W tej części naszych rozważań o tajemnicach życia Joanny przestudiujemy kwestie, które bywają powodem niejednokrotnych ostrych kontrowersji, tym bardziej, że stają się one często trybuną, z której padają ciężkie posądzenia o próbę uwłaczania pamięci Joanny d’Arc.
Z góry zatem uprzedzamy, że czytanie tego tekstu nie każdej osobie będzie się podobało, zwłaszcza takiej, która posiada bardzo „ortodoksyjne” nastawienie.
Tu będziemy przyglądać się nawet drobnym szczegółom. Jednak nawet owi „ortodoksi” – ci, którzy dotrwają tu z nami do końca – przekonają się, że warto było ten tekst przeczytać. Uzyskają bowiem okazję przyjrzenia się temu, jak najlepiej odpowiadać na pojawiające się nieraz stwierdzenia o życiu prywatnym Joanny d’Arc.
Aby całą sprawę ułatwić, rozpoczniemy od rzekomo „najcięższej armaty”, jaka wymierzona jest w „ortodoksyjny” wizerunek francuskiej bohaterki.
„Słynna lesbijka”?…
Ta „najcięższa armata” szybko okazuje się jednak typowym „papierowym tygrysem”, gdyż oprócz samego przypuszczenia właściwie nic konkretnego się na nią nie kryje.
Przypuszczenie o homoseksualizmie Joanny bazowane jest na takich wspomnieniach o niej, jak to pochodzące od jej pazia nazwiskiem Louise de Coutes, a zapisane w materiałach do procesu rehabilitacyjnego. A jest to świadectwo istotne, bo chodzi tu o człowieka, który był z Joanną niemal zawsze przez kilka misięcy:
„W Tours zostałem jej paziem; wraz ze mną także był jeszcze inny zwany Raymond. Od tamtego czasu pozostawałem z nią i zawsze byłem z nią jako jej paź, w Blois, w Orleanie i aż do czasu, gdy doszła pod mury Paryża.”
I oto, co Louis de Coutes zeznał w interesującej nas sprawie:
“Tego roku, gdy Jeanne przybyła do Chinon, miałem 14 albo 15 lat. Byłem paziem Pana de Gaucourt, Kapitana Zamku. Jeanne przybyła do Chinon w towarzystwie dwóch szlachciców, którzy przywiedli ją do Króla; tam otrzymała jako swą rezydencję Wieżę Coudray, w Chinon. Mieszkałem z nią przez cały czas jej pobytu tam, spędzając z nią cały czas, poza nocami, kiedy to zawsze miała ze sobą kobiety. Pamiętam dobrze, że kiedy pozostawała w Coudray, osoby wielkich włości przybywały na wiele dni, by ją tam odwiedzać.”
“Jeanne przekroczyła rzekę wraz z nimi (żołnierzami króla – przyp. MM) i ja jej towarzyszyłem. Potem wkroczyła ponownie do Orleanu i poszła znowu spać do swej kwatery z pewnymi kobietami, jak to miała w zwyczaju czynić: każdej nocy, jak to tylko było możliwe, miała kobietę śpiącą obok niej, a jeśli nie mogła żadnej znaleźć w wojnie, albo w obozie, to spała całkowicie ubrana.”
Ten drugi fragment nie pozostawia wątpliwości, że gdy towarzyszyła jej kobieta, to Joanna spała rozebrana. I to zdaje się dolewać „oliwy do ognia” wyobraźni zwolenników tezy o „gejostwie” Joanny. Oczywiście, że na to można odpowiedzieć, że towarzystwo kobiet w nocy, zwłaszcza na wojnie, w której przede wszystkim biorą udział mężczyźni, było rodzajem zabezpieczenia już nie tylko przed ewentualną próbą molestacji, ale wręcz nawet przed pogłoskami o niemoralności kobiety przebywającej pośród mężczyzn. A już tym bardziej byłoby to nieodzowne w przypadku kobiety uchodzącej za „świętą dziewicę”.
Zdajemy sobie sprawę, że do każdego rozumowania potrzebny jest jakiś punkt wyjścia. Rozumiemy zatem, że do tezy o gejostwie Joanny tym punktem wyjścia jest cytowana przez nas relacja Louisa de Coutes. Ale dokąd udało się dojść protagonistom tej tezy z tego „punktu wyjścia”? Czy istnieje jakakolwiek, niechby i najlichsza ewidencja, któraby ich założenie wspierała? Nie znaleźliśmy takiej ewidencji. Ba, ewidencja istniejąca zdaje się wręcz przeczyć założeniom owych protagonistów. W innym odcinku tej serii zacytowaliśmy już opinię, według której Joanna bardzo lubiła „towarzystwo zbrojnych mężów i szlachciców”. Możnaby w uzasadniony sposób zapytać czy takimi akurat upodobaniami charakteryzuje się kobieta homoseksualna?
Wydaje się więc, że dla owych protagonistów ów „punkt wyjścia” jest i pozostaje nadal punktem ciągłego dreptania w miejscu. Zdaje się to jednak nie przeszkadzać im w proklamowaniu na ich stronach Joanny jako „słynnej lesbijki”.
Zwyczaje owego czasu mogą nieraz zaskakiwać dzisiaj. Przykładem porównawczym niechaj będzie dla nas inny zwyczaj, jakim posłużyła się Joanna. Podczas swej kampanii nad Loarą, krótko po uwolnieniu Orleanu, Joanna spotkała się nieoczekiwanie z konstablem Francji nazwiskiem Artur de Richemont. Mówi o tym „Chronique de Arthur de Richemont” napisana w latach 1462-66 przez byłego żołnierza orszaku konstabla. Według tej kroniki Joanna przywitała konstabla ukląkłszy przed nim i obejmując jego nogi ramionami:
„La Pucelle descendit á pié et monseigneur aussi et vint la dicte Pucelle embracer mon dit seigneur par les jambes.” (La Chronique d’Arthur de Richemont).
W jaki sposób należałoby skomentować ten fakt, gdyby go chciano „przeinterpretować” w duchu seksualizmu? Choćby nie wiedzieć jak ostre nasuwałyby się tu skojarzenia, z całą pewnością nie wyglądałyby one zbyt „gejowo”… Ale takie są to pułapki podobnych sposobów re-interpretacji…
Brak konkretnej ewidencji zdaje się zatem przeczyć jakimkolwiek skłonnościom homoseksualnym Joanny d’Arc. I nie tylko on. Przeczy temu nawet ta inna pogłoska, którą zajmiemy się obecnie:
… czy też wręcz przeciwnie – czyli “enceinte en sainte” ?
Zaczęło się od pewnych fotografii budynku widocznego na tym zdjęciu. Zdjęcia otrzymałem od pewnego francuskiego Badacza historii Joanny d’Arc. Zapytałem owego Badacza co to za budynek. Odpowiedział, że to budynek, w którym, na piętrze, Joanna d’Arc urodziła swoje dziecko. Zapytałem go więc:
“Zastanawiam się jednak jak Joanna mogła “urodzić” kogokolwiek? Była w armii, czyżby nikt nie zauważył jej ciąży? W jaki sposób zmieściłaby się w zbroi?”
Na to on lakonicznie odpowiedział:
„Na początku, w Vaucouleurs, wygląda ona jak młody mężczyzna (paź). Ale podczas kampanii jest ona opisywana jako kobieta z pięknymi piersiami i bez menstruacji.
I musi ona znaleźć nowy pancerz! Musi porzucić ten ofiarowany jej przez króla i użyć takiego, który należał do jeńca.”
Tu się zastanowiłem. Bo co prawda fakty tak lakonicznie zaprezentowane były mi już znane, ale nigdy nie łączyłem ich ze sobą w taki sposób. Zapewne dlatego, że nigdy poważnie nie zastanawiałem się nad sprawą ciąży Joanny d’Arc. Rzeczywiście, Joanna nosiła się „po męsku” – o tym już pisaliśmy w innych miejscach naszej serii. Ale fakt, że podczas kampanii miała ładne piersi nie oznacza, że nie miała ich przedtem…
A co do braku menstruacji, jest on powodowany rozmaitymi przyczynami, nie tylko ciążą:
“U kobiet, które intensywnie trenują, uprawiają wysiłkowe sporty miesiączka może przestać się pojawiać. Podobnie może stać się, gdy nadmiernie korzystamy z sił psychicznych, czyli w sytuacji silnego czy długotrwałego stresu. Większość kobiet pewnie zauważyła, że gdy się stresują, mają dużo zajęć, pracy, nauki (np. sesja, matura) to miesiączka im się spóźnia. Jeżeli ten stres będzie bardzo silny lub będzie się przedłużał, menstruacja może zaniknąć.” ‘http://www.ciazowy.pl/artykul,amenorrhea-wtorny-brak-miesiaczki,1872,1.html
Trzeba przyznać, że Joanna ze swoim wysiłkiem i stresami spowodowanymi udziałem w wojnie, praktycznie idealnie nam pasuje do takiego „scenariusza”.
Tak, to prawda, że 13 września 1429, po nieudanym szturmie na Paryż, pozostawiła swój pancerz w opactwie Saint Denis jako dar wotywny. Ale na ogół ten fakt tłumaczony był i jest rozczarowaniem tym, że król zakazał dalszych wysiłków zdobycia Paryża i zdawał się zaniechać, przynajmniej na jakiś czas, kampanii przeciw księciu Burgundii, Filipowi Dobremu, licząc na dyplomację.
Faktem pozostaje, że potem następuje przerwa w działaniach wojennych na jakiś czas – i to wtedy (teoretycznie przynajmniej) Joanna mogła urodzić swe dziecko. Chociaż bardziej czujemy się skłonni uznać, że dla króla Karola VII względy dyplomacji bardziej wchodziłyby tu w grę aniżeli ewentualna ciąża Joanny d’Arc.
Sama Joanna inaczej określiła cel pozostawienia pancerza w Saint Denis. Zapytywano ją o to w procesie w Rouen przed południem 17 marca 1430/31 roku:
„Zapytana jakie uzbrojenie ofiarowała w Saint Denis, odpowiada, że ofiarowała białą zbroję („un blanc harmois”, w wersji łacińskiej: „album harnesium suum”) jako człowiek pod bronią wraz z mieczem, który zdobyła pod Paryżem.
Zapytana dlaczego uczyniła ten dar, odpowiada, że uczyniła go w akcie poświęcenia jak to jest w zwyczaju mężów pod bronią, gdy odnieśli rany. Będąc ranną pod Paryżem, ofiarowała je w Saint Denis, gdyż jest on okrzykiem wojennym Francji („le cri de France”).
Zapytana czy uczyniła to, by to uzbrojenie było przedmiotem adoracji, odpowiada, że nie.”
http://archive.org/stream/procsdecondamn02joanuoft#page/102/mode/2up (str. 103)
Nie chodzi nam już o to, czy Joanna mówiła prawdę odnośnie motywów swej decyzji (bo zdarzało się jej pod presją posługiwać się i nieprawdą), lecz o to, że z jej wypowiedzi wynika, że w Saint Denis pozostawiła całą swoją zbroję. Nie musiałaby tego czynić, gdyby szło jedynie o ukrycie pod pancerzem widocznych oznak ciąży. W takim bowiem wypadku wystarczyłoby, aby zmieniła jedynie kirys, a nie od razu całą zbroję… Tym bardziej, że szło o drogą zbroję ufundowaną przez Karola VII.
Co do tego, że Joanna wyglądała jak młody mężczyzna (paź), to wystarczy przyjrzeć się naszej rekonstrukcji twarzy Joanny, by przekonać się co konkretnie mogło tworzyć to wrażenie męskości w jej wyglądzie. Po lewej stronie, z uwagi na dłuższe włosy, twarz ta wygląda na kobiecą. Ale wystarczy tylko skrócić włosy, by nagle nabrała ona wyglądu twarzy młodego mężczyzny, jak „pazia”. Zresztą i bez wizerunku „en face” jest to oczywiste, gdy uważnie przyjrzeć się samemu profilowi twarzy Jeanne des Armoises, że – gdyby odjąć jej nieco wieku – ma ona rysy dość „chłopięce”.
Ale idźmy dalej. Konieczne w tym celu będzie zwrócenie uwagi na zademonstrowane tu zdjęcia dwóch rzeźb, ta późniejsza wzorowana jest na tej pierwszej.
Ta pierwsza zaś jest jedynie kopią innej. Na przełomie XV i XVI wieku (być może w 1502 roku) w miejscu, gdzie stały Tourelles w Orleanie, które zdobyte zostały przez wojska Joanny w początkach maja 1429 roku, ustawiono rodzaj pomnika, grupy rzeźb, przedstawiających w centrum Pietę flankowaną z obu stron klęczącymi postaciami króla Karola VII (z lewej) i Joanny d’Arc (z prawej). Nie wiemy która z pokazanych poniżej ilustracji bliższa jest temu, jak ten pomnik w istocie wyglądał.
Naszą uwagę przyciąga tu oczywiście wszystko, ale w pierwszej kolejności dłonie oraz brzuch. Proszę przyjrzeć się najpierw dłoniom: na pierwszej rzeźbie są ogromniaste, zdecydowanie przeskalowane. Tak, zgadza się, istnieje opinia, że Joanna miała duże dłonie, co mogło być skutkiem ustawiczengo treningu albo w pracach polowych albo w ćwiczeniach w posługiwaniu się bronią. Wątpimy jednak, by rozmiary tych dłoni były aż takie. Proszę spojrzeć na fotografię pergaminu, na którym też jest Joanna d’Arc i też z dużymi dłońmi, ale jednak o innych, bardziej prawdopodobnych proporcjach.
A teraz proszę spojrzeć na powiększony brzuch. Jest on większy na pierwszej rzeźbie, druga go nie pokazuje. Ten powiększony brzuch niewątpliwie sugeruje ciążę Joanny d’Arc. Ale czy w tym wypadku owa sugestia nie jest fałszywa? Już po samym wyglądzie owych rzeźb widzimy, że są one niedoskonałe. Czy owo powiększenie brzucha nie jest po prostu błędem w sztuce, zważywszy, że w ogóle cała sylwetka postaci zdaje się być pozbawiona właściwych proporcji? Nie chodzi nam już o wygląd twarzy, który jest zupełnie inny na każdej rzeźbie – co sugeruje, że późniejszy naśladowca w ogóle się nim nie przejmował. Nie idzie nam już o te dłonie nawet, które ten późniejszy rzeźbiarz totalnie zignorował, najwyraźniej nie uważając, że te przeskalowane dłonie mają cokolwiek wspólnego z prawdą historyczną. Nie idzie nam o ten dziwny wygląd Joanny, który w niczym nie sugeruje, że przedstawia on osobę zdolną do walki zbrojnej – jeśli już to owa „Joanna” wygląda na niewygimnastykowaną nastolatkę czasu współczesnego, marnującą czas oglądaniem telewizji. Prawdziwa Joanna – ta bez cudzysłowu – opisana jest przez kronikarzy jako kobieta o mocnych kończynach, a nie tłustych kończynach…
Czy zatem owa wypukłość brzucha to po prostu rezultat niedoskonałości warsztatu rzeźbiarskiego swoich wykonawców?
Przyznajemy, że początkowo i my na moment odnieśliśmy takie wrażenie. Przypomnijmy sobie tę domniemaną twarz Joanny z rzeźby „św. Maurycego” z Orleanu, datowaną na XV wiek. Prezentowaliśmy ją już parokrotnie, tu przypomnimy ją raz jeszcze. W najlepszym wypadku wygląda ona jak maska, a nie twarz. Uwagę naszą zwracają oczy: to nie są naturalne oczy, to ich karykatura! Proszę sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek udało się nam zobaczyć osobę, która mając wzrok opuszczony w dół i częściowo przymknięte górne powieki, wygląda tak, jakby miała oczy żaby? Takich wypukłości nie spotykamy w naturze. Najwyraźniej autor nie patrzył w twarz Joanny podczas sporządzania rysunków do swej rzeźby – a sama Joanna nie pozostawiła nam jakiejkolwiek wzmianki o tym, by pozowała jakiemukolwiek rzeźbiarzowi. Ale co zwraca naszą uwagę w większym jeszcze stopniu, to fakt, że rzeźbiarz nie do końca opanował sztukę posługiwania się swoimi narzędziami. To rzeźba drewniana, czyli wykonana została dłutem oraz pilnikami. O ile autor nie miał problemów z uporaniem się z krągłościami wypukłymi, o tyle krągłości wklęsłe stanowiły dla niego problem. Bo to właśnie przy tym zbyt ostrym przycięciu owego drewna tam, gdzie powieki przechodzą z gałek ocznych pod brwi, pojawia się ten pozbawiony realizmu zgrzyt…
A teraz spójrzmy na owe brzuchy w prezentowanych rzeźbach. To rzeźby kamienne. Inne były nieco narzędzia, przy pomocy których je wykonano, ale stopień trudności ich wykonania był niemniejszy. W rzeczywistości pancerze przekrywające piersi i brzuch (czyli „kirysy”) wyglądają tak, jak na ostatniej rzeźbie: są proste u dołu, bez jakiegokolwiek wybrzuszenia i podwinięcia pod spodem. Taki prosty kirys wykonać łatwiej. Zatem nieumiejętność wykonania rzeźby okazać musiałaby się właśnie w uproszczonym, a nie utrudnionym wariancie (tak jak w przypadku owych nieszczęsnych powiek z rzeźby w Orleanie…).
A jednak ten pierwszy z autorów zdecydował się na ten trudniejszy wariant. Co dowodzi, że owo wybrzuszenie nie jest przypadkiem i że zostało wykonane celowo, niejako z premedytacją, zupełnie tak, jakby twórca oświadczyć zamierzał wszem i wobec:
„Patrzcie wszyscy: ona była w ciąży!!!”
Innym szczegółem zupełnie nieprawdziwym w owej rzeźbie (i jej kopiach) są niesamowicie długie włosy. Byłoby mało prawdopodobne, by rycerz w pełnym rynsztunku chciał sprawiać sobie kłopot długimi włosami. Takie włosy ocierają się z tyłu o stalowe elementy pancerza, bez przerwy o coś zahaczając: czy to o ostre kanty zbroi czy też o pory (nierówności) stalowej powierzchni. Rycerz odczuwałby zatem stale ból taki, jakby mu ktoś wyrywał włosy. A fryzura Joanny na przedstawianych tu statuach jest na dodatek tak niesamowicie długa, że Joanna stale przysiadywałaby swoje włosy, które zaklinowywałyby się między jej miednicą oraz siodłem. Praktycznie nie mogłaby ona nawet odwrócić głowy w jakimkolwiek kierunku bez silnego i irytującego bólu. Nasz znajomy Badacz uważa, że rzeźba przedstawia w miarę prawdziwy wizerunek Joanny, odmienny od późniejszego idealizowania pojawiającego się w sztuce i fakt, że jest ona bazowana na rzeźbie z około roku 1502 uznaje za podstawę dla swego stanowiska, gdyż około roku 1502 mogli jeszcze żyć ludzie pamiętający Joannę. W jego rozumowaniu pojawia się jednak problem: uznaje on, że owe długie włosy są zapewne pomyłką. Nie sądzimy z naszej strony, że to pomyłka. Jaka jednak mogła to być pomyłka, jeśli rzekomo chodziło o prawdziwy, niewyidelizowany wizerunek bazowany na wspomnieniach osób pamiętających Joannę?
W 1502 roku noszenie zbroi było tak znane jak w wieku poprzednim i wspomniane trudności i niewygody noszenia długich włosów przy noszeniu pancerza były zbyt dobrze znane i wyobrażalne. Naszym pytaniem jest: dlaczego artysta rzeźbiarz, rzekomo dbający o poprawne, niewyidealizowane przedstawienie postaci, decydowałby się na skłamanie jednym, jedynym „słowem” w swym dziele?
Naszym zdaniem on nie kłamał w ogóle, po prostu rzeźbił tak, jak chciał. Te długie włosy posłużyły mu najwyraźniej do mocniejszego jeszcze podkreślenia, że ta osoba w zbroi to kobieta.
Faktem jest, że często artyści pozostawiali na swych dziełach jakiś szczegół, który celowo przekazywać miał pewną informację dla potomności. Tak więc w dziele pierwszego rzeźbiarza, pomimo ogromnej dowolności artystycznego potraktowania Joanny, wybijają się trzy akcenty, które pragnął on podkreślić:
1. że Joanna naprawdę była kobietą choć brała udział w wojnie (długie włosy i przesadnie zaakcentowane kobiece kształty, których w normalnych warunkach nie rozpoznanoby, gdy zasłonięte były pancerzem);
2. że była wprawiona w rzemiośle wojennym (duże dłonie!), oraz:
3. że była w ciąży i pozostawiła potomstwo
Z porównania owych dzieł widzimy, że pierwszy spośród dwóch artystów był absolutnie przekonany do tezy o ciąży (a zatem i zapewne o dziecku) Joanny d’Arc. I do zilustrowania tego zdecydował się on NIE na przedstawienie Joanny w większym pancerzu, o rozmiarach zbyt sporych jak na jej ciało – bo wtedy obserwatorzy dzieła mogliby jeszcze mieć jakieś wątpliwości co do powodów zastosowania tak dużego pancerza – ale właśnie poprzez stworzenie zupełnie nienaturalnego kształtu kirysu, jakby ten „dopasował się” do kształtu pogrubionego ciała.
Jasną jest przy tym rzeczą, że fakt takiego, a nie innego rzeźbienia nie stanowi żadnego dowodu, że ich własne przekonanie odzwierciedla prawdę historyczną (zresztą zamieszczone wyżej grafiki pokazujące cały pomnik nie zdają się prezentować Joanny jako ciężarnej). Ten drugi rzeźbiarz najwyraźniej, wykonujący swą pracę dla katedry w Toul w 1890 roku, nie podzielał w tym względzie poglądu swojego poprzednika, więc dokonał swoistej „korekty”…
Natomiast rzeźbiarz „Nr 3”, którym jest nie kto inny, jak nasz znajomy Badacz, w swojej współcześnie wykonanej (kilka lat temu) gipsowej kopii oryginału zignorował rozmiar złożonych do modlitwy dłoni. Ale brzuch zachował wiernie, jakby to właśnie był ten najważniejszy dla niego tutaj element…
Nie dysponujemy żadną kroniką mówiącą, że Joanna d’Arc kiedykolwiek urodziła dziecko. Owszem, bierzemy pod uwagę, że kronika mogła istnieć, ale uległa zniszczeniu – niechby nawet celowemu. Przypuszczamy jednak, że fakt urodzenia dziecka przez kogoś tak znanego jak Joanna, nie uszedłby uwadze szeregu historyków, a nie tylko jednego.
A jednak nasi dwaj rzeźbiarze (pierwszy i trzeci) nie mieli wątpliwości. Skąd czerpali swoją wiedzę – lub raczej chyba: skąd czerpali swoją pewność? Najwyraźniej dotarła do nich jakaś pogłoska, nie wiemy na ile rozpowszechniona.
Możemy jedynie bazować na domysłach – jak zwykle przy takich okazjach. Być może po prostu ich wersja bazowana była na pewnych, specyficznych interpretacjach faktów odnotowanych w dokumentach z epoki – jak ta interpretacja zaoferowana nam przez owego Badacza z Francji?
Do tych interpretacji dochodzą interpretacje innych jeszcze szczegółów. W części 4 naszego cyklu cytowaliśmy już pewien dokument, zwany „listem” Percevala de Boulainvilliers”:
„Posiada niewiarygodną siłę i wytrzymałość na zmęczenie i noszenie pancerza, że potrafi ona wytrzymać przez sześć dni i nocy bez zdejmowania bodaj jednego elementu zbroi.”
Nawet gdyby w zasadzie to stwierdzenie odpowiadało prawdzie, to oczywiście nie mogłoby być traktowane dosłownie. Jak człowiek mógłby załatwiać potrzeby fizjologiczne „bez zdejmowania bodaj jednego elementu zbroi” i to „przez sześć dni i nocy”? Jednak istotnie mogło tak bywać, że Joanna (poza tym) nosiła zbroję na sobie bardzo długo. Zdaniem zwolenników tezy o jej ciąży było to spowodowane chęcią jej ukrycia…
Jednak nawet „list” Percevala nie utrzymuje, że Joanna postępowała tak stale, lecz jedynie, że „potrafiła” ona to robić, co by sugerowało, że chodziło o wypadki raczej sporadyczne. Pytanie: czy będąc w ciąży i pragnąc ją ukryć przy pomocy zbroi, dałoby się postępować tak jedynie sporadycznie?
Zresztą, z zeznania pazia Joanny, Louisa de Coutes (de Contes?) wnioskujemy, że ciągłe noszenie zbroi nie byłoby dla niej zbyt możliwe:
“W podróży z Blois do Orleanu Jeanne została cała poraniona, bo w nocy wyjazdu z Blois spała w pełnym pancerzu.”
De Coutes nie twierdził, że Joanna spędzała sześć dni i nocy w zbroi, wymienił tylko tę jedną noc.
Jeszcze jedna okoliczność przemawia przeciw tezie, że Joanna ukrywała ciążę zbroją. Joanna miała status rycerza feudalnego. Rycerz feudalny nie wkładał zbroi na siebie – ona była nań wkładana przez jego giermków. Co oznaczało, że każde włożenie i każde zdjęcie zbroi z Joanny stanowiłoby okazję do dokładnego przyjrzenia się jej ciąży i to przez kilka osób naraz! W tym momencie raz jeszcze przybywa nam z pomocą paź Louis de Coutes, wspominając znany epizod z początku walki o Orlean:
“(…) Krótko potem pojawiła się znowu, schodząc na dół ze swej komnaty; ‘Ha! Krwiożerczy chłopcze’, powiedziała do mnie, ‘nie powiedziałeś mi, że leje się krew Francji!’ (‘Ha! Sanglant garcon, vous ne me dyriez pas que le sanc de France feust repandu!’). I rozkazała mi pójść i odszukać jej konia. W tym samym czasie była ubierana w zbroję przez panią domu i jej córkę. Gdy wróciłem z koniem, zobaczyłem, że była już ubrana w zbroję: poleciła mi pójść i odszukać jej sztandar, który został pozostawiony w jej komnacie. Podałem jej go przez okno.”
Jak jasno widać, w przypadku Joanny nie tylko paziowie i giermkowie byli zaangażowani w nakładanie zbroi. Owa „pani domu i jej córka” to rodzina skarbnika orleańskiego nazwiskiem Jacques Boucher. To w jego domu zatrzymywała się Joanna podczas swych licznych pobytów w mieście. Gwoli ścisłości, to właśnie owa „pani domu i jej córka” spały nieraz z Joanną w jej pokoju i należały w ten sposób do tych kobiet, o których wspomnieliśmy na wstępie, a których towarzystwa Joanna wymagała podczas nocy. Zatem to one również, te – w założeniu – „dwie lesbijki”, musiałyby być świadkami ciąży Joanny d’Arc…
Wiemy zresztą, że Joanna lubiła się ubierać. Niejednokrotnie później czyniono jej z tego zarzut, podczas procesu w Rouen nawet wymieniono kilka przykładów tego, co na sobie nosiła. Już sam tylko książę orleański Karol przysłał z niewoli w Angli szczegółowe rozporządzenie na uszycie jej dwóch szat: jednej karmazynowej, drugiej zielonej. A zatem jednak nie chodziła stale w zbroi i kirysie…
Sprawa pewnego ołtarza
Innym dziełem, tym razem malarskim, jest pewien datowany na XV wiek tryptyk.
Nie brakuje kontrowersji odnośnie interpretacji tego tryptyku, ba! – wręcz każdego jego elementu! Być może skorzystamy kiedyś z innej okazji, by te kontrowersje zilustrować we wszelkich ich szczegółach. Tu skupimy się na tej, która tematycznie odnosi się do tego odcinka naszych rozważań.
W centralnej części malowidła widzimy zatem Joannę d’Arc stojącą obok mężczyzny w charakterystycznej „rycerskiej” fryzurze. Według jednych interpretatorów – do których zalicza się Niemiec Walter Schott (jego 28-stronicową ekspertyzę otrzymaliśmy od wspominanego tu Badacza z Francji) – uważają, że owym mężczyzną jest król Karol VII. Inni autorzy zaś (wśród nich ów znajomy Badacz francuski) upatrują w tej postaci księcia Rene d’Anjou, który według nich był ojcem dziecka Joanny d’Arc.
U stóp Joanny widać rosnącą konwalię. Nawet ta konwalia jest rozmaicie interpretowana. Dla jednych chodzi o to, że sygnalizuje ona porę roku – Orlean został uwolniony w początkach maja; dla innych jest symbolem nowego życia – tego, które Joanna nosiła w swoim łonie.
Joanna ubrana jest tu nie w pancerz, ale w skórzaną kurtkę. Walter Schott widzi w tym potwierdzenie rany, jaką Joanna odniosła podczas szturmowania orleańskich Tourelles – odnosząc ranę od strzały z kuszy między szyją a barkiem, nie mogłaby potem przez jakiś czas nosić pancerza, który spawiałby zbyt wielki dyskomfort.
Joanna posiada dwa miecze: jeden zwisa wraz z pochwą z pasa po lewej ręce, drugi natomiast trzyma w dłoni oparty o lewy bark. Prawa ręka jest, w dość dziwnym geście, wsparta kciukiem o pas. Czy to dlatego, że po odniesieniu rany dobrze było w jakiś sposób unieruchomić rękę, by nie powodowała bólu ramienia? Tu kłopot byłby w tym, że Joanna była ranna w LEWY bark, a nie w prawy. A to właśnie na lewym barku wspiera ona tu swój miecz…
Ten gest prawym ramieniem jest nieraz interpretowany jako celowe zluzowanie pasa, by ulżyć sobie przy pojawiających się pierwszych widocznych oznakach ciąży. Istotnie, uważniejsze przyjrzenie się niedoskonałej tu kopii malowidła przekonuje o tym, że brzuch Joanny jest rzeczywiście wyraźnie zaokrąglony… Kwestią pozostaje oczywiście, czy to zaokrąglenie to istotnie ciąża – co do tego niektórzy badacze zdają się nie mieć wątpliwości.
Pogłoski trafiają do literatury
Juś w wieku XV William Caxton, autor, tłumacz i pierwszy drukarz angielski (1421-1491) pisał o “dziewicy, co jeździła konno jak mężczyzna i była dzielnym kapitanem” (“this mayde who rode lyke a man and was a vaulyant captayn”). Napisał on m.in o jej wyroku w Rouen:
“A potem powiedziała ona, że była w ciąży, przez co trochę odroczono jej wyrok, lecz ostatecznie okazało się, że w ciąży nie była, a wtedy spalono ją w Rouen”. (“and then she sayd that she was with chylde, wher by she was respited a whyle; but in conclusyon it was founde that she was not with chylde, and then she was brent in Roen”) („Fructus Temporun” czyli „The cronycles of Englonde with the Fruyte of times” 1480)
Około 1590 roku, czyli sto dziesięć lat później, Shakespeare napisał swoją sztukę „Henryk VI”. Tam Joanna przedstawiona jest jako osoba, którą Karol VII pojął za żonę po zwycięstwie orleańskim i ogłosił ją świętą. Pojmana i skazana na śmierć przez spalenie, wyrzeka się swego ojca i utrzymuje, że jest w ciąży, choć jest dalej dziewicą. http://www.maidofheaven.com/joanofarc_shakespeare.asp
Sztuka Shakespeare’a nie jest kroniką historyczną i prezentuje kampanie we Francji w sposób zupełnie dowolny i całkowicie niezgodny z faktami. To po prostu bajka, choć napisana pięknym językiem. Ale pojawiająca się w niej teza o Joannie ciężarnej nie jest już nowa.
Skoro mowa o ciąży, to nie sposób obejść dookoła kwesti:
„A gdzie dziecko i kim było? Kim był ojciec?”
Ojcem miał być książę Rene d’Anjou , brat Marie d’Anjou , żony króla Francji Karola VII. Rene d’Anjou miał w sumie 13-ro dzieci:
1. Jean II, książę Lotaryński (ur. 1425)
2. Rene (ur. 1426)
3. Louis d’Anjou (ur. 16 października 1427)
4. Nicolas (ur. 2 listopada 1428)
5. Yolande de Bar (ur. 2 listopada 1428)
6. Marguerite (ur. 23 marca 1429 LUB 23 marca 1430)
7. Charles (ur. 1431)
8. Isabelle (ur. ?)
9. Louise (ur. 1436)
10. Anne (ur. 1437)
11. Jean, „Batard d’Anjou”
12. Jeanne Blanche
13. Madeleine
Ostatnia trójka to dzieci z „nieprawego łoża”.
Od razu widać, że mamy pewien problem z trójką owych dzieci, biorąc pod uwagę daty ich urodzin.
Wygląda na to, że Yolande i Nicolas urodzili się oboje 2 listopada 1428 roku http://en.wikipedia.org/wiki/Isabelle,_Duchess_of_Lorraine. 23 marca 1429 byłby WTEDY zaliczony jako 23 marca 1428 (różnica w kalendarzach, bazowana na Wielkanocy – pierwszym dniem roku nie był 1 stycznia, lecz Niedziela Wielkanocna). To, co było wówczas 23 marca 1429, byłoby dziś 23 marca 1430. Oznacza to, że pomiędzy urodzinami Yolande i Nicolasa z jednej strony a urodzinami Marguerite z drugiej byłoby niemal 13,5 miesiąca różnicy. Czyli że w zasadzie wszystkich tych troje dzieci mogło być urodzonych z Izabeli, Księżnej Lotaryńskiej, żony Rene d’Anjou.
Spójrzmy jak układała się kolejność początku roku w interesujących nas latach:
Początek roku (Niedziela Wielkanocna):
1427 – 20 kwietnia
1428 – 4 kwietnia
1429 – 27 marca
1430 – 16 kwietnia
1431 – 1 kwietnia
1432 – 20 kwietnia
( http://www.staff.science.uu.nl/~gent0113/easter/easter_text2b.htm )
Jeżeli datą urodzin Marguerite d’Anjou jest „23 marca 1429 LUB 23 marca 1430”, to w praktyce oznacza to nie dwie lecz TRZY możliwości jej urodzin, gdy chodzi o kolejne lata bazowane na rozmaitych rachubach czasu. Wyraźniej widać to w ujęciu graficznym:
Z lewej strony podane są lata według naszej rachuby czasu, zaraz obok nich, po ich prawej stronie, odpowiadające im lata ówczesnej rachuby, z Wielkanocą jako początkiem roku kalendarzowego. Każdy podany rok zaznaczony jest odmiennym kolorem, by wyraźniej widać było kiedy się zaczynał, a kiedy kończył. Ponieważ Wielkanoc jest świętem ruchomym, przypadającym zawsze albo w marcu albo w kwietniu, przeto w górnym rzędzie te dwa miesiące oznaczono odmiennymi kolorami. Osobnym kolorem oznaczono także listopad, bo jest miesiąc, w którym urodzić się mieli Yolande i Nicolas.
Natomiast w marcu lat 1429 – 1430 (w obu rachubach) krzyżykiem oznaczono datę urodzin Marguerite d’Anjou (1).
Jeśli Yolande i Nicolas istotnie przyszli na świat 2 listopada 1428 roku, to Marguerite zdecydowanie nie mogła się urodzić na wiosnę roku następnego, jeżeli miała być córką Isabelle, Księżnej Lotaryngii. Jedynie zatem data „23 marca 1430” (który w naszej rachubie jest rokiem 1431) byłaby prawdopodobna.
No dobrze, a jeżeli Marguerite jednak urodziła się w roku 1429 naszej rachuby? Wtedy kto inny byłby jej matką. Niekoniecznie jednak Joanna d’Arc. A nawet na pewno nie. W marcu bowiem przez niemal 3 tygodnie egzaminowana była przez teologów w Poitiers, a przy okazji dokonano także fizycznego sprawdzenia jej dziewictwa. Gdyby pojawiła się ona tam w ostatnim stadium ciąży, byłoby ono natychmiast zauważone… A krótko potem organizowała już ona wyprawę zbrojną do Orleanu. Natomiast wcześniej, w Chinon oraz w Nancy, ćwiczyła ona jazdę konną i posługowanie się bronią, a według jednej kroniki, o której wspomnieliśmy już przy innej okazji, brała udział wręcz we współzawodnictwie w turnieju ubrana w zbroję…
Ale pójdźmy jeszcze dalej: załóżmy na moment, że Marguerite urodziła się w roku następnym, a jej matką nie była Księżny Lotaryngii… W takim wypadku macierzyństwo Joanny przynajmniej teoretycznie nie jest wykluczone. Wiemy bowiem dość dokładnie gdzie Joanna wówczas przebywała i co robiła:
Od stycznia do marca roku 1430 (1429 wg starej rachuby) Joanna przebywa na dworze królewskim. Stamtąd wysyła niektóre ze swych listów (np dwa listy do mieszkańców Reims). Opuszcza ona dwór w Sully 29 marca, by dołączyć do walczącej armii w Lagny. Jest teoretycznie możliwe, że jeśli 23 marca urodziła, to 6 dni później mogła wyruszyć do boju ponownie.
Wydaje nam się jednak krańcowo mało prawdopodobne, by nikt nie był w stanie zauważyć ciąży Joanny. Pamiętajmy, że fama o jej ciąży bierze swe początki co prawda już w XV wieku, ale dopiero dziesiątki lat po jej śmierci. Zatem choć nie wykluczamy jej całkowicie, wydaje się nam ona wyjątkowo mało prawdopodobna.
Kto ważniejszy: „brat Joanny”, „kuzyn króla” czy „brat króla”?
Pozostaje wiele jeszcze zagadek do rozwiązania, gdy idzie o sprawy osobiste i takież motywy postępowania Joanny. Jedną z takich kwestii jest kwestia jej pragnienia uwolnienia Księcia Orleanu, Karola, syna Ludwika I Orleańskiego, z niewoli angielskiej. Jak już pisaliśmy w innym miejscu, 12 marca 1431 roku, po południu, Joanna sądzona już w Rouen, zapytana została :
„Zapytana jak uwolniłaby Księcia Orleanu powiedziała, że wzięłaby wystarczająco wielu jeńców angielskich we Francji, by ich wymienić za niego; gdyby nie wzięła wystarczająco wielu we Francji, przekroczyłaby morze, by go siłą odszukać w Anglii.
Zapytana czy święta Katarzyna i święta Małgorzata powiedziały jej bezwarunkowo i absolutnie, że pojma wystarczająco wielu Anglików, by odzyskać Księcia Orleanu, który jest w Anglii, albo też że w innym wypadku przekroczy morze, by go odnaleźć, odpowiedziała, że tak i że powiedziała swojemu Królowi by pozwolił jej zająć się angielskimi lordami, którzy byli wtedy jeńcami. Dalej oświadczyła, że gdyby kontynuowała przez trzy lata bez przeszkód, uwolniłaby wspomnianego księcia. Aby to uczynić, potrzebowałaby mniej niż trzech lat i więcej niż rok.” (str. 81-82)
Pozostaje pytanie dlaczego właśnie ten jeniec interesował ją do tego stopnia, że gotowa byłaby przenieść wojnę do samej Anglii, by właśnie jego tam odszukać.
W Angli w owym czasie uwięzionych było kilku znaczących francuskich arystokratów. Oto oni:
Charles d’Orleans (uwolniony w 1440 roku)
Jean d’Orleans (uwolniony w 1444 roku)
Jean de Bourbon, książę de Bourbon – Auvergne – Forez (zmarł później w Londynie w 1434 r.)
Charles d’Artois (uwolniony w 1438 roku)
Czy motywem Joanny był motyw państwowy, czysto polityczny, z uzasadnieniem, że chodziło o wysoką rangę Karola Orleańskiego jako kuzyna króla Karola VII (ich ojcami byli dwaj bracia orleańscy: książę Ludwik I Orleański i jego starszy brat król Karol VI)?
Jeśli tak, to zastanawiające jest, że sam Karol VII nie życzył sobie obecności Karola Orleańskiego we Francji i zdawał się być zadowolony z tego, że jego kuzyn jest więziony w Anglii. W ostatecznym rozrachunku to nie on, lecz jego rywal, burgundzki książę Filip Dobry, uzyskał od Anglików uwolnienie kuzyna króla Francji. A Karol VII nie dołożył absolutnie nic do zbieranego przez innych arystokratów okupu, jakiego za uwolnienie Karola żądali Anglicy.
Jeżeli natomiast motywem miałby być motyw „rodzinny”, przy założeniu, że Joanna była córką królowej Izabeli Bawarskiej (von Wittelsbach) i księcia Ludwika I Orleańskiego, to z kolei zastanawia dlaczego Joanna nie upierała się również przy uwolnieniu młodszego brata Karola, Jeana? Skoro bowiem Karol Orleański miał być jej bratem przyrodnim (ten sam ojciec, inna matka), to Jean byłby jej bratem dokładnie w tym samym stopniu co i Karol.
Prawda, którą można ustalić z faktów, stoi niejako pośrodku obydwu tych wspomnianych tu możliwych motywów Joanny.
Jest oczywiście także inna jeszcze możliwość, politycznego sortu: czy Joanna uważała, że i Karol VII był z nieprawego łoża, jak to sugerowała jego matka, Izabela Bawarska? Czy i on był synem Ludwika I Orleańskiego, jak Karol Orleański?
Jeśli tak, to który z tych dwóch Karolów miałby pierwszeństwo do tronu Francji? Karol VII był młodszy, urodził się 22 lutego 1403 roku. Karol Orleański był starszy o ponad 8 lat, urodził się 24 listopada 1394 roku…
La femme fatale?
W historii Joanny d’Arc znane są trzy procesy sądowe. W dwóch spośród nich Joanna brała udział osobiście. Trzeci odbywał się bez jej udziału, mianowicie ten proces rehabilitujący z roku 1455-56. Dwa procesy miały charakter polityczno-inkwizycyjny, mianowicie ten skazujący z lat 1430-31 oraz rehabilitujący.
Ale tutaj interesuje nas proces cywilny, do którego doszło prawdopodobnie latem1428 roku i w którym chodziło o posądzenie o złamanie obietnicy małżeństwa. Przyjrzyjmy się w tym celu informacjom na temat całego tego epizodu z procesu skazującego z lat 1430-1431 oraz procesu rehabilitacyjnego z lat 1455/56.
„ARTYKUŁ VIII (aktu oskarżenia), 27 marca 1431 (1430 według dawnej rachuby):
„Około dwudziestego roku życia Joanna z własnej woli i bez zezwolenia swego ojca oraz swej matki udała się do Neufchateau w Lotaryngii i była tam przez pewien czas na służbie kobiety, właścicielki zajazdu, nazwiskiem La Rousse, gdzie żyły kobiety o złej reputacji i gdzie żołnierze zwykli zatrzymywać się w wielkiej liczbie. Podczas pobytu w tym zajeździe Jeanne czasami pozostawała z tymi złymi kobietami, czasami wyprowadzała owce na pola lub prowadziła konie do wodopoju na łąkach i pastwiskach; to tam nauczyła się jeździć konno i posługiwać się bronią.
W sprawie tego artykułu ósmego Joanna odpowiada, że odpowiedziała kiedy indziej i że powołuje się na tę odpowiedź. Natomiast reszcie zaprzecza. ”
Z zapisu procesu pod datą 22 lutego widzimy, że stwierdziła, że nie może ręczyć za swój wiek oraz że za młodu nauczyła się przędzenia i że pod tym względem nie bałaby się konkurencji żadnej kobiety z Rouen. I dalej:
„Dodatkowo zeznała, że z obawy przed Burgundczykami opuściła dom swego ojca i udała się do miasta Neufchâteau w Lotaryngii, do pewnej kobiety zwanej La Rousse, gdzie pozostawała przez około piętnaście dni. Dodała również, że gdy była w domu z ojcem, zajmowała się codziennymi robotami domowymi. Nie wychodziła na pola z owcami lub innymi zwierzętami. Każdego roku spowiadała się swemu Duszpasterzowi, a gdy było to dla niego niemożliwe, to innemu Księdzu za jego pozwoleniem. Czasami też, dwu- lub trzykrotnie, spowiadała się wędrownym mnichom, tak było w Neufchâteau. Na Wielkanoc otrzymała Sakrament Eucharystii”.
Natomiast 24 lutego potwierdziła, że nie wyprowadzała w pole zwierząt.
ARTYKUŁ IX
„Gdy była na służbie z tymi kobietami, Jeanne pozwała do sądu w Toul („devant l’official de Toul”) młodego mężczyznę za złamanie obietnicy; wielokrotnie udawała się do Toul w tym celu i wydała w ten sposób niemal wszystko, co posiadała. Ten młody mężczyzna odmówił poślubienia jej, ponieważ wiedział on, że związana była z owymi złymi kobietami. Zmarł on w trakcie procesu. Wtedy Jeanne, nie mogąc tam dłużej pozostać, wypowiedziała służbę u owej kobiety.
W sprawie tego artykułu dziewiątego dotyczącego procesu o małżeństwo Joanna odpowiada, że odpowiedziała kiedy indziej i że powołuje się na tę odpowiedź. Natomiast reszcie zaprzecza. ”
Owo „kiedy indziej” oznacza przesłuchanie z 12 marca. W zapisie pod datą 12 marca jest taka relacja:
„Zapytana kto skłonił ją do pozwania do sądu mężczyzny z Toul w kwestii małżeństwa, odpowiada:
‘Ja go nie pozwałam; odwrotnie, to on mnie pozwał; a wtedy przysięgałam przed Sędzią mówić prawdę. I poza tym niczego nie obiecywałam temu mężczyźnie’.
Od pierwszego razu, gdy słyszała swe Głosy, poświęciła się dziewictwu na tak długo, jak się to spodoba Bogu; a miała wtedy około trzynastu lat. Jej głosy powiedziały jej, że powinna wygrać swoją sprawę w mieście Toul.”
http://archive.org/stream/procsdecondamn02joanuoft#page/126/mode/2up (str. 127)
Sprawa pobytu w Neufchateau naświetlona została zupełnie odmiennie w procesie rehabilitacyjnym (1455-56). Np Gerard Guillemette stwierdził wtedy:
„Kiedy Jeanne opuściła dom ojca, widziałem ją przed domem mego ojca z jej wujem, Durandem Laxartem. „Adieu”, powiedziała do mego ojca, „Jadę do Vaucouleurs”. Słyszałem potem, że udała się do Francji. Byłem w Neufchateau z Jeanne i jej rodzicami. Widziałem ją zawsze z nimi, poza tym, że przez trzy lub cztery dni pomagała ona, pod ich nadzorem, gospodyni domu, w którym byli zakwaterowani, uczciwej kobiecie zwanej La Rousse. Wiem dobrze, że pozostali oni w Neufchateau jedynie cztery lub pięć dni. Gdy żołnierze odeszli, Jeanne wróciła do Domremy wraz z rodzicami.”
A z kolei Messire Etienne de Sionne, duchowny z parafii w Neufchateau stwierdził:
„Słyszałem od wielu osób, że Jeannette, gdy przybyła do Neufchateau, mieszkała tam z godną szacunku kobietą zwaną La Rousse; i że zawsze pozostawała w towarzystwie ojca i innych mieszkańców Domremy, którzy tam uciekli.”
Nie będziemy zbyt wiele miejsca poświącać temu, która z wersji jest bliższa prawdzie. Oskarżyciele Joanny nie przepuszczali żadnej okazji, by fakty z jej życia interpretować w jak najgorszy dla niej sposób. Podczas procesu rehabilitacyjnego nie marnowano również żadnej sposobności, by wszystko z kolei interpretować jak najkorzystniej. W zeznaniu Gerarda Guillemette widzimy pewną nieścisłość. Guillemette sprawia wrażenie, jakby wyjazd Jeanne do Vaucouleurs nastąpił przed wyjazdem do Neufchateau lub też mniej więcej w tym samym przedziale czasowym. Jego zeznanie pozostaje przynajmniej częściowo sprzeczne z zeznaniem samej Joanny, gdy stwierdza on, że „wie dobrze”, że rodzina d’Arc pozostała w Neufchateau jedynie „cztery lub pięć dni”, gdy sama Joanna przyznała się do czasu trzykrotnie dłuższego i NIE wspominała przy tej okazji swych rodziców ani razu, gdy znowuż Guillemette upierał się, że przez cały czas rodzice nie spuszczali z niej oczu. Wydaje nam się, że tak Guillemette jak i ksiądz de Sionne starali się swymi zeznaniami zdecydowanie zmazać ewentualne niekorzystne wrażenie pozostawione przez przesłuchania Joanny w Rouen. Czy mówili zatem prawdę? Czy też zeznawali tak, jak im kazano?
Jakkolwiek było, prywatnie doszliśmy do innych wniosków aniżeli oskarżyciele Joanny i jej późniejsi obrońcy. Znane nam są przykłady energii i wojowniczości Joanny. Wiemy, że nie raz, ale co najmniej kilka razy opuszczała dom rodzinny. Sama przyznała się do tego, że udając się „do Francji” odeszła bez wiedzy i zgody rodziców, że dopiero po jakimś czasie do nich napisała i że jej wybaczyli. Wiemy też, że była dobrze rozwinięta intelektualnie i fizycznie – pamiętamy o tych „dobrze rozwiniętych kończynach”.
Około dwudziestego roku życia Joanna była już niezależną kobietą i kwestią czasu było jedynie to, kiedy opuści dom. Prywatnie nie sądzimy, by jakiekolwiek uzasadnienie miały sugestie jej oskarżycieli, że mogła mieć cokolwiek wspólnego z „kobietami o złej reputacji”. Raczej skłonni jesteśmy uważać, że jej warunki fizyczne sprawiałyby, że żaden łazęga nie próbowałby się do niej zbliżyć w nieprzyzwoitych zamiarach, bo mógłby od niej w razie czego solidnie oberwać. Nie zapomnieliśmy w tym kontekście odnotowanych gdzie indziej faktów, że co najmniej dwa razy pewnych jegomościów wyboksowała mocnymi „sierpowymi” po twarzach, bo dotknęli dłonią jej piersi…
Jest rzeczą całkowicie wyobrażalną w tych okolicznościach, że nawet jeśli jej rodzice byli w Neufchateau w tym samym czasie co ona, to była na tyle niezależna, że nie pozwalała im ona na ciągły nadzór nad sobą i poruszała się swobodnie po okolicy sama.
Jej własne zeznanie z Rouen, że „była posłuszna rodzicom we wszystkim za wyjątkiem wyjazdu” traktujemy – zwłaszcza w świetle innych jej zeznań – jako próbę zapewnienia sobie bezpieczeństwa w procesie inkwizycyjnym, w którym po prostu bezpieczniej było wypowiadać się w taki sposób.
Oskarżyciele z Rouen powiązali pobyt Joanny w Neufchateau z procesem w Toul. Jeśli w czerwcu 1428 roku nastąpił wyjazd do Neufchateau związany z oblężeniem Vaucouleurs w czerwcu, to proces w Toul mógł mieć miejsce około lipca tego samego roku. Andre Cherpillod sądzi, że:
„Joanna udała się do Toul z Neufchateau, pokonując dystans 108 kilometrów, dlatego też prawdopodobnie jechała tam konno przez teren niepokojony przez bandy rabusiów. Broniła się sama w sądzie i wygrała sprawę: ów młody mężczyzna został odprawiony. Czy Joanna była sama przy tej okazji? Nie wiadomo, lecz nic nie wskazuje, by jej towarzyszyli rodzice.” („Jeanne La Pucelle: La fabrication d’un mythe”, tom 2, s. 265)
Istnieje też przekonanie, że ten młody mężczyzna pochodził nie z Toul, lecz z Domremy i że obietnica małżeństwa uczyniona była przez ojca Joanny. Nie mamy jednak na to żadnych dowodów. Zapis procesu z Rouen mówi też wyraźnie, że ów młody człowiek „zmarł w trakcie procesu”. Joanna tej informacji o jego zgonie wtedy w Rouen nie skorygowała… Nie skorygowała ona też informacji o tym, że ten młody człowiek pochodził z Toul.
Osobiście sądzimy, że cała fama o „obietnicy złożonej przez ojca” jest czystym fałszem. Jest prawdą, że w owym czasie wiele małżeństw było aranżowanych przez rodziców. Ale tutaj fama ta nie układa się w jakąkolwiek logikę. Jeżeli aranżowali rodzice, to dlaczego mowa jedynie o ojcu? Czy nie dlatego, że Jacques d’Arc w roku 1456 już nie żył od prawie dwudziestu lat, gdy matka jeszcze wciąż żyła, więc lepiej było wszystko zwalić na nieobecnego, bo „nieobecni nie mają racji”? Majątek rodziny d’Arc w Domremy był raczej własnością rodziny matki Joanny, a nie ojca, więc matka miała chyba tam w domu „coś do gadania”.
Poza tym: KIEDY owa obietnica miała zostać złożona? Czy krótko przed sprawą w Toul czy też już znacznie wcześniej? Jeśli wcześniej, to czemu od razu nie doprowadzono do ślubu? O ile w sądzie trzeba było mieć ukończonych 20 lat, by się bronić jako osoba pełnoletnia, to jednak małżeństwo zawrzeć wolno było przed ukończeniem tego wieku. Jeśli zaś obietnica miała zostać złożona w momencie, gdy Joanna kończyła wiek pełnoletni, to wówczas składanoby obietnicę w imieniu osoby dorosłej i praktycznie taka obietnica nie byłaby nic warta – zwłaszcza, jeśli Jacques d’Arc zdołał już poznać „rogatą duszę” swej krnąbrnej córki… A w takim wypadku ów młodzieniec, jeśliby już z kimś chciał się procesować, to raczej z ojcem Joanny, a nie z nią samą.
Spróbujmy sobie wyobrazić jaki wpływ mogła mieć cała ta sprawa na Joannę: najpierw „ucieczka” z domu, później zamieszkiwanie w obcych miejscach, potem na dodatek proces sądowy z powodów matrymonialnych, w końcu śmierć owego młodego człowieka – obojętnie już czy chodziło o samobójstwo czy po prostu śmierć z innych powodów, ale krótko po procesie, co w ostatecznym rozrachunku sprawiałoby wrażenie śmierci „po tym wszystkim”.
Cytowane tu zapisy nie są ze sobą zgodne, czasami wręcz, jak widać, są sprzeczne. Zacytowano je tu, by dać Czytelnikowi możliwość zapoznania się z wszystkimi zapisami dotyczącymi tej kwestii w procesie z Rouen, by mógł on sobie w miarę możliwości wyrobić własną o nich opinię. Jest to tu tym ważniejsze, że zapis procesu z powództwa cywilnego z Toul nie jest nam dostępny.
Jedno wszakże jest dla nas rzeczą pewną: że ów młody mężczyzna z Toul (a niechby i z Domremy) był człowiekiem znanym Joannie. Mało jest prawdopodobne, by ktoś jej nieznany ni stąd ni z owąd podał do sądu obcą sobie kobietę licząc na to, że w wyniku tej intrygi ona go poślubi. Najwyraźniej tych dwoje skądś się jednak znało i że się widywali przy rozmaitych okazjach. Jest rzeczą zatem jak najbardziej do pomyślenia, że człowiek ten świadomie lub podświadomie źle zinterpretował słowa Joanny wypowiadane w ich rozmowach, gdy się spotykali. Wiele byśmy dali, by wiedzieć dzisiaj jakie to były słowa i jaka była atmosfera panująca przy ich wypowiadaniu.
Jest raczej mało prawdopodobne, by taki splot wydarzeń i to z tak tragicznym zakończeniem nie odbił się w jakiś sposób na Joannie i by pozostał na nią zupełnie bez wpływu.
Obracamy się tu z konieczności w sferze przypuszczeń i prawdopodobieństw, a nie w sferze całkowicie dowiedzionych faktów. Przypuszczeniami tymi zajmiemy się w części osobnej, w której też poruszona będzie sprawa religii i jej wpływu na Joannę d’Arc.
Odnośnie samego procesu z lata 1428 roku możemy dodać jeszcze, że pewien autor, Andre Cherpillod, utrzymuje, że zapis tego procesu nie zaginął, że przetrwał on aż do naszych czasów i że znajduje się on w archiwach katolickiej diecezji Saint-Die w Lotaryngii we Francji. Według niego nie jest on jednak udostępniany („Jeanne La Pucelle: La fabrication d’un mythe”, tom 2, s. 265).
Ten epizod z życia Joanny już sam w sobie mógłby się stać kanwą dla całkiem dobrego scenariusza filmu fabularnego. Możnaby już dziś zastanawiać się nad dobraniem właściwej obsady aktorskiej…
Dorosła panna z zamku
Czasami przypuszcza się, że ów proces Joanny w Toul mógł mieć miejsce nawet wcześniej niż w 1428 roku, mianowicie albo w roku 1426 lub 1427 – podstawą dla tych przypuszczeń jest cytowane tu stwierdzenie Joanny, że uciekła ona z obawy przed Burgundczykami, a wkraczali oni do Domremy właśnie w latach 1426 i 1427. Ale ostatecznie to jej stwierdzenie mogło nie odpowiadać prawdzie.
Tak czy owak, jeżeli miała ona proces sądowy, to musiała mieć co najmniej 20 lat życia. Jej sędziowie z Rouen zresztą podkreślili, że Joanna opuściła dom rodziców mając „około 20 lat”. A w takim wypadku byłaby to „ucieczka” osoby jak najbardziej dorosłej, pełnoletniej, a nie ucieczka dziecka. Z całą pewnością jak długo dziecko zamieszkuje wspólnie z rodzicami, tak długo też – już niezależnie od wieku – rodzice będą próbowali kierować i „rządzić” dzieckiem tak jak dotychczas. A każda jego ucieczka pozostawi niechybnie po sobie gniew i rozgoryczenie.
Jednak dobrze w tym kontekście pamiętać, że Joanna jako osoba pełnoletnia miała pełne prawo w dowolnym momencie wyprowadzić się z domu i żaden sąd nie miałby prawa zmusić jej do powrotu. Urodziła się ona, jak już kiedyś na to wskazywaliśmy, nie w roku 1412, lecz gdzieś pomiędzy rokiem 1405 a 1408.
Przebywając poza domem, po swojej „ucieczce” Joanna jednak pojawiała się w domu rodziców w Domremy. A było się w czym pojawiać! I to nieważne, czy chodziłoby tu o rok 1426, 1427 lub 1428. Bowiem już od 1420 roku rodzina Joanny nie mieszkała w gospodarstwie, którego jedyną, zresztą historycznie wątpliwą, pozostałością jest tak zwany „dom Joanny”. Wiadomo – i to z zachowanego aktu dzierżawy – że rodzice Joanny wydzierżawili, wspólnie z rodziną niejakiego Jeana Biget, wiejski zamek („maison forte”) rodziny de Bourlemont (nazwisko pojawia się w średniowiecznych dokumentach także jako „de Bauffremont”). Rodzina de Bourlemont posiadała szereg zamków w okolicy, ten w Domremy był jednym z nich. Jego skromne pozostałości zostały dopiero niedawno zidentyfikowane. Kiedyś wierzono – błędnie, jak się okazało – że to co nazywano nieraz „chateau de l’Isle” było rodzajem umocnienia na „wyspie” na rzece Mozie (Meuse). Tymczasem, gdy Joanna składała swoje zeznania w Rouen 24 lutego, ten zamek wyraźnie został określony jako „zamek zwany Wyspą” („un château nommé l’Isle”; po łacinie: „unum castrum, quod nominatur Insula”).
Przyjrzyjmy się na moment temu fragmentowi zeznania z 24 lutego 1430 (1431 wg naszej rachuby):
“Zapytana czy wyprowadzała zwierzęta na pola, powiedziała, że odpowiadała już przy innej okazji, oraz że odkąd podrosła i rozumiała lepiej, nie pilnowała zwierząt, lecz pomagała prowadzić je na łąki i do zamku zwanego Wyspą z obawy przed żołnierzami, jednak nie pamięta czy w młodszym wieku pilnowała ich czy nie.”
Definicja „maison forte” odróżnia ją, jako „dom umocniony” („domus fortis”) od typowego zamku („castrum”, „castellum”, „château”), ale w ten sposób, że stanowi ona „miniaturę” zamku, służącą głównie mniej znaczącej, prowincjonalnej arystokracji i to głównie do celów rezydencjonalnych. http://fr.wikipedia.org/wiki/Maison_forte. Stąd też nie dziwi, że „maison forte” jest niejednokrotnie popularnia zwana właśnie „château”, jak pokazuje to choćby informacja w Wikipedii, ba, nawet jako „palais”!
Owa „maison forte” w Domremy, tak nawiasem, została odkryta właśnie przez znanego nam Badacza, do którego odwołaliśmy się tu już niejednokrotnie. O tym, jak wyglądała, można się przekonać tutaj http://jeannedomremy.fr/S_DomremyChinon/chateau_de_lisle.htm
My do tego tematu zamku w Domremy jeszcze wrócimy innym razem.
cdn
Przypis:
1. Jak widać, zwłaszcza na załączonym wykresie, z uwagi na ruchomy charakter Wielkanocy, poszczególne lata były nierówne pod względem długości. Z pokazanych tu lat, lata 1427, 1428 i 1430 były krótsze i pewnych dat w nich nie było. Rok 1427 rozpoczynał się od 20 kwietnia i trwał jedynie do 3 kwietnia. Nie było w nim zatem dat od 4 kwietnia do 19 kwietnia. Natomiast lata 1429 i 1431 były dłuższe i pewne daty powtarzały się w nich dwukrotnie. Rok 1429 rozpoczynał się w starej rachubie 27 marca, a kończył 15 kwietnia roku następnego. Co oznacza, że dni oznaczone datami od 27 marca aż do 15 kwietnia pojawiały się w nim dwukrotnie.
To i tak niewielki problem w porównaniu do tego jaki pojawił się w roku 1752 w Anglii, gdzie kalendarz juliański został zastąpiony kalendarzem gregoriańskim. Ponieważ trzeba było skorygować błąd czasowy kalendarza juliańskiego, zdecydowano, że po 2 września 1752 roku nastąpi zaraz 14 września. Spowodowało to rozruchy uliczne w Londynie, gdyż ludzie sądzili, że im król ukradł 11 dni życia, a przez to owo życie skrócił…