Kolejny artykuł o wydarzeniach w Pszczynie 1939

"Der Oberschlesische Kurier" (Chorzów), Nr 235, 8 września 1939, s.3
“Der Oberschlesische Kurier” (Chorzów), Nr 235, 8 września 1939, s.3. To drugi artykuł o wydarzeniach w Pszczynie, tutaj również zamieszczony z uwagi na analogie z wydarzeniami przy synagodze w Katowicach. I oczywiście, tak jak w odniesieniu do pozostałych cytowanych tu artykułów, zwracamy uwagę na akcenty propagandowe, zwłaszcza, że czasy były burzliwe, a w takich wypadkach ton jest z reguły bardzo “wyśrubowany”. Ale fakty przedstawione są w sposób klarowny, podawane są godziny kolejnych sekwencji, nazwiska niektórych ofiar i uczestników. Nie można zatem i tej publikacji lekkomyślnie traktować z uporem negacjonisty.

 

Nawet kościół nie jest święty dla morderczego motłochu!
Strzały z kościoła
Tchórzliwy atak ogniowy podczas pogrzebu bohaterów w Pszczynie

Wiadomość, że młodzi Polacy, młodzież powstańcza i podobny motłoch nie wahają się wykorzystywać domów modlitwy jako przykrywki dla swoich podstępnych zamachów na żołnierzy niemieckich, a zwłaszcza na nieuzbrojonych, bezbronnych obywateli, wywołała uzasadnione oburzenie wśród ludności Górnego Śląska. Początkowo nikt nie chciał wierzyć w tak okropne zbrodnie. Jednak wydarzenie w Pszczynie udowadnia, że wiadomość jest prawdziwa. Podczas pogrzebu poległych żołnierzy niemieckich z wiekowego kościółka św. Jadwigi strzelano z karabinów maszynowych! Nie potrafimy znaleźć słów, aby właściwie potępić tę ohydną niegodziwość, dlatego pozwalamy, aby prosty, oparty na faktach raport o tchórzliwym ataku ogniowym z domu modlitwy przemówił sam za siebie.

Niegdysiejszy kościółek drewniany św. Jadwigi na cmentarzu w Pszczynie. Według jednych "spalony przez hitlerowców", według innych spłonąć miał "na skutek działań wojennych". Ale mało kto zdaje się czytać gazety z tamtego czasu, gdzie dość dokładnie przedstawione są okoliczności tego wydarzenia. To zdjęcie zaczerpnięte zostało z domeny publicznej i tutaj tylko szybko pokolorowane.
Niegdysiejszy kościółek drewniany św. Jadwigi na cmentarzu w Pszczynie. Według jednych “spalony przez hitlerowców” (no, akurat! Bo hitlerowcy najwyraźniej jeździli swoimi ‚Kampfwagen’ od miejscowości do miejscowości i zajmowali się paleniem kościołów drewnianych, o których ich publikacje przez całe międzywojnie pisały jak są niemieckie…),  według innych spłonąć miał “na skutek działań wojennych” (jakich „działań wojennych”? Bitwa Pszczyńska rozegrała się już 3 dni wcześniej…). Wydaje się, że te dwa zdania o “hitlerowcach” i “działaniach wojennych” są jak do tej pory jedynymi zauważalnymi osiągnięciami naszej publicystyki w tej kwestii w ciągu całych 79 lat od zakończenia wojny.  Ale mało kto zdaje się czytać gazety z tamtego czasu, gdzie dość dokładnie przedstawione są okoliczności tego wydarzenia.
To zdjęcie zaczerpnięte zostało z domeny publicznej i tutaj tylko szybko pokolorowane.

-: We wtorek w Pleß doszło do połączonego ataku ogniowego kilku powstańców. Rano na cmentarzu katolickim pochowano poległych żołnierzy niemieckich. Wojskowi z karabinami, a także wielu nieuzbrojonych żołnierzy, zapewnili swoim towarzyszom ostatnią eskortę. Przed trumnami przeszli niemiecki nauczyciel religii profesor Dyllus i niemiecki pastor Irmer. Za trumnami szli komisaryczny burmistrz, dyrektor naczelny Niemieckiego Związku Narodowego w Pszczynie Franz Palliczka, niemieccy radni miejscy, a potem niemal niemożliwy do przeliczenia tłum mężczyzn i kobiet z miasta i okolic. Początkowo uroczystości pogrzebowe przy grobie odbyły się bez zakłóceń. Kiedy jednak przebrzmiała salwa honorowa po przemowie pogrzebowej nauczyciela religii Dyllusa, z bliskiej odległości rozległo się kilka strzałów z karabinów małego kalibru.

-: We wtorek w Pszczynie doszło do połączonego ataku ogniowego kilku powstańców. Rano na cmentarzu katolickim pochowano poległych żołnierzy niemieckich. Wojskowi z karabinami, a także wielu nieuzbrojonych żołnierzy, zapewnili swoim towarzyszom ostatnią eskortę. Przed trumnami przeszli niemiecki nauczyciel religii profesor Dyllus i niemiecki pastor Irmer. Za trumnami szli komisaryczny burmistrz, dyrektor naczelny Niemieckiego Związku Narodowego w Pszczynie Franz Palliczka, niemieccy radni miejscy, a potem niemal niemożliwy do przeliczenia tłum mężczyzn i kobiet z miasta i okolic.
Początkowo uroczystości pogrzebowe przy grobie odbyły się bez zakłóceń.
Kiedy jednak przebrzmiała salwa honorowa po przemowie pogrzebowej nauczyciela religii Dyllusa, z bliskiej odległości rozległo się kilka strzałów z karabinów małego kalibru.

.
.

 

 

 

 

 

 

 

 

Natychmiast ruszyło wojsko, aby przeszukać okolicę i cmentarz ewangelicki.

Kiedy żołnierze podeszli w pobliże cmentarza św. Jadwigi, nagle natknęli się na ogień karabinów maszynowych z kościoła.

A więc młodociani mordercy byli w kościele! Kiedy wezwano ich do wyjścia, nic się nie poruszyło. Ostatecznie żołnierze zostali zmuszeni do wrzucenia do kościoła granatów ręcznych. Wkrótce potem ten kościół drewniany zaczął płonąć.

Teraz wypełzli z płonącego kościoła, żałośni zabójcy, prawie wszyscy z nich to bardzo młodzi chłopcy.

.
.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Natychmiast zostali zatrzymani i zabrani do miasta. W trakcie przeszukiwania terenu żołnierzom udało się aresztować jeszcze większą liczbę rozproszonych powstańców.

Atak ogniowy z kościoła podczas pogrzebu! Czy taki morderczy motłoch zasługuje na choćby najmniejszą litość? Nie! Precz z nim!

Pszczyna przed wyzwoleniem

:- W wyniku całkowitego przerwania ruchu drogowego spowodowanego wycofywaniem się władców polskich ze wschodniego Górnego Śląska, mogliśmy dopiero dziś naszym czytelnikom opisać przebieg ostatnich dni przed wyzwoleniem miasta Psycyznz, ale nie oznacza to, że opis utracił cokolwiek ze swojego szokującego efektu. Właśnie w Pszczynie miały miejsce ciężkie krwawe ofiary.

.
.

 

 

 

 

 

 

 

Niepokoje wywołane mobilizacją wojska polskiego w pierwszych dniach ubiegłego tygodnia w Pszczynie zostały dodatkowo spotęgowane przez podburzonych wychowanków polskich szkół średnich, którzy atakowali i maltretowali niemieckojęzycznych pieszych na ulicy.

W piątek rano nad miastem doszło do walki powietrznej. Wtedy mieszkańcy nadstawili ucha: słychać było huk armat.

.
.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Plotka głosiła, że wojska niemieckie były już w Żorach i Wodzisławiu.

Około godziny 10:00 policja wraz z jednostkami pomocniczymi aresztowały i osadziły w więzieniu około 30 najznaczniejszych obywateli niemieckich. Pod wieczór jednak policja uciekła, a wówczas sędzia miejski Stelzer wypuścił aresztowanych, aby uniknęli niepewnego losu.

Wtedy wyszło na jaw, że polskie władze, urzędnicy itp. uciekli na oślep, zabierając ze sobą wszystkie papiery wartościowe, pieniądze, ważne dokumenty itp. Do uchodźców dołączył także miejski proboszcz Bielok.

Wczesnym rankiem w sobotę nad miastem pojawił się niemiecki samolot. Znalazł się pod ciężkim ostrzałem, kilka razy przeleciał nad miastem, po czym zniknął. Jakiś czas później niemiecka artyleria zaczęła ostrzeliwać polskie pozycje dział.

.
.

 

 

 

 

 

 

 

 

Pod wieczór niemieckie wozy bojowe wyruszyły z Wisły Wielkiej i objechały miasto. Ludność niemiecka zakładała, że samochody bojowebędą jechały przez samo miasto i dlatego opuściła ochronę schronów gazowych. Ludność rzuciła się tłumnie do Maute i wieży ciśnień w radosnej nadziei, że wkrótce będzie mogła powitać nacierające wojska niemieckie.

Już nad Maute z ogrodu zaczął strzelać polski karabin maszynowy, zabijając dwóch niemieckich żołnierzy i polskiego sanitariusza.

.
.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ale przy wieży ciśnień poszło strasznie. Zgromadziło się tam kilkuset niemieckich obywateli. Nagle z wieży ciśnień rozległy się strzały i poleciały granaty ręczne. W tchórzliwym ataku ogniowym zginęło około 20 osób, a wielu bezbronnych zostało rannych. Wśród zabitych są mistrz gazowniczy Schwarzkopf z żoną (ranne zostały ich dwie córki), rzeźnik Moritz, syn pani Michallik, piekarz Wojzich, mistrz ślusarski Niemietz i inni.

Żona urzędnika książęcego Pawła Zembola została zastrzelona przez powstańców w korytarzu domu. Opłakuje ją czwórka dzieci bez opieki. Chciała przenieść się do Berlina na krótko przed wybuchem działań wojennych.

.
.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po tych strasznych dniach radość ludności niemieckiej była tym większa, gdy w niedzielę około godziny 10 rano do miasta wjechały niemieckie pojazdy wojskowe. Pszczyna była już wolna od tyranii Polaków.
*
W czasie walk w okolicach Pszczyny doszło do silnych pożarów. Spłonęły stajnie stadniny koni Luisenhof i szereg stodół majątku Schädlitz. Przed wycofaniem się wojska polskie i hordy powstańcze plądrowały tam, a następnie podpaliły budynki. W Łące także doszło do pożarów.

Rówież i w innych częściach powiatu pszczyńskiego Polacy postępowali niczym Tatarzy, ale na razie nie ma o tym żadnych doniesień.

Leave a Reply