Czy Izrael to pomyłka?

israel_flagWiele napisano już o sytuacji w strefie Gazy i o stosunkach arabsko-żydowskich na Bliskim Wschodzie. Do napisania tego tekstu skłonił mnie szereg artykułów. Zwróciłem uwagę na artykuł Tomasza Terlikowskiego“Lekcja Holokaustu” , którego pierwotnym miejscem opublikowania był magazyn Polska. The Times. Właściwie powtórzył w nim to, co już pisał w innych publikacjach na temat obecnej rzeźni w Gazie. Od czasu do czasu jedynie „paying lip service” wobec ofiar arabskich, utrzymuje ten sam ton poparcia dla agresji i przemocy. Przyjrzyjmy się bliżej argumentom tam zawartym, jak również temu, czego w nim brakuje i postarajmy się o wyciągnięcie wniosków sięgających wprost samej istoty trwającej na Bliskim Wschodzie „Wojny Sześćdziesięcioletniej”.  Tekst niniejszy stanowi pełną wersję artykułu opublikowanego swego czasu w serwisie kosciol.pl http://www.kosciol.pl/article.php/20090115233858396

Tomasz Terlikowski odnotowuje między innymi fakt znajomości z pewnym polskim (z pochodzenia) muzułmaninem, bardzo elokwentnym i wykształconym, który przekonywał go, że jedynym rozwiązaniem obecnego konfliktu jest likwidacja Izraela. Kto wie, być może Tomasz i ja znamy tego samego muzułmanina. Bo ja też znam jednego, który jest istotnie znakomicie wykształcony i elokwentny. Byłby chyba znakomitym partnerem w dyskutowaniu tego tematu również w polskich mediach, bowiem zna go od dawna i to nie tylko ze względu na swoje wykształcenie, ale też z przyczyn rodzinnych. Od wielu lat nie mieszka w Polsce, a jego żoną jest Palestynka. O swoim antysyjonizmie pisze tak (mam nadzieję, że wybaczyłby mi ten cytat z emaila, jaki mi kiedyś posłał):

„Nie mamy powodu, aby nie nienawidzić tych, co mordują muzułmanów na okupowanej ziemi muzułmańskiej. Niestety są to głównie żydowscy syjoniści. Każdy to widzi. Niech skończą swój antyarabski antysemityzm, to i my skończymy z antyżydowskim. Ja nie mogę byc “antysemitą” chociażby z tak oczywistego powodu, jak fakt, że moja małżonka jest najczystszą Semitką z Banu Swelem, i to córką wypędzonych w 1948 z ich domu i ziemi “świętej” (pod Hajfą). Jej babki siostra została zamordowana przez gang terrorystów z Irgunu przed swoim domem. Mojej teściowej dwie Zydówki w leninówkach (ktore szwargotaly “jakim szeleszczącym językiem”, ani to byl hebrajski, ani jidish,) wyrwaly z uszu złote kolczyki a ich towarzysze splądrowali im dom”
(z dalszego ciągu wynikało, że w tym domu zamieszkali później Zydzi z Rumunii lub Mołdawii… A propos tego „szeleszczącego języka” – czyż nie mógł to równie dobrze być język polski? Nasz język uchodzi jak najbardziej za „szeleszczący” z uwagi na te nasze niekończące się „ś”, „ć”, „sz”, „cz”, „ść” i „szcz”…).

irgunGdyby tak istotnie dbano w większości mediów przynajmniej o zgodność przedstawainego nam obrazu z faktami, to zaczętoby go nie od Hamasu (tak jak to zrobił T. Terlikowski), bo to nie od niego bierze początek konflikt (ani tym bardziej jego eskalacja) na Bliskim Wschodzie. Dla Tomasza wszystko wydaje się „jasne”: tak, Izraelczycy nie mają innego wyjścia, jak brutalna wojna, no bo przecież ten parszywy Hamas… (który zresztą sami pomogli zmontować jako przeciwwagę dla Hezbollahu i OWP…). To zupełnie tak, jakby ktoś początków konfliktu polsko-niemieckiego z II Wojny upatrywał nie w dyplomacji późnych lat 1930tych ani nawet w inwazji z 1939 roku, ale… w atakach polskiego podziemia na niemieckich funkcjonariuszy i Volskdeutschów czy w zamachu bombowym na Cafe-Klub…

Wiemy doskonale, że Hamas nie jest pierwszą organizacją bojową i stosującą masowy terror w tamtym kraju, lecz że był nią wspomniany wyżej w cytacie żydowski Irgun  (który działał tam już od 1931 roku i miał swe korzenie w innej grupie, znanej jako Haganah, której korzenie sięgają aż roku 1907…). Wiemy dobrze (jeśli nie wręcz bardzo dobrze) o terrorze bombowym, jaki „bojownicy” tej organizacji przynieśli palestyńskim Arabom. sabra-shatillaDobrze ich z nim zaznajomili, skoro Arabowie rewanżują się podobnie. Znany  jest los szeregu wsi palestyńskich, w których dopuszczano się mordów na mieszkańcach, znana jest dziennikarzom nazwa przynajmniej jednaj z takich wsi: Deir Yassin (sam tylko internet roi się od informacji, więc chyba nie muszę podawać aż linku…). Jeśli już Tomaszowi Terlikowskiemu nie z tego jest znana, co tam się stało, to może DeirYassinprzynajmniej z tego, że miejsce, w którym się znajdowała, jest ledwie przecież 1400 metrów od Yad Vashem, o którym pisze on już w pierwszym zdaniu swego artykułu, gdy powołuje się na zbrodnie antyżydowskie zwane „Holokaustem” jako lekcję, która teraz nakazuje Izraelowi terror w Gazie. To wygląda na ironię: stawiać swoisty „pomnik” ofiar nieopodal miejsca, gdzie innym ofiarom zgotowano rzeź… (na zdjęciu: tablica z pomnika Deir Yassin w… Nowym Jorku). To niemal symbol tego, co stało się na terytorium dzisiejszego Izraela: jakby próba uzasadnienia terroru innym terrorem (którego jednak Arabowie się nie dopuścili). Próba akurat taka, jakiej red. Terlikowski się podejmuje, już zresztą nie pierwszy raz w ostatnich dwóch tygodniach

Zresztą jest to próba pokazaną w nieco skrzywionym zwierciadle również i z tego powodu, że Hamas u niego to niczym jakieś ogromne monstrum, zdolne niemal zniszczyć Izrael, stąd niby ta „świadomość konieczności obrony tego, co udało się zbudować, odzyskać.”

Tymczasem proporcje są w istocie całkowicie odwrócone: to Izrael jest uzbrojony po zęby, to on posiada setki głowic nuklearnych, nowoczesną artylerię i ciężkie czołgi. Palestyńczycy ze swoimi rakietkami, archaiczną bronią, a najczęściej wręcz kamieniami, prezentują się na tym tle niczym nasze własne niegdysiejsze „kamienie na szaniec”, co to z butelką benzyny na czołgi z czarnymi krzyżami…, gdy wrogowie „przyszli podpalić dom, gdy runęli żelaznym wojskiem”. Ci ludzie nie mogą mówić o tym, co „udało się zbudować, odzyskać” – bo im to, co mieli niegdyś zbudowane, zniszczono. Oni dopiero chcieliby odzyskać…

Ten stan potwiedzają niezależni obserwatorzy:
“Amnesty International zaobserwowała również, że większość Palestyńczyków postawionych przed sądem za przestępstwa “terrorystyczne” i torturowanych (podkreślenie moje – MM) przez Shin Bet (służbę bezpieczeństwa) była oskarżana o wykroczenia takie jak przynależność do nielegalnych stowarzyszeń lub rzucanie kamieniami. Byli wśród nich również więźniowie sumienia, jak np ludzie aresztowani jedynie za wzniesienie flagi” (Norman FinkelsteinThe Rise and Fall of Palestine.”)
Norman Finkelstei jest Żydem. Ale on niewiele ma wspólnego z prezentowaną przez T. Terlikowskiego apoteozą syjonistycznego terroryzmu. Chociaż jest Żydem… Czyżby ktoś zatem chciał być bardziej „żydowski” od (wielu) Żydów? Ten sam autor (bynajmniej nie jako jedyny – nawet nie jako jedyny Żyd) wskazuje na charakter państwa izraelskiego w inny jeszcze sposób:
„Decyzja Sądu Najwyższego Izraela z 1989 roku, według której każda partia opowiadająca się za całkowitą równością Arabów i Żydów może zostać pozbawiona prawa do wystawiania kandydatów w wyborach… (oznacza), że państwo Izrael jest państwem Żydów, a nie ich (Arabów) państwem.”
(Norman Finkelstein, “Image and Reality of the Israel-Palestine Conflict.”)

Tomasz pisze o hamasowcach jako “ubranych w cywilne ubrania terrorystach”. A w co, tak prawdę mówiąc, mieliby być ubrani? To nie jest regularna armia w mundurach. Gdy podziemie polskie podejmowało akcję terrorystyczną np w Warszawie (bo w Krakowie rzadziej się to zdarzało), to też wysztafirowywało się tam ono w mundury  z dystynkcjami?  „Ciekawa” jest również następna część tego samego zdania: „a inni (Palestyńczycy – przyp. MM) zginęli dlatego, że Hamas traktował ich jak żywe tarcze mające chronić liderów organizacji, a także stanowić broń propagandową w zachodnich mediach, które z lubością potępiają wojny, o ile prowadzone są one przez państwa zachodnie”.

hamasNo cóż, red. Terlikowski z kolei zdaje się pochwalać każdą wojnę, o ile tylko prowadzona jest przez Izrael… Żywe tarcze? Gaza to jedyne większe terytorium pozostawione palestyńskim Arabom przez syjonistów. To gdzie ten Hamas ma istnieć: może w Argentynie? Tym bardziej, że – czego „Tomo” już nie napisał – Hamas (skrót od “Harakat Al-Muqawama Al-Islamia” czyli “Islamski Ruch Oporu”) jest nie tylko organizacją zbrojną, ale ruchem polityczno-społecznym również w szerszym sensie. Przyznaje to również Wikipedia (wciąż jeszcze!) pomimo tego, że ta „wolna encyklopedia” jest coraz częściej cenzurowana i zdarza się ostatnio, że całe zamieszczane w niej artykuły lub ich fragmenty ni stąd ni z owąd „znikają” z netu co jakiś czas. Wg Wikipedii

“Hamas również prowadzi szerokie programy społeczne i zyskał popularność w społeczności palestyńskiej poprzez zakładanie szpitali, systemów edukacyjnych, bibliotek i innych usług na całym obszarze Zachodniego Brzegu oraz w strefie Gazy” (1)

Zgadzam się, że narażanie własnej ludności może pachnąć zbrodnią, ale co w takim razie powiedziałb Tomasz o przywódcach Powstania Warszawskiego? Nikogo na nic nie narazili? Czy wobec tego zaliczyłby on Powstanie Warszawskie też jedynie do rzędu zbrodniczych aktów terroru? Bardzo w to wątpię…

Dziwi go (i nie tylko jego), że już samo istnienie Izraela jest dla wielu Arabów trudne do przyjęcia?  Tak, jest. Tak jak dla Polaków trudne do przyjęcia było istnienie „Generalnej Guberni”. Czym jest – jeśli ktoś potrafi odpowiedzieć – dla Palestyńczyków Izrael, jeśli nie właśnie rodzajem Generalnej Guberni? Nie dziwi mnie więc opinia i tego polskiego muzułmanina wspomnianego przez T.Terlikowskiego, że jego zdaniem najpewniejszą drogą do pokoju jest likwidacja Izraela.

Neturei_karta2_55Pacyfistyczni Zydzi z Neturei Karta też pragną likwidacji Izraela. Zdają sobie bowiem doskonale sprawę z tego, co i my nie mniej doskonale wiemy: że cały obecny, ślimaczący się od dziesiątków lat (czas równy niemal życiu całego pokolenia ludzkiego) konflikt na Bliskim Wschodzie wyrasta swymi korzeniami właśnie z procesu narzucenia miaszkańcom tamtego regionu obcego, okupacyjnego i terrorystycznego wobec nich państwa. Nie ma, po prostu nie ma ucieczki od tego prostego, niezaprzeczalnego faktu: bez Izraela nie byłoby „Wojny Sześćdziesięcioletniej”, tak jak niegdyś bez inwazji zbrojnych Anglii nie byłoby Wojny Stuletniej… Można oczywiście dalej być pro-izraelskim i popierać cokolwiek Izrael uczyni. Ale nie można uczciwie zaprzeczyć faktowi, że konflikt wyrasta tam już z samej obecności tego państwa w tamtym konkretnym miejscu. Tak się bowiem składa, że w tamtym regionie to on jest agresorem. Broni się przecież (swoimi agresjami) nie przeciw inwazji ludów obcych, lecz przeciw desperacji ludności rdzennej…

Jeśli tylko uświadomimy sobie ten zasadniczy fakt, to łatwiej będzie nam prowadzić rzeczowe dyskusje na temat konfliktu bliskowschodniego. Bez tego uświadomienia skazujemy się jedynie na bezowocne międlenie o faktach zasłyszanych i wyczytanych, powtarzanych bez ładu i składu, ale za to z zacietrzewieniem czy to proarabskim czy proizraelskim. Cały schemat takich „wodolejskich” dyskusji sprowadza się do albo opowiadania się za Palestyńczykami „bo Żydzi ich terroryzują” (to prawda…) albo za Żydami, „bo islamscy fundamentaliści ich terroryzują” (też prawda…). Całość takich wymian opinii to czysta strata czasu, energii, nerwów osób co bardziej pobudliwych, strata papieru drukarskiego i strata prądu, gdy się ogląda w TV gadające głowy wystrojonych w modne krawaty marynarkarzy, rozkładających swoje pośladki na wygodnych fotelach studyjnych…

Najczęściej doniesienia w „poprawnych” politycznie mediach nie odnotowują innej jeszcze kwestii, a mianowicie kwestii t.zw. „Wielkiego Izraela”, co nie znaczy, że ona nie istnieje i że nie budzi bardzo konkretnych kontrowersji http://www.palestineremembered.com/Acre/Famous-Zionist-Quotes/Story695.html
http://en.wikipedia.org/wiki/Greater_Israel
http://www.mideastweb.org/Middle-East-Encyclopedia/greater-israel.htm
A jak widać, jest to kontrowersja isniejąca nawet w ścisłym kierownictwie izraelskim http://www.haaretz.com/hasen/spages/1020929.html

Mówimy tu o źle odrobionej przez syjonistów „lekcji Holokaustu”. Tymczasem to nie jedyna źle odrobiona przez nich lekcja. Nie odrobili oni bowiem nawet lekcji historii starożytnego Izraela. Ten dawny Izrael, który też – jeśli wierzyć pierwszym księgom Biblii – powstał z agresjii i ludobójstwa, potem praktycznie poza może krótkim okresem za Salomona, stale miał problemy z przetrwaniem. Stale zmuszony był się bronić, bywał napadany, likwidowany, zniewalany, a jego ludność poddana była gwałtom i eksodusom. Jeśli akurat nie miał problemów z Egiptem, to je miał z Asyrią, jak nie z Asyrią, to z Babilonią, albo Persją. Potem rządzili tam Grecy, w końcu Rzymianie i wtedy też nastąpiła ostateczna likwidacja państwa żydowskiego…

Tak, to prawda – nie ma tam teraz mocarstwa zwanego „Asyria”, nie ma potęgi znanej jako „Babilonia”, Grecja nie jest lokalnym mocarstwem, jakim była w przeszłości (w istocie to obecnie jeden z najuboższych krajów Unii Europejskiej). Persja też nie jest mocarstwem, choć istnieje nadal (ale już samo w sobie opracowywanie technologii nuklearnej przez ten kraj wywołuje niemal dreszcze w Izraelu…). Nie ma „Rzymu”, a jego „następca” w postaci Włoch nie jest mocarstwem i nie posiada na Bliskim Wschnodzie żadnej swej „kolonii” ani żadnej „prowincji”. Egipt natomiast nie jest już egipski, tylko arabski. Turcja zresztą też już na Bliskim Wschodzie nie rządzi ani Wielka Brytania… Afrika Korps też nie nadciąga na gąsienicach swych czołgów…

Jednak sytuacja geopolityczna takiego małego państewka (nawet zazbrojonego powyżej czubka głowy najnowocześniejszymi rodzajami broni masowego rażenia), nie staje się w takim regionie wiele lepsza. W dodatku samo istnienie takiego państwa zależy od ciągłej pomocy i wsparcia (technologicznego, politycznego i finansowego) ze strony obcych mocarstw (głównie USA). Czy ktoś może mi powiedzieć jakie długofalowe szanse na przetrwanie ma organizm państwowy, który musi bez przerwy polegać na obcym mocarstwie, bo samemu trudno byłoby mu się na dłuższą metę utrzymać? Czy nikt nigdy nie zadał sobie pytania, czy aby ta nieustająca walka Izraela o samo istnienie nie jest czymś na kształt niekończącej się walki z wiatrakami, które i tak w końcu okażą się – tak jak w „Don Kiszocie” – silniejsze? Izrael zdaje się – i to przez całych już ponad 60 lat swego istnienia – siedzieć na rozżarzonych węgielkach. Już nawet skromne wyliczenie konfliktów Izraela przez Wikipedię (obejmujące zarówno konflikty oficjalnie zwane „wojnami” jak i te niezaszczycone takim mianem) wygląda dość „imponująco” jak na zaledwie 60 lat istnienia państwa…  Z tego wyraźnie widać co jest główną przyczyną wrzenia wojennego w tamtej części świata.. Właściwie niczego nie trzebaby dodawać. Nie trzebaby wyliczać tych wszystkich walk, ataków terrorystycznych z obu stron, okupacji, wypędzenia miażdżącej większości Palestyńczyków z ich ziemi i „zaryglowania” ich w Strefie Gazy… Nie trzebaby zaznajamiać się z coraz to bardziej „jednostajnie” prezentującymi się „news” o tym, co się tam dzieje (istotnie: na całe tygodnie naprzód można „przepowiedzieć” o czym będą doniesienia prasowe i telewizyjne stamtąd…). Będzie obejmować tematy powszechnie już znane:

http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Terrorist_Attacks_Against_Israel_Before_1967 http://www.haaretz.com/hasen/spages/1052037.html http://www.informationclearinghouse.info/article21471.htm
http://sabbah.biz/mt/archives/2009/01/07/palestinian-girl-confronting-israeli-terrorist/
http://www.truthtellers.org/alerts/israelfoundedonterror.htm
http://jewsvszionists.wordpress.com/2008/05/16/jews_reject_60_years_of_israeli_terrorism_apartheid_against_palestinians/
http://judicial-inc.biz/London_bus.htm

Rewizjonizmy terytorialne istnieją przez całe wieki. Przekonaliśmy się o tym my, Niemcy, Francuzi i inni też.
Ci, którzy sobie wyobrażali, że można to uczynić w Palestynie i „jakoś to będzie”, mieli chyba Arabów za podludzi i to szczególnie debilnego sortu (szereg wypowiedzi czołowych syjonistów zdawałby się to potwierdzać) . (2) Powiedzmy sobie, ale zupełnie szczerze: czy kiedykolwiek zdarzyło się nam słyszeć lub czytać o tym, by dało się po prostu przegnać ludność z jakiegokolwiek terytorium (pomagając sobie zbrodniami masowymi) bez generowania w ten sposób zemsty, rewizjonizmu i rewanżyzmu?

W Europie poprzesuwano granice. Ku radości jednych i zgryzocie drugich. I chociaż w tej chwili nic nie zapowiada zmian, nikt na dobrą sprawę nie wie, jak długo ten stan potrwa. Ale przez cały ten czas panuje tu względny spokój – przerywany jednak kolejnymi konfliktami: a to w Jugosławii (jeszcze tak na dobrą sprawę niezakończony), to znowu w Osetii/Gruzji/Rosji. Nie jest do końca rozwiązana kwestia irlandzka, a od czasu do czasu daje o sobie znać separatyzm baskijski w Hiszpanii, nierzadko też znaczony terroryzmem.

hamas_rallyW Palestynie jednak praktycznie trwa on bez przerwy. I to już tak na dobrą sprawę od lat 1930tych, z preludium sięgającym jeszcze dalej wstecz. Ten konflikt trwa zdecydowanie zbyt długo, by można było mówić o rychłym zakończeniu. To raczej ciąg konwulsji wybuchających regularnie.  Protekcja okazywana Izraelowi przez Zachód, szczególnie przez USA, staje się dodatkowo zarzewiem szerszego jeszcze konfliktu: między światem islamu a nami. islam_evilDoprowadziła też do globalizacji kwestii żydowskiej – chociaż stworzenie Izraela miało doprowadzić rzekomo do jej zaniku. Kwestia ta pozostała dalej tam gdzie była – choć w szeregu krajów uległa osłabieniu (paradoksalnie jednak nie tyle w wyniku utworzenia Izraela, ale w wyniku przebiegu II Wojny…). Tak jak kwestia żydowska uległa globalizacji, tak też uległa jej antyżydowskość. Izrael, który dać miał Zydom bezpieczeństwo, robi wrażenie oblężonej twierdzy i to nawet wyglądem. Co prawda trzeba przyznać, że to nie dlatego, że jakiś wróg zewnętrzny ją otoczył – raczej dlatego, że zbudowano ją na cudzym terytorium…

Istnienie Izraela od dawna nie jest już przyczyną tylko i wyłącznie konfliktu lokalnego. Zatruwa, niestety skutecznie, stusunki międzynarodowe i jest powodem zaostrzających się konfliktów międzycywilizacyjnych. Zagraża w ten sposób już nie tylko Palestyńczykom oraz – w dalszej perspektywie – Żydom, ale ludom cywilizacji europejskiej i islamskiej. Konflikt ten, ulega rozszerzeniu na inne kraje. I to nie tylko w tym sensie, że namnożyły się zamachy terrorystyczne, takie jak seria zamachów żydowskich, znana pod nazwą „afery Lavona” (3) , czy zamachy bombowe terrorystów islamskich w krajach Europy (Londyn, Madryt) czy Dalekiego Wschodu (Bali), ale także w sensie militarnym. Były już wojny Izraela z krajami arabskimi, były wojny w Libanie. Wojny w Iraku i Afganistanie mają swe korzenie w „Wojnie Sześćdziesięcioletniej” i co do tego mało kto ma jakiekolwiek wątpliwości. Coraz częściej dyskutuje się otwarcie możliwość inwazji na Iran oraz na Syrię. Sytuacja na Bliskim Wschodzie stała się dżumą stosunków międzynarodowych, międzykulturowych, międzyreligijnych, międzycywilizacyjnych, nawet międzyrasowych.

Taka eskalacja globalna jednego konfliktu lokalnego zapewne nie byłaby możliwa, gdyby nie „specjalny” rodzaj stosunków Izraela i USA. Specjalny ten charakter nie zapobiegł aktom terroryzmu między nimi, ale tak jakoś dziwnie się te akty układały, że były one zawsze aktami terroryzmu izraelskiego wobec obywateli USA, nigdy zaś odwrotnie… I uchodzą one na „sucho”… Na tym właśnie polega ów „specjalny” charakter tych stosunków bilateralnych…. (4)

MIDEAST-ISRAEL-PALESTINIAN-CONFLICT-GAZAStąd też nie dziwi, że Izrael bezkarnie pozwala sobie na używanie bomb napalmowych wobec ludności Gazy. I że używa artylerii – czyli wyjątkowo nieprecyzyjnej broni – do ostrzeliwania gęsto zaludnionego obszaru (półtora miliona mieszkańców). I że zrzuca ostatnio ulotki nad Gazą, informujące jej ludność, że będzie jeszcze więcej ostrzału i bombardowań.

Bez owych „specjalnych”stosunków z Ameryką nie pozwoliłby sobie na nic podobnego. Ba, bez nich w ogóle nie istniałby tam, gdzie dziś jest. Byłby zupełnie gdzie indziej. Z dala od tych, których ziemie zabrał terrorem takim, za jaki Miloševič i Karadzič z Jugosławii poszli przed trybunał międzynarodowy… Byłby państwem pokoju, na jaki zasłużyli sobie Żydzi po okresie 1800 lat nieposiadania własnego, niepodległego kraju. Byłby powszechnie szanowany, a nie coraz bardziej pogardzany i znienawidzony na świecie. Potrafiłby przyczynić się do stworzenia wizerunku Żyda jako człowieka takiego jak inni, zamiast pracowicie kłaść fundament pod dalszy, kto wie jeszcze jak paskudny „antysemityzm”…

Nie brakuje pomysłów na to, by państwo żydowskie przenieść gdzie indziej.
Pan Ronen Eidelman proponuje stworzenie takiego awaryjnego państwa („Medinat Weimar”) w Niemczech, a konkretnie w Turyngii ze stolicą w Weimarze.  Natomiast Yael Bartana, sugeruje wręcz, by trzy miliony Zydów sprowadzić do Polski… Oto fragment recenzji jednego z jej filmów, odnoszący się do tej kwestii:

„Protagonista sugeruje, że aby Polska mogła zostać w pełni zaakceptowana przez innych Europejczyków, kraj ten musi przyjąć tolerancję i multikulturalizm oraz przyjąć z powrotem swych Zydów. Prowokacyjnie oświadcza on: „Niechaj owe trzy miliony Zydów, których Polsce brakuje….przegna demony. Wracajcie do Polski, do waszego kraju!” http://www.thejewishmuseum.org/exhibitions/bartana09

Problem w tym, że jest to w gruncie rzeczy idea podobna do tej, która dała w wyniku obecny Izrael i – używając eufemizmu – „mniej niż zadowalające” skutki jego istnienia. Są to jedynie półśrodki, a nie projekty rozwiązania permanentnego. I można się już dziś założyć, że nawet gdyby któryś z tych pomysłów miał zostać zrealizowany, to zacznie on przynosić owoce równie zatrute jak i w przypadku umieszczenia na siłę państwa żydowskiego na ziemi arabskiej. Jednak główną zasadą tworzenia jakiegokolwiek państwa żydowskiego w przyszłości winno być, by je zakładać tam, gdzie nie ma licznej ludności miejscowej lub zgoła żadnej. Kto wie, być może w istocie pomysły Eidelmana czy Bartany nie wskazują “punktu docelowego” lecz jedynie mają przyczynić się do wywołania szerszej dyskusji na temat stworzenia nowego kraju dla ludności żydowskiej? Być może projektodawcom (czy to z ich własnej inicjatywy, czy też za czyjąś zachętą) chodzi o miejsca w gruncie rzeczy inne niż Weimar czy Polska? Może Polska i Weimar to jedynie rodzaj “latarni morskiej”, której zadaniem nie jest w końcu naprowadzenie statków na siebie, lecz na port położony nieco dalej albo ostrzeżenie wręcz przed przypływaniem bliżej miejsca, w którym sama stoi? Jako ludzie nie pozbawieni inteligencji, musimy i taką możliwość brać pod uwagę. Tak czy inaczej, inicjatywa Eidelmana i Bartany stanowi w gruncie rzeczy (nawet jako półśrodek) wyjście we właściwym kierunku. Dokładnie tak jak sam syjonizm: zwykło się nieraz – ze względu na zbrodnie Izraela i syjonistyczny terror – uznawać syjonizm za zło. Niejednokrotnie uczestnicy demonstracji antyizraelskich skandują nawet hasła w rodzaju: “Judaism-yes; Zionism-no! The state of Israel has got to go!” Nawet jeśli to istotnie prawda, że obecny Izrael “has got to go”, syjonizm nie jest złem. Są w nim skrajności (jak w każdym ruchu i ideologii, to prawda. Ale sam w sobie jest jak najbardziej słuszny w swym założeniu, że ludności żydowskiej należy się własne państwo. Syjoniści natomiast popełnili kardynalny błąd, zakładając swoje państwo tam, gdzie ono aktualnie się znajduje i przeprowadzając na tamtym terenie zbrodnicze czystki w rodzaju tych, prowadzonych swego czasu przez hitlerowców na Zamojszczyźnie czy gdzie indziej. Niejednokrotnie mówi się o Izraelu otoczonym „morzem wrogów”. Już sam ten fakt wystarcza do zakwestionowania tezy o słuszności wizji twórców obecnego Izraela. Jakaż bowiem przezorność i mądrość kryje się w pomyśle tworzenia nowego państwa „w morzu wrogów”? Nie lepiej było poszukać miejsca odpowiedniejszego?

Czy rzeczywiście nie jest możliwe, że utworzenie Izraela tam, gdzie się znajduje, było historycznym błędem? Nigdy, naprawdę nigdy nikomu nie przyszło to na myśl?

OfiaraKto wie: może jednym z powodów, dla których liderzy krajów Zachodu tak popierają Izraela „prawo do istnienia” tam, gdzie on jest, i dla którego nie ważą się potępiać jego państwowego terroryzmu jest to, że sami woleliby takiego państwa nie „gościć” w swoich własnych krajach. Wolą raczej, by wieści o nienawiści i rozlewie krwi nadchodziły z Gazy, Zachodniego Brzegu czy Jerozolimy niż np z Weimaru, hiszpańskiej Andaluzji czy amerykańskiej Alaski…(5)

Doprawdy, jedynym rozsądnym rozwiązaniem obecnej sytuacji – myśląc obiektywnie i zupełnie „na chłodno” – jest całkowity demontaż Izraela jako państwa w jego obecnym położeniu geograficznym i odtworzenie go zupełnie gdzie indziej i to z takim obszarem, by nawet wszyscy Zydzi – jeśli sobie tego zażyczą – mogli się tam kiedyś przenieść.
Wbrew pozorom jest ogrom miejsca na Ziemi, gdzie takie państwo dałoby się stworzyć. Weźmy choćby Australię, gdzie nie powinno stanowić problemu wydzielenie obszaru mogącego pomieścić miliony ludzi. Nikt nie może twierdzić, że w Australii nie da się żyć. W Kanadzie byłoby pewnie jeszcze lepiej, bo tam nie brakuje ogromnych wysp. Chociaż tam z kolei jest znacznie zimniej, średnie temperatury roczne utrzymują się poniżej zera stopni. Przykładem jest Victoria Island, która ze swoimi ponad 217 000 km2 ma powierzchnię odpowiadającą ponad 2/3 terytorium Polski., jest też większa od Wielkiej Brytanii.  Tymczasem wszystkich mieszkańców jest tam aktualnie około tysiąca dziewięciuset… Spory potencjał ma także Alaska… Nikt nie może twierdzić, że brakuje możliwości. Przy czym to oczywiście jest w jak najlepiej pojętym interesie syjonistów, by się za taką możliwością rozglądać, dokładnie tak, jak to robili dziesiątki lat temu, tylko tym razem lepiej i rozsądniej.

Możliwości wciąż istnieją, jednak z każdym dziesięcioleciem są coraz mniejsze, gdyż obecnie żyje na Ziemi między 6 a 7 miliardami ludzi i ich liczba szybko wzrasta. Jeszcze 70 lat temu było rzeczą całkiem do pomyślenia, by próbować budować żydowskie państwo na Madagaskarze . Dzisiaj takie pomysły mogą należeć jedynie do historii.

Tak jak w przeszłości mieszkańcy niegdysiejszych kolonii tak czy owak odzyskaliby kiedyś niepodległość a Francja tak czy owak uwolniłaby się w wiekach średnich od dominacji Anglii (obojętnie: z Joanną d’Arc czy bez Joanny d’Arc…), tak też prędzej czy później Arabowie poradzą sobie z potęgą Izraela, a także ze swoimi własnymi wewnętrznymi podziałami (kto wie – może Izrael wręcz przyczyni się do jedności arabskiej?), a małe rozmiary Izraela sprawią, że nawet jego potęga nuklearna i rzeka pieniędzy z USA nie wystarczy… W dodatku on graniczy z Arabami ze wszech stron i ma ich jeszcze sporo (dobrze ponad milion!) wewnątrz swego malutkiego kraju… (przecież ruchawki są i w Jerozolimie – właśnie niedawno pokazano, jak izraelski wojskowy łazik w tym mieście uciekał przed gradem kamieni…).

W tym miejscu pozwolimy sobie zacytować dwa fragmenty książki Gilada Atzmona, urodzonego i wychowanego w Izraelu, a obecnie mieszkającego w Wielkiej Brytanii. Atzmon niedwuznacznie sugeruje, że jego zdaniem los Izraela jest już przesądzony, obojętnie co jeszcze się tam w międzyczasie wydarzy:

„Urodzeni w Izraelu świeccy Zydzi, produkty transformacji syjonistycznej, są obecnie tak przyzwyczajeni do swej egzystencji w regionie, że zatracili oni swój żydowski instynkt przetrwania. Zamiast niego zaadoptowali hedonistyczną interpretację zachodniego oświeconego indywidualizmu, który usuwa z nich ostatnie resztki plemiennego kolektywizmu. Ten stan rzeczy może wyjaśniać dlaczego Izrael został pokonany w wojnie w Libanie w 2006 roku. Współcześni Izraelczycy nie widzą żadnego powodu, by poświęcać siebie na kolektywnym ołtarzu żydowskim. Są o wiele bardziej zainteresowani badaniem pragmatycznych aspektów „dobrego życia”. Zapewne z tego właśnie powodu armii izraelskiej nie udało się  złamać Hamasu w operacji „Cast Lead”. Aby to uczynić, izraelscy generałowie musieliby zastosować odważną taktykę walki lądowej. Zdają sobie oni sprawę, że dywanowe bombardowanie Gazy i zrzucanie białego fosforu na na schrony ONZ nie doprowadzą do „koniecznych rezultatów”, jednak nie mogą zrobić niczego innego. Hedonistyczne społeczeństwa nie wydają wojowników spartańskich, a bez posiadania prawdziwych wojowników lepiej walczyć na odległość.
Nie trzeba dodawać, że Palestyńczycy, Syryjczycy, Hezbollah i Irańczycy widzą to wszystko. Dzień po dniu analizują tchórzliwą taktykę izraelską i poprawnie interpretują izraelskie realia. Wiedzą, że dni Izraela są policzone.”

I dalej:

Beaufort, nagrodzony izraelski film wojenny nakręcony w 2007 roku, jest zdumiewającą demaskacją izraelskiego zmęczenia i defetyzmu. Opowiada on historię specjalnego oddziału piechoty IDF (czyli „Izraelskich Sił Obrony” – przyp. MM), okopanej w bizantyjskiej fortecy na szczycie wzgórza w południowym Libanie. Akcja ma miejsce w roku 2000, jedynie dni przed pierwszym wycofaniem się Izraela z Libanu. Jednostka jest okrążona przez bojowników Hezbollahu. Dniem i nocą żyją w okopach, kryją się w betonowych schronach i poddani są nieustającemu ostrzałowi granatów i pocisków. Choć wszyscy marzą o swym życiu po powrocie z piekła, w którym się znaleźli, giną jeden po drugim z rąk niewidzialnego wroga.

Widownia izraelska kochała Beaufort. Sądzę, że widziała w nim alegorię swego własnego stanu końcowego. Tak jak żołnierze izraelscy w filmie marzą o ucieczce tak daleko, jak się da, czy to poprzez osiedlenie w Nowym Jorku czy zalanie się w trupa w Goa, społeczeństwo izraelskie godzi się zwolna z tymczasowością swego kraju i próżną egzystencją. Jak ci żołnierze, Izraelczycy pragną zostać nowojorczykami, paryżanami, londyńczykami czy berlińczykami (a najwyraźniej z dnia na dzień rośnie także liczba Izraelczyków ustawiających się w kolejce po polskie paszporty).” (“The Wandering Who?”, 2011, s. 98 i 99)

israelis_watching_gaza_bombardment_2_1Dzisiaj to jeszcze, jak na tym zdjęciu, pokazywanym w internecie, mogą Izraelczycy ze śmiechem przez lornetkę oglądać bombardowanie Gazy…  I mówić dużo o miejscowości Sderot, bo tam kiedyś spadały prymitywne rakiety wystrzelonego przez Palestyńczyków (większość tych „rakiet” z reguły nawet nie eksploduje…). Milczą natomiast o tym, co tam Saladin1było zanim powstał Sderot – arabska wieś Najd, poddana czystce etnicznej w maju 1948 roku…. Czy ktokolwiek z nas Uciechanaprawdę sądzi, że Arabowie to małpy, które nie potrafią pamiętać? Kiedyś i Krzyżowcy potrafili bić tych Arabów na tej samej ziemi. No i co się w końcu stało? Tak, Izrael jest pomyłką…

PRZYPISY

1.. W oryginale: “Hamas also runs extensive social programs[3] and has gained popularity in Palestinian society by establishing hospitals, education systems, libraries and other services[4] throughout the West Bank and Gaza Strip

2. “Milion Arabów niewart jest żydowskiego paznokcia.” — Rabin Yaacov Perrin, Feb. 27, 1994 ( N.Y. Times, Feb. 28, 1994, p. 1).

“Przepędźcie tę populację bez grosza przez granicę, odmawiając jej zatrudnienia… Zarówno process wywłaszczania jak I usuwania biednych musi zostać przeprowadzony dyskretnie i ostrożnie.” – Theodore Herzl, założyciel World Zionist Organization

“Jest obowiązkiem przywódców izraelskich wyjaśnianie opinii publicznej, jasno i odważnie, pewnej liczby faktów, które z czasem zostały zapomniane. Pierwszym z nich jest, że nie ma syjonizmu, kolonizacji lub Państwa Zydowskiego bez wysiedlenia Arabów i zagarnięcia ich ziem.”
Yoram Bar Porath, Yediot Aahronot, of 14 July 1972.

„Zredukujemy arabską populację do rzędu społeczności drwali i kelnerów”-
Uri Lubrani, specjalny doradca premiera  Ben-Guriona do spraw arabskich

“Musimy zastosować terror, zabójstwa, zastraszenie, konfiskację ziemi i odcięcie wszelkich świadczeń społecznych, aby pozbyć się populacji arabskiej z Galilei” – Israel Koenig, “The Koenig Memorandum.”

„Deklarujemy otwarcie, że Arabowie nie mają prawa do osiedlenia się na bodaj centymetrze Eretz Israel… Siła jest wszystkim, co rozumieją i kiedykolwiek zrozumieją. Będziemy stosować przemoc tak długo, aż Palestyńczycy przyczołgają się do nas na czworakach.” – Rafael Eitan, szef sztabu izraelskich sił zbrojnych – Gad Becker, Yediot Ahronot 13 April 1983, New York Times 14 April 1983.

3. Chodzi o całą serię zamachów bombowych wymierzonych przeciw Amerykanom na Bliskim Wschodzie, a konkretnie w Egipcie. Zamachy te przypisywane były powszechnie terrorystom arabskim aż do momentu, gdy kolejna bomba wybuchła przedwcześnie jeszcze w rękach… żydowskiego zamachowca. Wtedy, jak po nitce do kłębka, dotarto aż do izraelskiego ministerstwa obrony, w wyniku czego minister obrony, Pinhas Lavon, podał się do dymisji.

4. Victor Ostrovsky, b. oficer Mossadu informuje na przykład, że jesienią 1991 roku służba ta planowała zamach na prezydenta USA, George’a  Busha (seniora). A było to tak: zorganizowana została wówczas w Madrycie konferencja z udziałem Izraela i wszystkich jego arabskich sąsiadów, włączając Palestyńczyków, którzy wystąpili tam jako część delegacji Jordanii. Aby zmusić do udziału w tej konferencji znajdujący się w tarapatach finansowych rząd Icchaka Shamira, Bush zastosował, jak pisze Ostrovsky, „ten rodzaj nacisku, jaki amerykański prezydent rzadko miał odwagę wywrzeć”, mianowicie zamroził on (wbrew rozwścieczonej wspólnocie żydowskiej w USA) gwarancje pożyczek dla Izraela, wynoszących ogółem 10 mld dolarów. Obawiając się, że rozmowy z Arabami – zwłaszcza z Palestyńczykami – mogłyby zakończyć się zmuszeniem Izraela do odstąpienia części terenów okupowanych, Mossad podjął decyzję zamordowania Busha w Madrycie i to w taki sposób, aby winą za to morderstwo zrzucona została na Palestyńczyków, aby w ten sposób spowodowała dodatkowo powszechne znienawidzenie Palestyńczyków w USA. W tym celu wyselekcjonowano 3 palestyńskich ekstremistów jako kozłów ofiarnych. Byli nimi: Beijdun Salameh, Mohammed Hussein i Hussein Shahin. Chodziło o to, by sprowadzić owych trzech do Madrytu jak najbliżej Busha, a następnie go zamordować. W powstałym chaosie zamierzano dalej zlikwidować owych trzech „zamachowców” i w ten sposób zapewnić „jeszcze jedno zwycięstwo Mossadowi. Byłoby im przykro, że nie zdołali uratować prezydenta, jednak jego ochrona nie była przecież ich zadaniem”. Postarano się nawet o to, by zorganizować „przeciek” do policji hiszpańskiej, że owych trzech ekstremistów udaje się do Madrytu i zapewne planują coś ekstrawaganckiego. Jeśli w końcu projekt ten nie wypalił, to dlatego, że grupa oponujących temu pomysłowi funkcjonariuszy Mossadu, zorganizowała inny, tym razem autentyczny przeciek i to tak, by Amerykanie dowiedzieli się o tym planowanym zamachu, a Mossad o tym przecieku. Akcja została odwołana.(p. Victor Ostrovsky. „The Other Side of Deception” HarperCollins, New York, 1995 s. 353-361)

5.. Było tak przecież i w przeszłości, co wywołało swego czasu, w latach 1930tych wręcz wesołość i sarkazm Josepha Goebbelsa :

„Jest rzeczą godną uwagi, że wszystkie państwa, których opinia publiczna sprzyja Zydom, odmawiają zaakceptowania naszych Zydów. Mówią one, że są oni wspaniałymi pionierami kultury i geniuszami ekonomii, dyplomacji, filozofii i poezji, jednak z chwilą, gdy próbujemy im wepchnąć któregoś z tych geniuszów, zatrzaskują swoje granice: „Nie, nie! Nie chcemy ich!”. Myślę, że to istny ewenement w historii świata, narody odrzucające geniuszy.”

http://www.brasschecktv.com/page/822.html
http://www.nkusa.org/
http://en.wikipedia.org/wiki/Wars_of_Israel
http://medinatweimar.org/2008/06/15/the-neues-museum-saga/
http://kafee.wordpress.com/2008/06/15/a-jewish-state-in-germany-as-an-artwork/
http://www.heretical.com/miscellx/zionism.html

5 Comments

  1. Hermes

    Hm, niezłe, mam watpliwości co do wyboru faktów na potwierdzenie tezy ale tekst jest ciekawy.

  2. Leszek Koziol

    Izrael prawdopodobnie jest pomylka, ale taka do popelnienia ktorej z uplywem lat coraz trudniej sie przyznac. Tak jak Madagaskar jest teraz mrzonka jesli chodzi o osiedlanie tam Zydow, tak samo mrzonka sa pomysly typu Alaska czy Victoria Island. I wcale nie dlatego tylko ze tam zimno jak cholera i wiekszosc Zydow wybralaby obecny stan oblezenia w sloncu Palestyny. Glownie dlatego ze z uplywem lat rosnie mit szancow i domostwa (nawet na cudzej ziemi) wrastaja w dusze coraz bardziej. Zydzi maja zreszta zastepcze panstwo ktore nazywa sie USA, gdzie mieszka ich wielokrotnie wiecej niz w Izraelu, gdzie ich wplywy na polityke, kulture, religie rowniez maja znaczenie nie mniejsze, a czesto wieksze w istocie niz w malutkim Izraelu.

  3. monio

    Zwróć uwagę, Leszku, że kiedy powstawał pod koniec XIX w. ruch syjonistyczny, to sam postulat tworzenia JAKIEGOKOLWIEK państwa żydowskiego też uchodził za mrzonkę. Miażdżąca większość Zydów była syjonistom przeciwna. Jednak po ledwie kilkudziesięciu latach powstał Izrael. Zatem nie jest wcale nie do pomyślenia, że jak już raz ten Izrael powstał, to może równie dobrze zostać przeniesiony. Jeżeli w ciągu “Wojny Sześćdziesięcioletniej” nie udało się ani usunąć zagrożenia dla Izraela ani zmusić Arabów do rezygnacji z odzyskania Palestyny, to jak można liczyć, że uda się to w przyszłości? Kraj “zastępczy” w USA też nie będzie trwał wiecznie. Jak długo Amerykanie nie-żydowscy pozwolą na to, by ich Zydzi wplątywali w coraz to nowe konflikty, robiące im coraz więcej wrogów w skali globalnej? Jak długo pozwolą na to, by nimi rządzili? By decydowali o ich finansach? O ich polityce zagranicznej? Jak długo będą się biernie przyglądać aktom terroryzmu popełnianego na ich obywatelach przez żydowskich “sojuszników”? Jak długo mało ich będzie obchodzić to, że co rusz wśród ich żydowskich współobywateli znajdują się szpiedzy na rzecz Izraela, wykradający im tajemnice państwowe, których kradzież drogo Amerykę kosztuje? Jak długo będą w “otępieniu” tolerować fakt, że ci żydowscy szpiedzy są potem arcy-łagodnie traktowani przez “wymiar sprawiedliwości” USA? “Nic nie może przecież wiecznie trwać” – więc i to też się kiedyś skończy. Może przez jakiś czas jeszcze będzie istniała ochota “obrony szańców”, ale na dłuższą metę skończy sią ona tak jak obrona “Okopów św. Trójcy”. I coraz więcej Zydów zaczyna zdawać sobie z tego faktu sprawę. W spokojnym państwie żydowskim pewnie znacznie więcej Zydów by osiadło. Ten obecny Izrael zaś ma nie tylko nowych przybyszów, ale i emigrantów, którzy wolą wynosić się stamtąd do Europy lub Ameryki. “Wojnę Demograficzną” z Arabami Izraelczycy już teraz przegrywają z kretesem. Stąd m.in. ten pomysł owego “muru jerozolimskiego”. Mają się nim całkiem otoczyć niczym w klasztorze? Izrael jest skazany na demontaż tak czy owak, nikt na to w żaden sposób nie poradzi.

    Cheers!!!

  4. Leszek Koziol

    Tak, chyba najbardziej przemawia Twoje zdanie “W spokojnym państwie żydowskim pewnie znacznie więcej Zydów by osiadło”. Tylko gdzie? Na Florydzie? Wiekszosc Zydow nie wyobraza sobie panstwa Izrael bez Jerozolimy, bez Sciany Placzu. Trudno mi uwierzyc zeby ten narod mogl zrezygnowac z etosu powstawania nowozytnego Izraela w Palestynie. Beda tam tkwic za wszelka cene, nawet cene izolacji od calej reszty Swiata.
    A co do Amerykanow, to dopoty beda tolerowac obecna sytuacje dot. ingerencji Izraela w wewnetrzne sprawy USA dopoty nie beda miec o tej ingerencji pojecia. Pamietam sprzed kilku lat jak porownywano w czasopismie Harpers maturzystow sprzed 100 lat i obecnych. Tamci sprzed wieku znali lacine i greke, orientowali sie we wlasnej literaturze, sztuce, przewaznie byli rzeczywista smietanka spoleczenstwa przyszlosci. Prawda, teraz byle papier ukonczenia High School nie jest niczym niezwyklym, ale strach pomyslec co sie dzieje z kultura amerykanskiej mlodziezy. Nie, bedzie jeszcze gorzej. Spoleczenstwo roboli wychowanych jedynie po to by konsumowac to na czym mala grupka najbogatszych obywateli zechce oprzec fundamenty swojego dalszego dobrobytu nie moze rozumiec intrykacji o ktorych rozmawiamy, nie ma do tego zadnego przygotowania. Jesli nawet swieta zasada demokracji “one man, one vote” nie moze znalezc sobie wystarczajacego poparcia w najwazniejszych amerykanskich wyborach, to co mowic o zakulisowych rozgrywkach elit, zreszta nieproporcjonalnie zydowskich albo przynajmniej proizraelskich. Dopoki Ameryka rzadzi AIPAC, nie widze szansy na zmiane.

  5. monio

    Tak, masz niewątpliwie rację, że tak będzie. Zapewne istotnie będzie jeszcze gorzej zanim będzie lepiej. Ale czasy się zmieniają. Mnie to do pewnego stopnia przypomina lata 1970-te. Też się wydawało, że “niczego nie da się zmienić”. A później jeszcze, w latach 1980 Honecker uważał, że “mur berliński” postać może i “ze sto lat”. “A mury, runą, runą runą…”. Tak jak te berlińskie runęły, tak runą i te jerozolimskie. Królestwo Jerozolimy też runęło, bo nie miało oparcia w regionie. Izrael też go nie ma…

    Jeżeli Zydzi mimo wszystko wybiorą trwanie w swoich “okopach” jerozolimskich, to będą to ich własne “Okopy św. Trójcy”. Tylko, że my już z tymi “okopami” nie będziemy mieć nic wspólnego. Prędzej czy później będą musieli rozejrzeć się za innym miejscem niż Palestyna, czy tego będą chcieli czy nie.

    Cheers!!!

Leave a Reply