temu. Powód ten zresztą jest wymieniony:

„…popada w całkowitą ruinę przez swój wiek, kaprysy pogody i gnicie. Drzwi do zakrystii są stale otwarte, bo fundamenty przegniły. Przez strop i dach można, gdy spojrzeć w górę, zobaczyć niebo. Ambona jest przeżarta przez robactwo (…) Chrzcielnica jest brudna…”

Zastanawiające, że 27 lat później w kolejnym protokole nie znajdujemy takiej opinii. Wręcz przeciwnie: kościół jest wtedy „okazały i z wyglądu przyjemny” („splendida et visui est gratiosa”). Cóż się zatem stało? Wyjaśnia to protokół z maja 1679 roku:

„kościół (…) całkowicie zbudowany na nowo w roku 1663 (…), strop z desek pomalowany, galeria nad głównym wejściem pomalowana, ściany kościoła pokryte nową polichromią w roku 1671…”

Tak więc stary, niszczejący kościół został w 11 lat po pierwszym wizytowaniu rozebrany i zbudowany od podstaw. Gdy wizytowano go w roku 1679 (i później w 1688), liczył sobie więc 16 lat, a jego polichromia zaledwie 8. Nie był więc już „chlewem” lecz „okazałym” i „przyjemnym”. „Mimo” że był drewniany.

________________________

Ale gdy już przy protokołach jesteśmy, warto pokusić się o ogólniejszą refleksję. Szczęśliwy to traf, że do czasów współczesnych zachowało się to niezwykle cenne źródło informacji z XVI i XVII wieku oraz że zostało ono opublikowane w początkach XX stulecia (116). Wizytatorzy pozostawili nam w protokołach wiele danych o sieci kościelnej na Śląsku przed kilkoma wiekami. Dzięki nim wiemy m.in. nie tylko ile kościołów (w tym również drewnianych) było niegdyś na tej ziemi, ale znamy ich wiek, wiemy w przybliżeniu jak wyglądały, a nawet w wielu przypadkach znamy wymiary kościołów już nieistniejących (117). Ten wymieniony powyżej (w Krzyżowicach) miał 31 x 16 łokci (19,5 x 10,1 m), był więc jednym z większych wówczas kościołów drewnianych, bo ze 102 pomierzonych wówczas kościołów drewnianych tylko 10 było większych od niego. Był też większy od 24 z ponad 70 pomierzonych wtedy wiejskich kościołów murowanych. To też może tłumaczyć, czemu uznany on został za „okazały” w 1679 roku.

Ale protokoły wizytacyjne dają nam szereg innych jeszcze informacji, między innymi o życiu parafii, a nawet ciekawostki mówiące o zwyczajach czy mentalności ówczesnych ludzi. Zaraz po tym rozdziale zamieszczono – jako dość typowe przykłady – teksty 2 kolejnych protokołów wizytacji parafii w Zębowicach, czyli kościoła drewnianego stojącego teraz w Gliwicach (w tłumaczeniu p. Adama Dawidowicza+).

Pewną ciekawostkę opisano w protokole wizytacji kościoła w Sierakowicach w 1679 roku. Tekst ten później przytoczony został w niemieckim tłumaczeniu przez ks. Johannesa Chrząszcza (118):

„Jest godne uwagi, co mi się przytrafiło podczas wizytacji tego kościoła. Kiedy mianowicie zajęty byłem przeglądaniem przyborów liturgicznych, stał przy mnie bez przerwy 78-letni starzec, chłop z tej wsi i pilnie śledził moje czynności. Zauważyłem starca i ponieważ sądziłem, że to opiekun kościoła, spytałem go, dlaczego wszystko tak pilnie śledzi, czy liczy on te święte przedmioty? Odrzekł mi, że nie baczy na święte przedmioty, aby je liczyć, on chciałby tylko dowiedzieć się w swym wieku starczym, jakim urzędem jest urząd wizytatora kościoła? Gdyż, jak powiedział, już przed 50 laty rozniosła się wieść w naszej wsi, że biskupi wizytator na wizytację do naszego kościoła przybędzie, ale nigdy go nie widzieliśmy, więc cieszę się, że w końcu w mym wieku starczym mogłem zobaczyć wizytatora. Teraz mogę już umrzeć.”

Ten prosty starszy człowiek nie przypuszczał nawet, że w ten sposób zapisał się na trwałe w historii…

_________________________

Jeżeli przyjrzeć się protokołom wizytacyjnym sprzed trzech (a nawet czterech) wieków ze wszystkich czterech archidiakonatów diecezji wrocławskiej, to wykazują one na Górnym Śląsku przewagę kazań w języku polskim, na Dolnym Śląsku zaś w języku niemieckim. Gdyby zasadą było wznoszenie kościołów w poszczególnych miejscowościach przez cieśli miejscowych, to dałoby się z grubsza dokonać podziału na kościoły „polskie” i „niemieckie” pod względem autorstwa. Tak jednak nie było, o czym już wcześniej wspomniano. Poza tym w szeregu miejscowości ludność znała obydwa te języki. Jak pisał pod koniec XVIII wieku F. A. Zimmermann (119) np. w Raciborzu „językiem mieszkańców jest niemiecki, jednak mówią oni też po polsku…”. Sposób sformułowania jest tu obojętny. Równie dobrze można było napisać, że językiem mieszkańców jest polski, jednak mówią oni też po niemiecku. Ważne, że znane im były oba języki i że obojętne mogło im być, w którym z nich wygłaszano kazania. Nie zapominajmy też, że w szeregu miejscowości język kazań zmieniał się z czasem lub że odprawiano tam msze i nabożeństwa w obu tych językach. Tak było np. w Biskupicach k. Olesna, gdzie do 1890 roku odprawiano je po polsku i po niemiecku. Podobnie było w Proślicach i Miechowej, Krzywiczynach i Komorznie czy w Wierzbicy Dolnej (120). Język kazań – poza innymi przyczynami – zależeć mógł również od proboszcza i jego znajomości języków. W 1687 roku np. wizytator odnotował, że w Jełowej (na północ od Opola) proboszczem był Morawianin („Thomas Kubicza”) i że wygłaszał on tam kazania po morawsku. Był widać jednak dobrze rozumiany, bo w protokole nie ma uwag, by ten język sprawiał parafianom jakiekolwiek trudności. Bo Polak był w stanie zrozumieć ten język. Niemiec – jeśli znał język polski – również.

Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że i ludzie w ciągu pokoleń zmieniali swą narodowość. W początkach kolonizacji niemieckiej przeważała polonizacja Niemców, później zaczęło to ulegać zmianie i wtedy to raczej Polacy się germanizowali. Tak jednak jedni jak i drudzy, obojętnie czy spolonizowani czy zgermanizowani, pielęgnowali budownictwo drewniane kościołów przez długie wieki, budowali te kościoły i remontowali je. I tak np. wspomniany już w niniejszym tekście niegdysiejsza wieża drewniana przy kościele w Goleszowie naprawiana była przez cieślę jerzego Brodę w 1782 roku. Z kolei cieśla Gradehand naprawiał wieżę kościoła w Biskupicach k. Kluczborka. Kościół ten zbudowany został w roku 1626 przez cieślę Hansa Hasego, który razem z synem zbudował też kościół w Szymonkowie k. Kluczborka za 150 talarów i wyżywienie. Kościół ten nie istnieje. Rozebrano go w 1878 roku. Jan Cieśla z Pstrążnej w 1726 r. zbudował wieżę kościoła w Ostrogu (teraz w Zawadzie Książęcej), a Bartholomäus Rompel (Rumpel?) zbudował w 1646 (lub 1686 – niewyraźny napis w kościele) kościół drewniany w Kuźni Raciborskiej (rozebrany w 1903 roku). Mateusz Michalski (Mialski?) w latach 1824/25 wykonał prace przy reperacji kościoła w Bieruniu Starym, a Joseph Kihl (Kiehl? Kilh?) wykonywał podobne prace w 1774 roku w kościele w Szczedrzyku. Inny cieśla o tym nazwisku, ale o imieniu Christian, zbudował kościół w Komorznie w 1753 roku. 23 lata później Paweł Krzystek zbudował wieżę nieistniejącego już kościoła w Haźlachu.

Nazwiska szeregu budowniyczych znamy dzięki przypadkom. Taki przypadek miał miejsce w czerwcu 1724 roku w Koszęcinie. Cieśla wznoszący budynek karczmy spadł z dachu, bo złamała się pod nim deska. Na skutek odniesionych obrażeń zmarł dwa dni później, 26 czerwca 1724 r. Pochowano go na miejscowym cmentarzu obok kościoła, który on sam krótko wcześniej wybudował. Nazywał się Jakob Riedzinger, była już o nim mowa. Jego śmierć została zatem odnotowana w „Sadowskiej Księdze Zgonów”.

Przypadek. Ot, głupia deska… Byłaby mocniejsza, to może nigdy nie dowiedzielibyśmy się, kto zbudował kościół w Koszęcinie…

Inny znów przypadek sprawił, że budowniczym był nie ten cieśla, z którym spisano już umowę. Było to w 1772 roku w Proślicach. Cieśla Joseph Ressler otrzymał zlecenie na budowę wieży tamtejszego kościoła, ale się z tego zlecenia wycofał. Prace powierzono więc cieśli J. Zającowi. Ten cieśla się nie wycofał…

Oczywiście, który z budowniczych był Niemcem, a który Polakiem, domyślać się można głównie z brzmienia i pisowni nazwisk, chyba że istnieją inne źródła mówiące coś o tych ludziach więcej (jak w przypadku Riedzingera). Czasem domyślać się narodowości pozwala np. pisownia imienia, zwłaszcza jeśli cieśla miał w dodatku charakterystyczne dla danego języka przezwisko (np. w przypadku Jerzego Laski, zwanego „Beczała”). Samo nazwisko jednak niewiele mówi, zwłaszcza jeśli pojawia się ono w kilku pisowniach. Wspomniano tu już Marcina Snopka i dwie pozostałe pisownie jego nazwiska („Sempek” i „Senepek”). Ale podobnego przykładu dostarcza inny cieśla, budowniczy kaplicy w Ligocie Górnej k. Kluczborka. Umieszczono tam jego nazwisko w formie „Johann Kabata” (lub „Kabała” – zależy od tego, jak przeczytaź przedostatnią literę), ale pojawia się ono w literaturze też jako „Kabat”, a nawet jako „Kobuła”. W polskiej literaturze wymieniany jest ponadto nie jako „Johann”, ale jako „Jan”. Mamy zatem „do wyboru, do koloru”: dwie formy imienia i cztery formy nazwiska.

Czy budowniczy kościoła w Leszczynach (obecnie w Palowicach) nazywał się „Ozga”, „Ożga” czy „Oschga”? Kim był budowniczy kościoła w Krzywiczynach, Bitner, którego nazwisko pojawiało się nieraz w formach „Breitner” oraz „Bittner”? W samym kościele imię jego wypisane jest formie „Christof”. Matuszczak twierdząc, że niczego bliższego o tym cieśli nie wiadomo, nazywa go jednocześnie „Krzysztofem” (121).

Piszący niniejszy artykuł przyznać musi, że narodowość poszczególnych budowniczych jest mu najzupełniej obojętna. Szkoda, że całemu szeregowi publicystów nie było to równie obojętne. Bo być może unikniętoby w ten sposób niepotrzebnych nieporozumień na tym tle, wiązanym w mniejszym lub większym stopniu z tą zmitologizowaną kwestią „narodowej przynależności” przedstawianych tu kościołów.

Innego przykładu dostarcza nam nazwisko wyryte w drewnie w kościele w Rudzińcu (na zachód od Gliwic):

IOAN IOANNES MACHOCSKY

Nie wiemy czyje to nazwisko. Istnieje tylko domniemanie, że jest to nazwisko cieśli, budowniczego kościoła. W przewodniku po zabytkach województw katowickiego i opolskiego znajdujemy informację następującą:

„Podobnie kościół drewniany w Rudzińcu wzniósł polski cieśla Jan Machowski, jak o tym świadczy napis umieszczony na ołtarzu.” (122)

Przede wszystkim napis ten znajduje się nie na ołtarzu lecz za ołtarzem, na wschodniej ścianie prezbiterium (na ołtarzach zresztą nie zwykło się umieszczać nazwisk cieśli, raczej na ścianach kościoła, w belkowaniu wieży lub na belce triumfalnej). Nie chcę informacji zawartej w przewodniku dyskredytować jako nieprawdziwej, gdy chodzi o brzmienie nazwiska. Mogło ono przecież być i takie, choć brak dowodów, że nazwisko to zniekształcono (tylko imię jest zlatynizowane). Mógł to rzeczywiście być polski cieśla, jak to zresztą było w szeregu innych wypadków. Ale w Polsce istnieje też inne nazwisko, bardziej zbliżone swą pisownią do zachowanego w kościele w Rudzińcu, a mianowicie „Machocki”. Podobne nazwiska, nawet w pisowni podobnej do zachowanej w kościele – lub wręcz z nią identycznej – spotkać można jednak w Czechach i na Morawach, a nawet na pograniczu słowacko-węgierskim. Wtedy, gdy kościół powstawał (1657) wszystkie te kraje (wraz ze Śląskiem) leżały w granicach monarchii austriackiej. Mógł np. Marcin Snopek przenieść się przez granicę z polskiego Krakowa do Gliwic na austriackim Śląsku, mogło wielu osadników wędrować przez szereg granic z Frankonii, Turyngii czy Saksonii przez Czechy i Śląsk na Węgry, do Rumunii i dalej na Bałkany, to mogli tym bardziej inni (również pojedynczo jak i całymi rodzinami i Chrzaszczgrupami rodzin) zmieniać miejsce stałego lub czasowego pobytu w granicach jednego (choć wielonarodowego) państwa. Tak więc kwestia pochodzenia narodowego tego człowieka nie musi zamykać sią jedynie w możliwośóci „Polak czy Niemiec?”.

Tym bardziej, że nazwisko w tak wielonarodowym tworze, jakim była wówczas Austria, nic nam praktycznie nie mówi. Człowiek o nazwisku takim, jak to utrwalone w drewnie w Rudzińcu, mógł więc być Polakiem, Niemcem, Morawianinem, Czechem, Słowakiem lub Węgrem. Mógł też być narodowo indyferentny lub identyfikować siebie jako Ślązaka (123), jak to czyni wielu ludzi jeszcze dzisiaj, po upływie wszystkich tych wieków. Kwestia zatem kim był Ioan Ioannes Machocsky pozostaje nadal otwarta. Tu zwrócono na nią uwagę jedynie po to, by pokazać, w jaki sposób mogą powstawać zbytnie uproszczenia, uogólnienia i nieporozumienia w kwestii pochodzenia narodowego poszczególnych budowniczych. Uproszczenia, które dałoby się pokazać także na innych przykładach, w tym i na przykładach podanych wcześniej nazwisk. I to nie tylko nazwisk cieśli i nie tylko dawnych. Nawet w nowszych czasach przykład ciekawy wskazać można wśród… autorów piszących m.in. o kościołach drewnianych! Wymieniony już w tym rozdziale ksiądz Chrząszcz (p. ilustracja) podpisywał się trojako: jako „Jan Chrząszcz”, „Johannes Chrząszcz” i „Johannes Chrzonz”. Co mówi nam każda z tych wersji z osobna i wszystkie razem?

To, co dotyczy nazwisk budowniczych, w dużej mierze odnosi się także do formy budynku kościoła. Szerzej o tym wspomniano w poprzednich rozdziałach i będzie jeszcze o tym mowa później. Tu wskażemy na jeden przykład – ten najbardziej nietypowy, a mianowicie dobudowanych w roku 1668 pięciu kaplic przy kościele św. Anny w Oleśnie, których autorem jest Marcin Snopek. Wspomniano już, że budynkowi kaplic nadał on formę 5-listnej róży, zapewne od mazwy miasta („Rosenberg”). Polscy autorzy zwracając uwagę na formą budowli, a zwłaszcza na jej dachy, sugerowali tu możliwość sięgnięcia przez cieślę dp wzorów wschodnioeuropejskich, w tym do wschodnio-małopolskich cerkwi drewnianych mających kopułkę na centralnym dachu namiotowym. Sugestia ta nie jest nieuzasadniona, zwłaszcza że – co autorzy polscy zresztą podkreślali – cieśla ten rzeczywiście pochodził z Małopolski. Tak więc ta niepowtarzalna bryła budynku w równej mierze zainspirowana mogła zostać przez niemiecką nazwę miasta co i przez kształt dachów (wschodnio)polskich świątyń.

__________________________

W Radoszowach stał w XVII wieku stary kościół drewniany o wygładzonych (opiłowanych?) ścianych. Był ciemny, miał polichromię na stropie. Mierzył 24 x 14 łokci (t.j. ok. 15 x 8,80 m). Wieżę miał stojącą osobno. Na jego miejscu w 1730 roku zbudowano nowy kościół drewniany, o czym informowano napisem na belce drewnianej:

NIECH BĘDZIE POCHWA
LON JESVS CHRISTVS NA
WIEKI, ŻE TEN DOM BOŻI
ZA SLAW: RECIR: WYS:
VRODZ: P.P. CAR: ANT:
DE LIPA NOWO WYSTA-
WIONEY GEST ROKV
x 1730

Gwoli wyjaśnienia ostatnich czterech linijek:

„… Przez dostojnego rycerza wysoko urodzonego pana Karola Antoniego de Lipa wystawiony został w roku…”

27 października 1928 roku podczas przebudowy kościoła otwarto znajdujące si ą w prezbiterium i nawie murowane krypty grobowe. W jednej z nich spoczywa baronowa Johanna von Eichendorff, babka jednego z największych poetów wczesnego romantyzmu niemieckiego, Josepha von Eichendorff. W trumnie widziano jeszcze jej długie siwe włosy… (124).

Nieco wcześniej zaglądnięto do krypty innego kościoła drewnianego: w Laskowicach (niedaleko drogi Opole-Olesno)(125). Tam ciało zmumifikowało się i zachowało w dobrym stanie aż do XX wieku:

„Delikatna postać kobiety, zaledwie w średnim wieku. Rysy twarzy można wyraźnie rozpoznać i ma ona, jak również dłonie i stopy, zabarwienie brązowe, podobne do drewna. Odzienie odpowiada temu, jakie nosiły arystokratki w XVII wieku. Mumia leży w dębowej trumnie, która również jest jeszcze dobrze zachowana i stoi na małym podium. Na zewnątrz pomieszczenia wyraźnie widać kości innego zmarłego i pojedyncze fragmenty desek.” (126)

Dienwiebel informuje („Oberschlesische …” s. 151), że w miejscowej kronice w Laskowicach wymieniono mumię już w 1830 roku i że wspomniano tam wówczas, że leży ona tam już ponad 130 lat. Według archiwów berlińskich zmarłymi są Brigitta von Buchticz („Buchtitz”) i jej matka (127). Zmumifikowane zwłoki członków tej samej rodziny znaleziono zresztą również podczas przebudowy kościoła murowanego w Otmęcie k. Krapkowic (128).

___________________________

Warto nieraz dokonać takiego małego „przeglądu”, warto wiedzieć kto kościoły te budował, kto je fundował, kto odprawiał w nich msze, kto się w tych kościołach modlił i wreszcie – kto był w nich lub obok nich grzebany (por. Charakterystyki poszczególnych kościołów). Bo fakty te dobitniej chyba niż wszelkie szczegóły ciesielskie mówią nam, czyją własnością w sensie kulturowym stały się te kościoły w ciągu wieków. Bo budowali je cieśle nie jednej tylko nacji. Bo odprawiali w nich msze księża nie jedną tylko grupę etniczną reprezentujący. Bo modlili się w nich parafianie nie jednym tylko językiem mówiący. Bo fundatorzy nie z jednego tylko narodu się wywodzili. A zmarli różnych nacji spoczywali często na jednym wokół nich cmentarzu, http://wipasnapa.com/kdrewFriedhofe/ a nawet wspólnie w jednaj krypcie, jak np. zmarli z rodzin Banowskich i von Wallhofen w krypcie kościoła w Zębowicach.

Wszelkie zaś wywody usiłujące przypisać te drewniane zabytki generalnie jednej tylko nacji najbardziej obnażone są chyba w zestawieniu z takimi właśnie faktami. Zestawmy tu dwa fragmenty inskrypcji z dwóch śląskich kościołów drewnianych z dwoma wywodami z dwóch różnych publikacji:

AnnVs DoMInI 1717 tVnC Cvrrebat
Wzwysz pokazuje rok wyrysowany
którego kościół jest wybudowany
A czemuż go to na krzyż budowali?
Temu abyśmy krzyże miłowali…

 
ICH RVF MIT MEINEM KLANK
ZV SAGEN GOT DEM HEREN DANCK
ERINERE AVCH ZV RECHTER ZEIT
DIE MENSCHEN IHRER STERBLICHKEIT
1609

“Krew i ziemia są same w sobie nośnikami wszelkiej kultury, również wysoko rozwiniętej architektury drewnianej, którą jeszcze dziś spotykamy w kościołach drewnianych, najwyższej formie budownictwa drewnianego. Przynależność sił szerzących kulturę na Śląsku właśnie do niemieckiej narodowości stanowi klucz do kwestii pochodzenia tej formy wyrazu śląskiej kultury.” (129)

„Te szacowne relikty naszej przeszłości dziejowej są niezaprzeczalnym dowodem odwiecznej polskości Śląska. Rozumieli to dobrze pruscy okupanci, którzy, pod pozorem ochrony przed pożarem, zakazami utrudniali wznoszenie drewnianych budynków o konstrukcji zrębowej.”

I jedno (inskrypcje) i drugie (wywody) jest słowem pisanym. Ale to pierwsze jest prostym i prawdziwym. To drugie zaś…

Podsumowanie

Kościoły drewniane reprezentują cały szereg indywidualnych cech tak konstrukcji jak i formy architektonicznej. Różnorodność ta sprawia, że praktycznie rzecz biorąc nie ma dwóch identycznych kościołów drewnianych. Jednakże wśród owych cech istnieją pewne wspólne, o większym lub mniejszym zasięgu terytorialnym, które pozwalają usystematyzować (przynajmniej z grubsza) te kościoły w grupy regionalne. Taką właśnie grupę stanowią śląskie kościoły drewniane. Posiadają one szereg cech charakterystycznych dla siebie i odróżniających je od innych grup regionalnych, z drugiej jednak strony łączy je z nimi wiele rozwiązań technicznych, przestrzennych czy artystycznych, co zostało już zasygnalizowane. Tu od razu zaznaczyć trzeba, że możliwości dokonywania porównań są bardzo ograniczone ze względu na fakt przetrwania do chwili obecnej jedynie niewielkiej liczby świątyż drewnianych obrządków zachodnich na naszym kontynencie. Właściwie jedyną wielką dzisiaj grupą takich świątyń. Z którą te zabytki śląskie można jeszcze bezpośrednio porównać, jest jeszcze liczniejsza od niej grupa małopolska, a porównanie to tym mocniej się samo narzuca, że sąsiaduje ona ze Śląskiem (kilka przykładów porównawczych z Małopolski Zachodniej http://wipasnapa.com/koscdrewKleinpolen/). Znacznie mniej materiału badawczego w postaci kościołów drewnianych oferują już Wielkopolska, Czechy czy Słowacja.

W pokrewieństwo grupy śląskiej z małopolską, wielkopolską, czeską czy słowacką nie można oczywiście wątpić. Jest ono widoczne już na pierwszy rzut oka . Poza tym zachowana na ziemiach polskich duża liczba kościołów drewnianych (130)świadczy sama w sobie, bez dodatkowych argumentów, o mocnej pozycji sakralnego budownictwa drewnianego w kulturze tych ziem. Zwyczaj wznoszenia (zwłaszcza na wsiach) kościołów drewnianych utrzymywał się jednak w Europie przez wiele wieków, toteż trzeba wziąć pod uwagę nie tylko stan obecny tego budownictwa, ale i jego historię. Wiadomo, że kościoły drewniane (w tym również zrębowe) budowane były także na zachodzie Europy oraz że w początkach chrześcijaństwa na ziemiach dzisiejszej Polski świątyń (w tym także drewnianych) było jeszcze niewiele, podczas gdy np. w Niemczech było ich już mnóstwo, a więc że sytuacja – gdy chodzi o liczebność – była niegdyś zupełnie odwrotna. Wiadomo też, że budownictwo drewniane – nie tylko zresztą sakralne – ma tam również długą i bogatą tradycję (131). Jednak porównanie bezpośrednie drewnianej architektury sakralnej np. Śląska z analogiczną architekturą krajów zachodnich jest już niestety bardzo trudne, tam bowiem kościołów drewnianych zachowało się znacznie mniej (por. rozdział „Liczebność”). W tym wypadku ma ono charakter bardziej pośredni, t.zn. w stopniu większym bazować będzie na analizie typów konstrukcji i rodzaju budulca stosowanego tam w zachowanych do naszych czasów przykładach budownictwa świeckiego.
Analiza cech tego budownictwa nie pozwala wątpić dłużej w pokrewieństwo z naszym, przynajmniej gdy chodzi o budownictwo zrębowe i o konstrukcje dachów lub wież szkieletowych. Cechy te nie mogą zatem posłużyć do oceny „etnicznej” przynależności śląskich kościołów drewnianych.

Zresztą nawet istnienie wyraźnych różnic (132) nie mogłoby stanowić rozstrzygającego dowodu w przypadku regionu pogranicza etnicznego, jakim przez wiele stuleci był Śląsk. Poszczególne techniki mogły być tam przejmowane przez rozmaite grupy etniczne, a taki proces „wymiany” na ogół bywał skomplikowany. Zauważmy przy tym, że osadnictwo na prawie niemieckim, dokonujące się zresztą przy udziale niemieckiego żywiołu etnicznego, przyczyniło się do rozwoju sieci kościelnej na Śląsku oraz że zachowane tu po dziś dzień kościoły drewniane pochodzą z okresu silnego już zaawansowania niemieckiego osadnictwa. Jest zatem bardzo prawdopodobne, że właśnie powyższe fakty stały się powodem odrębności śląskiej grupy kościołów drewnianych, charakteryzującej się posiadaniem niewystępujących gdzie indziej w Polsce lóż kolatorskich, zarysem nawy i prezbiterium będącym częściej prostokątem niż kwadratem (133), wreszcie dwudzielnością dachów, która może zresztą być związana z poprzednią cechą, t.j. wydłużeniem zarysu, a więc i całej sylwetki kościoła (134).

Natomiast konstrukcja zrębowa ścian nie wyróżnia tej grupy w żaden sposób, gdyż rozpowszechniona jest ona (a zwłaszcza była) na szerokich połaciach już nie tylko Polski, ale i Europy (135). Podobnie rzecz się ma z konstrukcjami szkieletowych wież i pochyłością ich ścian (136). Zwracają również uwagą podobieństwa warsztatów ciesielskich m.in. Śląska i Torunia, na co wskazywali swego czasu Dienwiebel i Krassowski ,(137) czy też dokonane przez Krassowskiego (138) porównanie złącz ciesielskich dachów w Haczowie (Małopolska) i Alsfeld oraz Gelnhausen w Hesji. Krassowski nie wyklucza tu nawet możliwości odegrania przez Śląsk znaczącej roli w wytworzeniu odmiany „Rähmbau” (139).

Cóż zatem mogłoby świadczyć o takiej czy innej przynależności „narodowej” kościołów śląskich? Najlepiej byłoby odwołać się do nazwisk budowniczych. Rzecz jednak w tym, że znane są nam jedynie nieliczne spośród nich i to zarówno polskie jak i niemieckie.Możnaby się co prawda odwołać do danych odnoszących się do historii poszczególnych gmin, zwłaszcza zaś do tych, które informują o narodowości zamieszkujących je ludzi, do informacji o języku, w jakim wygłaszano kazania itd. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z niepewności takich danych dla interesującego nas tutaj zagadnienia, chociażby dlatego (pomijając już inne względy), że znane są wypadki budowania np. przez cieśli niemieckich kościołów drewnianych (lub ich części) w gminach polskich, jak o tym świadczą przykłady Jakoba Riedzingera w Koszęcinie czy Johanna Bennerta w Rajczy (140). Wcześniejsze zaś i szybsze zanikanie drewnianego budownictwa sakralnego w zachodniej części Śląska jest tu również argumentem bardzo wątpliwym, jeśli się weźmie pod uwagę mniejsze tam niegdyś zalesienie i sąsiedztwo obszarów występowania dużej ilości innych materiałów budowlanych (141). Dlatego też najrozsądniejszą tezą będzie stwierdzenie, że kościoły drewniane na Śląsku stanowią historycznie wspólne dziedzictwo kulturowe zamieszkujących niegdyś Śląsk grup narodowych, tak jak można to powiedzieć o wielu grupach zabytków na terenie byłych polskich Kresów Wschodnich, należących obecnie do wschodnich sąsiadów Polski.

Przypisy

75. W Polsce bowiem, której drewniana architektura zdominowana była przez budownictwo zrębowe, przeważać musiała siłą rzeczy również konstrukcja dachowa charakterystyczna dla takiego budownictwa, a więc konstrukcja ślęgowa oraz wywodząca się z niej konstrukcja płatwiowa. Na Zachodzie, gdzie konstrukcje drewniane wykazywały większe zróżnicowanie, obok dachów ślęgowych (niem. „Ansdach”) i płatwiowych (niem. „Pfettendach”) pojawiających się głównie w Alpach i Skandynawii, wykształciła się już dość wcześnie konstrukcja krokwiowa (niem. „Sparrendach”), czego dowodów dostarczają nam obok liczby zachowanych przykładów archeologia (patrz m.in. „Reallexikon…”) czy przekazy historyczne. Warto zwrócić uwagę nawet na przekazy zachowane choćby w tekstach pieśni staronordyckiej „Eddy” (p. „Edda. Die Lieder der sogenannten älteren Edda”. Leipzig 1892, p. zwłaszcza „Pieśń o Grimnirze”, s. 71) lub ciekawostką lingwistyczną w postaci faktu istnienia w językach germańskich wspólnego określenia dla krokwi: w języku staroniemieckim („Althochdeutsch”) było to słowo „Sparro”, we współczesnym niemieckim, a także w szwedzkim czy norweskim „Sparre”, w angielskim i holenderskim „spar”, a w islandzkim „sperra”. Słowiańskie języki nie mają takiego wspólnego określenia. Co prawda istnieją podobieństwa między polskim słowem „krokiew” a ukraińkim „krokwa” lub słowackimi „krokva” i „krokvica”, ale już w dolnołużyckim jest to „kozoł”, a w rosyjskim „stropiło”. Zwraca też uwagę podobne do germańskich słowo „sparas” w języku litewskim (obok innego słowa „rastas”) 

76.F.Ostendorf. „Geschichte des Dachwerks” Leipzig 1908

77. Być może stanowi to pewną formę pośrednią między dwoma wyżej przedstawionymi typami

78. por. J.Matuszczak „Z dziejów architektury…” s. 161; „Kościoły drewniane…” s. 24. Oczywiście jest to tylko hipoteza, której słuszności trudno byłoby dowieść ze względu na fakt niezachowania do naszych czasów kościołów drewnianych w Niemczech (poza wyjątkiem w Sprey). Zresztą nie można wykluczyć również innych ewentualności, gdy chodzi o przyczynę zróżnicowania wysokości dachów nad nawami i prezbiteriami (patrz rozdział „Podsumowanie”)

79.L.Burgemeister „Die Holzkirchen…” s.31; J.Strzygowski „Der vorromanische…” s.430

80. H.Dienwiebel “Oberschlesische…” s. 94 i dalsze

81. W tym ostatnim wypadku Dienwiebel wskazując na fakt, że konstrukcja taka nie odpowiada wymaganiom stabilności, wyciąga wniosek o upadku sztuki ciesielskiej (“Oberschlesische…” s.94). Warto tutaj dodać, że istnieją na Śląsku takie kościoły drewniane, w których obok płaskiego przekrycia nawy występuje także kolebka w części prezbiterialnej. Fakt ten tłumaczy Dienwiebel tym, że nawa ze względu na swe większe rozmiary wymagała silniejszej i stabilniejszej więźby niż prezbiterium. Opierając się zaś na tekstach protokołów wizytacyjnych stwierdza on, że w wielu wypadkach podczas remontów nawy były jedynie odnawiane, podczas gdy prezbiteria przebudowywano całkowicie (tamże, s. 99)

82. Konstrukcje takie pojawiły się najpierw w Niemczech około 1400 roku w wiązarach dachów budowli świeckich (p. J.Raczyński. „Przyczynki do historii ciesielskich konstrukcji dachowych w Polsce”, Warszawa 1930, s. 7 i 22)

83. Prezentowane przez Raczyńskiego polskie przykłady z Kazimierza Słupeckiego (ze storczykiem zredukowanym u góry) oraz z Brodnicy (bez storczyka) również nie posiadają kolebek („Przyczynki…” s. 23). Nawiasem mówiąc przykład podobny do tego z Kazimierza Słupeckiego (tyle, że bez redukcji storczyka u góry) odnotowano w zbudowanym w latach 1672-75 kościele wiejskim w Bertsdorf k. Zittau w Saksonii (p. M.Wackernagel. „Die Baukunst des 17. und 18. Jahrhunderts”, t.2: „Baukunst des 17. und 18. Jahrhn. in den germanischen Ländern”, Leipzig b.r.w., s. 92). W ogóle dość dużo “leżących stolców” w kościołach wiejskich znajduje się na obszarach sąsiadującego ze Śląskiem obecnego pogranicza Polski i Niemiec. I tak wydany w 1939 roku tom V katalogu zabytków Brandenburgii odnotowuje na małym obszarze w okolicach miasta Forst (Niemcy) oraz Żar i Żagania aż 16 przykładów stosowania tych konstrukcji w kościołach wiejskich i to w rozmaitych odmianach: z kolebkami i bez kolebek, ze storczykami i bez nich. Nas zainteresuje tutaj z pewnością przykład ze wsi Drożków (w katalogu figuruje jako „Droskau”) podobny do przedstawionego przez Raczyńskiego wiązara z Brodnicy (tyle, że bez belki stropowej) oraz przykład z Gross Schacksdorf, niemal siostrzany prezentowanego w niniejszym tekście wiązara z Boroszowa (schemat B), posiadającego jak i on kolebkę. W przeciwieństwie jednak do boroszowskiego, wiązar z Gross Schacksdorf wzmocniony jest leżącymi stolcami i przez to solidniejszy („Die Kunstdenkmäler der Provinz Brandenburg…” s. 417-422). Nawiasem mówiąc leżące stolce pojawiały się nie tylko w kombinacjach ze storczykiem, ale nawet z dachem płatwiowym! Ciekawy przykład takiego właśnie rozwiązania w budynku stodoły z 1650 roku znajduje się w miejscowości Heuchling we Frankonii („Die Kunstdenkmäler von Bayern…” s. 117)

84. m.in. W.Halfar („Die oberschlesischen …” s.48) I J.Matuszczak (“Z dziejów architektury…” s.122-123)

85. To właśnie istnienie wież skłoniło Glogera do stwierdzenia, że „wszystkie kościoły i klasztory polskie były pierwotnie miejscami obronnemi.” („Budownictwo drzewne…” s.5). Na poparcie swej tezy cytuje m.in. fakt z historii kozaków zaporoskich, a konkretnie z opisu nowej Siczy: „Na samym końcu placu przestronnego, gdzie odbywały się narady wojskowe, znajdowała się cerkiew założona w roku 1734, nieopodal której stała dzwonnica o dwu piętrach, drewniana, z czterema oknami dla dział.” (s.11). Drewniane wieże obronne znalazły się zresztą w siedliskach ludzkich bardzo wcześnie, jak o tym świadczą chociażby małe grody frankońskie, pośrodku których na wzniesieniu stawiano wieże. Grody takie istniały między V a VIII wiekiem n.e. (p. rycina w: „Handbuch der Bildenden & gewerblichen Kűnste”, t.I Leipzig 1980 – reprint oryginalnego wydania z lat 1877/78, s.323)

86. Początki kościoła sięgają XIV wieku, kiedy to „3 lutego 1303 podczas poświącenia kościoła w Lubomii, mieszkańcom założonej na prawie polskim wsi Syrima polecono, aby składali datki proboszczowi Lubomii” (na budowę kościoła – przyp. MM). W 1305 roku „Giselher, proboszcz Raciborza, na polecenia biskupa wrocławskiego Henryka, zakłada kaplicę we wsi Major Syrena” (cyt. za: H.Neuling. „Schlesiens Kirchorte und ihre kirchliche Stiftungen…”). Obecny budynek kościołóa pochodzi z roku 1510. Wieża natomiast zbudowana została dopiero w roku 1679 i wtedy też wymieniona została w protokole wizytacyjnym („Visitationsberichte…” t.II s. 132)

87. Czyni tak m.in. Dienwiebel („Oberschlesische…” s.122). Nie jest to wykluczone, zwłaszcza że późniejsze wieże przeważnie wznoszono również w konstrukcji szkieletowej.

88. Swego czasu w niektórych zakonach istniały przepisy zakazujące stawiania wież

89. „Die Oberschlesischen…” s.50

90. Matuszczak np. datuje początek tego procesu na XVI wiek („Z dziejów architektury…” s.131)

91. „Visitationsberichte…”

92.Obok protokołów wizytacyjnych sprzed paru wieków na rozpowszechnienie niegdyś drewnianych kościołów z wieżami stojącymi osobno wskazuje również fakt przetrwania ich schematu w szeregu przykładów kościołów przebudowanych swego czasu na murowane. Szczególnie silnie jest to natomiast widoczne tam, gdzie wieża pozostała drewniana w całości (jak w Bochni) lub w części (jak w Sadowie)

93. Konstrukcje słupowe wież występują jeszcze w naszych cerkwiach drewnianych na wschodzie kraju oraz częściowo na Ukrainie. Im dalej jednak na wschód, tym większa liczba wież zrębowych (p.m.in. w: „North Russian Architecture”, Moskwa 1972 i: H.Faensen, W.Iwanow. „Altrussische Baukinst”, Berlin 1973). Przykłady wież zrębowych istnieją także w Skandynawii.

94. Pogląd ten był później bezkrytycznie przejmowany przez niektórych polskich autorów i traktowany przez nich niemalże jako jeden z argumentów przynależności narodowej śląskich kościołów drewnianych w kulturowym sensie, często bez poruszania rzeczy najważniejszej, a mianowicie zasad statyki

95.F.Kopkowicz jakby odcina się w związku z tym od tradycji wież obronnych. Może nie całkiem słusznie: w końcu bowiem znaczenie stateczności dla wież obronnych było nie mniejsze niż dla kościelnych (p. F.Kopkowicz. „Ciesielstwo polskie”, s.29)

96. Możnaby się dziwić, czemu Lutsch zaliczył zwężające się ku górze wieże drewniane wyłącznie do grupy słowiańskiej, skoro musiał znać podobne przykłady w Niemczech czy choćby w krajach skandynawskich. Ale ostatecznie błędy, nawet poważne, zdarzają się w nauce często, zwłaszcza w początkowych okresach badań. W końcu Dietrichson też się pomylił, uważając, że norweskie kościoły „stav” są tylko drewnianym naśladownictwem romańskiej bazyliki, a Burgemeister błędnie przyznał chronologiczne pierwszeństwo kolebce w istniejących dachach krokwiowych kościołów Śląska bez dokładniejszych badań więźby. Błędy takie same w sobie nie byłyby żadną tragedią. Gorzej jednak, gdyby miały być bezkrytycznie przejmowane, a zwłaszcza tendencyjnie wykorzystywane.

97. p. Cz. Thullie.”Zabytki architektoniczne województw katowickiego i opolskiego”, Katowice 1969, s.230; tegoż autora: „Zabytkowe dzwonnice drewniane w Polsce”, w: „Teka Komisji Urbanistyki i Architektury”, t.III 1969, s.119-133

98.Kościół ten pochodzi najprawdopodobniej z pierwszej połowy XIV wieku, później był przebudowywany. Nawiasem mówiąc jest to kościół zapewne dobrze znany w Niemczech miłośnikom Jana Sebastiana Bacha. Kompozytor brał w nim bowiem ślub w październiku 1707 roku (p. S.Scharfe. „Deutsche Dorfkirchen”, leipzig 1934, s.59)

99. por. rycina w: „Handbuch der Bildenden & gewerblichen Kűnste”, s. 360

100. Podane tu zostały przykłady tak istniejące jak i nieistniejące (w tym ostatnim wypadku znane z rysunków lub fotografii). Przedstawione są zarówno wieże osobno stojące jak i dołączone do budynku kościoła.

101.Chodzi tu głównie o motyw koła, że środka którego wybiegają łukowo poprowadzone promienie. Jest to (i był od tysiącleci) bardzo częsty motyw zdobniczy w kulturze ludów indo-europejskich. U nas spotkać go można w szeregu przykładów, choćby na sosrębie sieni t.zw. Domu Długosza w Sandomierzu (w formie wklęsłej), zaś na terenach niemieckojęzycznych chociażby na drzwiach zabytkowego ratusza w Bazylei w Szwajcarii (w formie wypukłej)

102. Hermann Phleps. „Holzbaukunst. Der Blockbau”, s. 185, 220

103. tamże, s.163, przykład 2

104. tamże, s.183; por. S.Szymański “Wystroje malarskie…”

105. „Skandinavien”, Berlin 1930

106. L.Burgemeister, E.Wiggert. „Die Holzkirchen…” s.23

107. H.Luchs “Oberschlesische Holzkirchen…” s.120

108. Kościół w Pniowie o mały włos nie przestał istnieć już w 1921 roku, gdy płonął podczas III Powstania Śląskiego (było to zaledwie 7 lat po zabiegach restauratorskich prowadzonych pod kierunkiem Ludwiga Burgemeistera). Wtedy jednak zdołano ogień z najwyższym trudem ugasić. Gdy zapalił się w 1956 roku, pomoc przybyła już za późno. Co się zaś tyczy słynnej polichromii tego kościoła, to Felix Nowak informował swego czasu o sporządzeniu jej kopii i umieszczeniu jej na suficie jednej z sal Kunstakademie w Charlottenburgu (F.Nowak. „Die Schrotholzkirche in Pniow”, w: „Der Oberschlesier” 11: 1929, s.315)

109. J.Matuszczak „Kościoły drewniane…”, s.21

110. F.Heinevetter. „Die Schrotholzkirche Mariae Himmelfahrt…” w: “Gleiwitzer Jahrbuch” 1927, s.187-8, wraz ze zdjęciem fragmentu malowidła. Kościół ten pochodzi z XV stulecia, należał zatem do dwóch najstarszych zachowanych kościołów drewnianych Śląska oraz do kilku najstarszych kościołów drewnianych w całej Polsce. Jeśli w latach dwudziestych nie popełniono pomyłki przy datowaniu polichromii, to oznacza to, że mamy do czynienia z jedną z najstarszych zachowanych polichromii kościoła drewnianego w Polsce. Stan techniczny kościoła był w latach 1980-tych i jeszcze w początku 1990-tych rozpaczliwy. Zachodziła wręcz obawa, że jego los mógł sią „dokonać” jeszcze przed rokiem 2000 (por. fotografie zamieszczone obok jego opisu). Po spłonięciu kościoła w Łączy byłby teraz akurat tym najstarszym, ale podczas prac restauratorskich w latach 1990-tych usunięto stare belki zrębowe ze ścian kościoła, zastępując je nowymi. Autentyczne jest obecnie jedynie wnętrze wraz z wyposażeniem. Wraz z XV-wiecznymi belkami zniknęły więc i resztki XV-wiecznej polichromii (ciekawe gdzie się one teraz znajdują?).

111. St.Szymański. „Wystroje malarskie kościołów drewnianych”, Warszawa 1979, s.122 i 136-138

112.tamże

113. tamże, s.135

114. L.Burgemeister „Die Holzkirchen…” s.16

115. Sądzi się tak na podstawie napisu na północnej ścianie prezbiterium, który wyglądał następująco: THEoVILOS HofmAnus

ANATO 1622

Oprócz niego w kościele tym wypisane były także trzy inne daty: 1655, 1755 oraz 1201. Ta ostatni podana w formie „1Z01”. Niewykluczone, że pierwszy kościół drewniany rzeczywiście zbudowano tam wtedy. W każdym jednak razie istniał tam już na początku XV wieku, jak to wiemy z datowanego 4 grudnia 1408 r. dokumentu w języku niemieckim. W dokumencie tym mowa jest o przekazaniu przez księcia Opavy i Raciborza jednemu z jego stronników gruntu, „który leży w tym miejscu naszej wsi, zwanej Aldedorf („Stara Wieś” – przyp.MM), koło Pszczyny, i graniczy z jednej strony z ogrodem Hempila Schneidera, położonym obok kościoła umiłowanej świętej Jadwigi, z drugiej strony graniczy z nim ojcowizna Maćka Scheffera.” (p. Emil Zellner. „Die Kirche zu St. Hedwig bei Pless”, w: “Oberschlesische Heimat” VIII 1, s.7)

116. Przez Josefa Jungnitza, w czterech tomach, każdy tom zawiera protokoły wizytacji kościołów jednego archidiakonatu. I tak w 1902 r. wydano protokoły wizytacji archidiakonatu wrocławskiego, w 1904 – opolskiego, w 1907 – głogowskiego i w 1908 – legnickiego

117. Wymiary te podawano w łokciach, przy czym stosowano t.zw. „łokieć wrocławski” wynoszący 0,628 m. Wymiary podawano na ogół w przybliżeniu. Długość kościoła stanowiła długość nawy i prezbiterium (bez wieży!), szarokość natomiast szerokość nawy

118.J.Chrząszcz. „Geschichte der unter Rachowitz vereinigten Pfarreien von Rachowitz, Schierakowitz, Boitschow und Latscha”, Gleiwitz 1904, s. 13; „Visitationsberichte…” t.2, s. 110

119.F.A.Zimmermann. „Beyträge zur Beschreibung von Schlesien”, t.7, s.187

120. por. M.in.: J.Matuszczak. „Architektura drewnianych kościołów ewangelickich w powiecie kluczborskim”; G.Hultsch. „Aus der Geschichte der schlesisch-polnisch sprechenden Gemeinden”, w:”Jahrbuch fűr Schlesische Kirche und Kirchengeschichte” 1956, s.60-88

121. J.Matuszczak. “Architektura drewnianych kościołów ewangelickich…”, s.37

122. Cz.Thullie, „Zabytki architektoniczne województw…” s.62

123. Miał w każdym razie szereg rozmaitych możliwości. Na ogół zwykło się sądzić, że człowiek pochodzący z regionu pogranicza dwóch nacji mógł należeć do jednej z nich, że zatem miał dwie możliwości. Tymczasem nic bardziej błędnego! Miał bowiem nie dwie, lecz cztery możliwości. W przypadku pogranicza polsko-niemieckiego mógł on: 1) być Polakiem, 2) być Niemcem, 3)uważać się za Polaka i Niemca równocześnie i wreszcie 4) nie przyznawać się do żadnej z tych nacji, uważając się za kogoś odrębnego od nich (na przykład po prostu za Ślązaka, tak jak to ma dalej miejsce w szeregu wypadków na Górnym Śląsku). Jeżeli wziąć pod uwagę kilka dalszych wchodzących w grę narodowości (tu: Czesi, Morawianie, Słowacy, Węgrzy), to i liczba tych możliwości też rośnie odpowiednio do tego.

124. Th.Konietzny. „Sagen, Spukgeschichten, Erzählungen und Volksbräuche von Radoschau im Kreise Cosel OS”, Cosel 1933, s.30

125. E.Widera. “Das Kirchlein in Laskowitz und sein Mumienschatz”, w: “Oppelner Heimatblatt” 1926/27, nr 6

126. tamże

127.tamże

128.tamże

129. Nawiasem mówiąc w Niemczech zakazy stosowania konstrukcji zrębowej pojawiać się zaczęły od XVI wieku (p. Karl Baumgarten.”Das deutsche Bauerbhaus”, Berlin (Ost) 1980, s.24), czyli że „okupanci” stosowali te zakazy u siebie o 2 wieki wcześniej niż na Śląsku. Spowodowało to wyparcie konstrukcji zrębowej aż do południowych Niemiec. Samo zaś stosowanie zakazów świadczy m.in. o poważnym rozpowszechnieniu niegdyś tej konstrukcji w Niemczech. Nie zakazuje się przecież czegoś, co nie ma żadnego lub prawie żadnego zastosowania.

130. W granicach 400, gdyż obok ok. 140 kościołów śląskich istnieje tu ponad 200 kościołów małopolskich, poza tym mniej już liczne kościoły wielkopolskie, mazowieckie, pojedyncze przykłady z Warmii i Mazur (dawn. „Ostpreussen”) oraz kilkadziesiąt drewnianych cerkwi

131. Mała liczba zachowanych do naszych czasów kościołów i wież drewnianych w Niemczech stała się powodem większego w niniejszym tekście eksponowania ich przykładów rozsianych na dużym obszarze. Nawiasem mówiąc właśnie rozsianie tych niewielu przykładów na dużym obszarze świadczy samo w sobie o wielkim niegdyś rozpowszechnieniu tam tego budownictwa. Poza faktami już przytaczanymi można zwrócić jeszcze uwagę, że o rozpowszechnieniu niegdysiejszym dudownictwa drewnianego w Niemczech świadczy pośrednio też fakt występowania tam nazw miejscowości (głównie wsi), takich jak „Holzdorf”, „Holzendorf”, „Holzhausen”, „Holzhäuser” czy wreszcie „Holzkirch” i „Holzkirchen”

132. Np. w kształtowaniu obramień otworów drzwiowych, na co zwrócił uwagę Krassowski („Ze studiów nad detalami zabytkowych konstrukcji ciesielskich” w: „Kwartalnik architektury i urbanistyki”, t.VII, z. 1, Warszawa 1962, s.24 (powołując się zresztą na pracę H.Phlepsa)

133. Charakterystyczne, że prostokąt przeważa również w drewnianych kościołach innego zachodniego regionu Polski, a mianowicie Wielkopolski (p. M.Pawlaczyk. „Kościoły w Wielkopolsce…”)

134. Przypuszczenie to wynika ze względów czysto estetycznych. Nie ma bowiem wątpliwości, że wydłużona sylwetka kościoła korzystniej prezentuje się, gdy wysokość jej dachów jest zróżnicowana. W przypadku stosunkowo niewielkich długości kościołów budowanych na rzutach kwadratów, zróżnicowanie takie nie stanowiło konieczności (jak w Małopolsce). Oczywiście można wskazać na przykłady zróżnicowania wysokości kalenicy kościołów o nawie kwadratowej (Szczepanek, Katowice), tak jak zresztą znajdą się, np. w Miedźnej czy Komorowicach (od pewnego czasu stojący w Krakowie) kalenice prowadzone na jednej wysokości. Regułą jest jednak na Śląsku nawa prostokątna (nawet jeśli często zbliżona do kwadratu) oraz zróżnicowanie wysokości dachów.

135. Upatrywanie w stosowaniu tych czy innych form czy konstrukcji wyróżnika charakterystycznego dla tych czy innych ludów nic nie znaczy, jeśli nie wyjaśnia się powodów, dla których tak się stało. Rozpowszcechnienie na pewnych obszarach jednych konstrukcji przy znikomości drugich da się wyjaśnić racjonalnie, jak to czyni np. Eberhard Deutschmann w odniesieniu do Łużyc (E.Deutschmann.”Lausitzer Holzbaukunst unter besonderer Wűrdigung des sorbischen Anteils”, Bautzen 1959, s.21):

„W Spreewaldzie fachwerk daremnie usiłował wyprzeć zrębówkę, gdyż nie sprostał panującym tam warunkom klimatycznym i gruntowym. Tak więc rodzima zrębówka zachowała po dziś dzień przewagę nad wszystkimi innymi konstrukcjami. Na obszarze Lausitzer Heide zrębówka dzięki obfitości drewna była najekonomiczniejszym sposobem budowania. Również tutaj fachwerk przeniknął śladowo. Był on rozpowszechniany szczególnie przez właścicieli ziemskich, którzy chcieli zahamować rozrzutną zrębówkę dla ochrony swych lasów. Fachwerk nie mógł się jednak i tu wybić, gdyż mieszkańcy znali się tylko na zrębówce. To założenie poparte jest faktem, że stojące w tym czystym obszarze budownictwa zrębowego nieliczne budowle fachwerkowe na skutek nieodpowiedniego wykonania są w o wiele gorszym stanie niż rodzime budowle zrębowe mające ten sam wiek. To samo zjawisko wykazał Hellmigk również dla Górnego Śląska.”

Do fragmentu tego nie trzebaby niczego dodawać, gdyby nie jedno zdanie, które powodować może szereg nieporozumień:

Fachwerk nie mógł się jednak i tu wybić, gdyż mieszkańcy znali się tylko na zrębówce”

Przede wszystkim znali się oni nie tylko na zrębówce, ale rozumiemy, że tu porównano jedynie dwie techniki, t.j. zrębówkę i fachwerk. Czy jednak rzeczywiście fachwerk nie rozpowszechnił się tam dlatego, że mieszkańcy się na nim nie znali? Spróbujmy przyjrzeć się temu zagadnieniu bliżej:

Fachwerk jest konstrukcją znacznie młodszą od zrębowej. Stało się tak dlatego, że do fachwerku stosować trzeba doskonalsze narzędzia niż te, które wystarczały niegdyś do prostej konstrukcji zrębowej. Belki trzeba staranniej obrabiać i wygładzać. Tak więc gdy konstrukcja zrębowa rozwijała się już w Europie od dłuższego czasu, fachwerk dopiero się pojawił. Kto wtedy znał się na nim? A jednak z biegiem czasu rozprzestrzenił się on na pokaźnych obszarach i wypierać zaczął konstrukcję zrębową. Dlaczego zatem na Łużycach do tego nie doszło? Odpowiedź na to pytanie zawarta jest w cytowanym fragmencie tekstu Deutschmanna: „…zrębówka dzięki obfitości drewna była najekonomiczniejszym sposobem budowania” na tym obszarze. Rzecz w tym, że fachwerk nie rozprzestrzenił się na Łużycach nie dlatego, że mieszkańcy się na nim nie znali. Wręcz przeciwnie: to dlatego oni się na nim nie znali, że się tam nie rozpowszechnił. A nie rozpowszechnił się tam dlatego, że nie było takiej potrzeby. Potrzeba jest nie tylko matką wynalazków. Jest ona również matką rozpowszechniania tych wynalazków. Tylko konieczność istnienia pewnej konstrukcji może skłonić do jej masowego stosowania, samą propagandą czy nakazami osiągnąć tego nie sposób. I dopiero konieczność stosowania jest w stanie wyrobić w budowniczych coraz większą umiejętność posługiwania się daną konstrukcją, a z czasem doprowadzić ich do mistrzostwa. Takiego chociażby, jakie w fachwerku osiągnęli cieśle niemieccy, którzy w pewnym okresie zaczęli robić z nim dosłownie to, co chcieli, ciągle go udoskonalając do tego stopnia, że szereg budowli wykonanych w tej konstrukcji należy wciąż do wybitnych zabytków architektury niemieckiej. Z pewnością fachwerki łużyckie do nich się nie zaliczają.

I to dochodzimy do sedna sprawy. Stopień mistrzostwa jest miarą przyswojenia sobie danej konstrukcji. Zostawmy na chwilę fachwerki łużyckie i przyjrzyjmy się, jak wykonane są przykłady konstrukcji zrębowych np. domów mieszkalnych w południowych Niemczech, Austrii czy Szwajcarii, a także przykłady budownictwa zrębowego w Szwecji i Norwegii: obserwując solidność i staranność wykonania wielu spośród nich, nie możemy mieć dłużej żadnych wątpliwości: tę konstrukcję przyswojono tam sobie dobrze. Nie ma mowy o tej nieudolności, jaką Deutschmann zaobserwował w fachwerkach łużyckich! Jeszcze jeden to dowód na to, że nie można samego faktu stosowania zrębówki na obszarach przez wieki mieszanych etnicznie traktować jako „dowodu rozstrzygającego” o przynależności budownictwa do tej czy innej jednej tylko grupy etnicznej. 

136. Nie zmienia tego faktu nawet to, że wieże ze ścianami pochyłymi w większym stopniu dominują we wschodniej części Górnego Śląska niż na Opolszczyźnie i na Dolnym Śląsku. Fakt częstszego występowania wież bez ukosów ściennych w części zachodniej regionu niż we wschodniej nie był bynajmniej spowodowany większą liczebnością tam żywiołu niemieckiego i jego wpływem na rezygnację z „formy słowiańskiej” lecz bliskością obszarów występowania kamienia budowlanego, a co za tym idzie – wpływem wzorów architektury murowanej. Za przykład porównawczy służyć tutaj mógłby obszar diecezji sandomierskiej, nie będący przecież żadnym rejonem pogranicza. Bastrzykowski prezentuje w swej pracy („Zabytki kościelnego budownictwa drzewnego w diecezji sandomierskiej”, Warszawa 1930) 25 tamtejszych kościelnych dzwonnic drewnianych. Spośród nich jedynie osiem posiada owo „słowiańskie piętno” w postaci pochyłości ścian. Wreszcie stara pieczęć toruńska (przedstawiona również w niniejszym tekście) z wizerunkiem baszty też może tylko służyć jako dowód długiego stosowania tego typu wież w tej części Europy oraz pokrewieństwa wież kościelnych i obronnych, nigdy jednak jako dowód ich wyłącznie słowiańskiego rodowodu i to przynajmniej z trzech powodów:1) jest to pieczęć z czasów krzyżackich,2) założycielami Torunia byli Krzyżacy,3) w czasie, z którego ta pieczęć pochodzi (rok 1300), Toruń był miastem o przewadze ludności niemieckiej.

137. H.Dienwiebel („Oberschlesische…” s. 103-108); W.Krassowski (“Ciesielskie znaki montażowe w XV i pierwszej połowie XVI w.” W: „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”, 5: 1957, nr ¾, s.503-518) 

138. W.Krassowski „Ze studiów nad detalami…” 

139. tamże, s.25: „Czyżby więc ośrodek, w którym wykształcono odmianę „Rähmbau”, był położony między Gelnhausen i Alsfeld a Haczowem? Czy poszukując go należy zwrócić szczególną uwagę na Śląsk, tak w XII-XIV w. aktywny kulturalnie i gospodarczo, a znajdujący się w połowie drogi dzielącej Hesję od Małopolski?”.

Fragmenty takie jak ten powyższy pokazują ponadto, że wszelkie „germanofobiczne” komentarze i diatryby autorów polskich ograniczały się jedynie do sytuacji, gdy charakteryzowano architekturę bezpośredniego pogranicza polsko-niemieckiego. Gdy bowiem charakteryzowano przykłady znajdujące się bardziej w głębi kraju, autorzy śmielej, bardziej otwarcie i bez zbytnich „narodowych zahamowań” byli w stanie brać pod uwagę możliwość krzyżowania się wpływów kulturowych, rzemieślniczych i artystycznych.

140. Zatem nie da nam wiele (w odniesieniu do obszarów pogranicza i wymieszania etnicznego) odwołanie się np. do mapek ilustrujących zasięgi języków, zwłaszcza w fromie, w jakiej uczynił to Leszek Itman, ograniczając się wyłącznie do mapki zasięgu języka polskiego (wg Rosponda). Cóż bowiem z tego, że język polski używany był na obrazowanych przez L. Itmana obszarach, jeśli wiadomo, że obszary te leżały jednocześnie w zasięgu języka niemieckiego? 

141. Itman stawia dwa zasadnicze pytania w tej sprawie:

Dlaczego w większym stopniu i wcześniej zanikały kościoły drewniane tam, gdzie ich stosunek procentowy w XVII wieku był niższy? Oraz: Dlaczego od początku rozwoju sieci kościelnej w średniowieczu na terenach północno-wschodnich zagęszczenie kościołów drewnianych było wyższe niż w zachodnich i środkowych? Według Itmana czynnikiem powodującym powyższe fakty był czynnik etniczny. Nie negując faktu szybszego rozpowszechniania się architektury murowanej na Zachodzie (a więc i w Niemczech) oraz możliwości oddziaływania u nas w tym właśnie kierunku niemieckiego osadnictwa, stwierdzić trzeba, że jest to argument bardzo wątpliwy. Zwrócono już na to uwagę w niniejszym tekście. Biorąc zaś pod uwagę fakt sąsiedztwa takich obszarów Śląska, w których, jak to ustalił sam L. Itman, budownictwa drewnianego prawie nie było i to już od czasów poprzedzających kolonizację niemiecką (s. 17-18 pracy L. Itmana) oraz fakt mniejszego zalesienia w zachodniej części Dolnego Śląska, możnaby wręcz założyć, że odpowiedź na dwa powyżej przytoczone pytania Itmana zawarta jest w nich samych, a zatem, że właśnie dlatego od początku rozwoju sieci kościelnej zagęszczenie kościołów drewnianych na terenach północno-wschodnich było wyższe i że w zachodniej części Dolnego Śląska kościoły drewniane dlatego właśnie szybciej zanikały, że od początku było ich tam mniej. Roli zaś czynnika etnicznego nie można tu przeceniać. Wspomniano tu już o tym, porównując pod tym względem Śląsk z Wielkopolską i Mazowszem, ale tu ograniczmy się tylko do Śląska: jest rzeczą stwierdzoną, że we wschodniej części Górnego Śląska osadnictwo niemieckie grupowało się w dużej mierze w rejonie Kluczborka i Olesna. Nawet jeśli przyjąć, że w tamtejszych wsiach jeszcze w końcu XVII wieku przeważał język polski (por. F.A.Zimmermann. „Die Beyträge zur Beschreibung von Schlesien” t.1 „Zweytes Stűck” s.8, Brieg 1783), to liczebność niemieckiego osadnictwa była i tak duża w porównaniu z pozostałymi obszarami wschodniej części Górnego Śląska. Faktem pozostaje równocześnie, że to właśnie tam zagęszczenie kościołów drewnianych było i pozostało największe na całym Śląsku (por. Mapka w niniejszym tekście). Obecnie na obszarze dawnych powiatów oleskiego i kluczborskiego zachowało się około 40 kościołów drewnianych, co oznacza, że ten nieduży terytorialnie rejon posiada ¼ do 1/3 wszystkich śląskich kościołów drewnianych. Jeśliby przypisywać tu czynnikom etnicznym tak wielką rolę, jak czyni to Leszek Itman, rezultat taki byłby nie do pomyślenia.

Leave a Reply